Dyrektor z TVP przyznaje, że miał kontakt z hejterką Emi. "Pamiętam jedną rozmowę telefoniczną z tą Panią"
Dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej odpowiedzialny za wszystkie programy informacyjne w TVP zaprzecza informacjom, jakie ukazały się w poniedziałkowej "Gazecie Wyborczej". Mówiąc ściślej – trochę zaprzecza, a trochę potwierdza. A chodzi o słowa słynnej bohaterki afery hejterskiej, czyli "Małej Emi" z Twittera.
Istotną rolę w całym tym procederze miały odgrywać media. Emi wprost wymienia nazwiska dziennikarzy, którym przekazywała materiały na niewygodnych sędziów. W wywiadzie padły nazwiska Wojciecha Biedronia, Michała Rachonia, Przemysława Wenerskiego, Samuela Pereirę i Jarosława Olechowskiego.
– Chodziło o jakąś sprawę nepotyzmu w sądzie, już nie pamiętam – mówi internetowa hejterka o kontakcie z byłym szefem "Wiadomości", a obecnie dyrektorem TAI. "Mała Emi" potwierdziła, że materiał o tym, co przekazała Olechowskiemu, ukazał się wówczas w głównym wydaniu "Wiadomości".
Jarosław Olechowski do tych doniesień odniósł się już w niedzielę wieczorem. Przyznał, że "pamięta jedną rozmowę z "Małą Emi".
"Szanowni Państwo, dementuję rewelacje 'Gazety Wyborczej' jakoby Emilia Szmydt 'podsuwała mi materiały o sędziach'. Pamiętam jedną rozmowę telefoniczną z tą Panią. Była w stanie upojenia alkoholowego. Tak silnego, że nie zrozumiałem o co jej chodziło. Kolejny fejk news Agnieszki Kublik" – zapewnił Olechowski.
W poniedziałek rano, gdy zorientował się, że nie chodzi o informację Agnieszki Kublik, a o słowa z wywiadu samej Emilii Szmydt, Olechowski uzupełnił swoje stanowisko.
Emilia Szmydt w wywiadzie dla "Wyborczej" opisała mechanizm hejtowania sędziów krytycznych wobec "dobrej zmiany". "(...) byłam waleczna, walczyłam o Polskę, robiłam coś dobrego – tak mi to chłopaki przedstawiali" – tłumaczy bohaterka afery z farmą trolli.