39-letni Maciej rzucił wszystko i ruszył na rowerze dookoła świata. "Co, ja nie dam rady?!"
W telegraficznym skrócie plan wygląda następująco: okrążyć świat na rowerze, po drodze zaliczając 5 kontynentów, 50 państw i 50 000 kilometrów. Na takie przedsięwzięcie rzucił się 39-latek, który – jak przyznaje – nigdy nie był wytrawnym cyklistą; raczej przeciętnym Kowalskim, który marzył o wielkiej przygodzie. Nie przygotowywał się kondycyjnie do tak ekstremalnej eskapady; ot, pewnego dnia po prostu wsiadł na rower, jakby była to sobotnia przejażdżka, i ruszył przed siebie. Odpalam internet i zaczynam rozmowę z Maciejem "Kosmopolackiem" Wdowskim, urodzonym w Końskich 39-latkiem, który na razie ma za sobą ponad 20 000 kilometrów pedałowania przez Europę i Azję. Jakiś czas temu dotarł do Japonii – co dalej? Zobaczymy.
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
– Wiedziałem, że jeśli nie zrobię tego jeszcze jako kawaler, mogę o podobnej przygodzie zapomnieć. A przecież kiedyś trzeba się ustatkować – śmieje się podróżnik przed czterdziestką. Dlaczego właśnie rower?
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
Na początku był Bałtyk
– Należę do osób, dla których od dzieciństwa największą atrakcją były przygody w świecie realnym, bo ten wirtualny jeszcze nie istniał. Może dlatego było w nas więcej życiowej odwagi – pyta retorycznie "Kosmopolack".
Jak mówi, reprezentuje pokolenie, które wychowywało się w latach 80.; pokolenie dzieci z kluczami na szyjach, ganiających całymi dniami po podwórku. Pozdzierane kolana nigdy nie były przeszkodą w dokończeniu meczu. Przyjaźni nie psuło wzajemne obicie sobie twarzy podczas wymiany argumentów z kolegamii. Człowiek nie mazgaił się nawet wtedy, gdy połamał sobie obie ręce podczas skoku z huśtawki.
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
– Wiesz, co dzieje się z taką mydelniczką podczas burzy na morzu? Disco! Bałtyk jest szalony. Żaden rollercoaster nie odda tych wrażeń. Na szczęście udało się przeżyć 70 godzin walki ze sterem. Z perspektywy czasu wiem pewną rzecz: żeglarstwo dobrze przygotowuje do podróży wokół globu. Na morzu – podobnie jak na opustoszałych drogach, którymi jechałem – nikt nie pomoże w kryzysowej sytuacji, jesteś zdany na siebie – objaśnia podróżnik. Człowiek, który podejmuje tak wielkie wyzwanie, musi wiedzieć, że w pewnych sytuacjach nie można usiąść na poboczu i szlochać. Niczego nie załatwi również "przespanie problemu", bo przecież gdy obudzisz się, ten nie zniknie, wciąż będziesz tkwił w niefajnej sytuacji. Trzeba działać, walczyć!
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
– Jak odłożyć środki na taką wyprawę? To proste: zamiast szpanerskich marek wybierasz tańsze, nie wydajesz pieniędzy na pierdoły, nie trwonisz ich w klubach. Dobrze też mieć dziewczynę, która nie oczekuje sponsoringu. Owszem, można jeść codziennie "na mieście", brylując na salonach, pomiędzy lokalnymi królami życia, ale można też mieć plan sięgający poza horyzont i zrealizować go – oto strategia oszczędzania, która pozwoliła "Kosmopolackowi" wprowadzić w życie ten wielki plan.
Jaką kwotą trzeba dysponować, aby myśleć poważnie o podobnym przedsięwzięciu? Na to pytanie nie uzyskam jednoznacznej odpowiedzi. Trudno mówić tu o konkretnych kwotach, ponoć kluczowe jest to, z czego człowiek jest w stanie zrezygnować w drodze – to na tej podstawie można naszkicować wstępny budżet.
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
Skoro o diecie mowa…
Rowerzysta przechodzi do tego, że gdy człowiek przemieszcza się autobusem lub pociągiem, jest oczywiście "leniwiej"; można jeść i pić znacznie mniej, niż osoba, która porywa się na olbrzymi wysiłek fizyczny. W trakcie długiej wyprawy rowerowej nie ma czegoś takiego, jak zbyt duża ilość kalorii. Energię trzeba dostarczać ciału hurtowo, pod każdą możliwą postacią.
Czy zdradzi główne "patenty" dietetyczne? Pewnie: podstawą dobrego stanu zdrowia jest bidon z dobrym filtrem do wody. Do tego warto sięgać po dania smażone w głębokim tłuszczu ("Nie przeżyje tego żadna bakteria, nawet najbrudniejszych rejonach świata"). Co jeszcze? Podróżnik nie powinien żałować sobie soli ("W upalny dzień nic lepiej nie utrzymuje wody w organizmie") oraz cukru. Ten drugi jest naprawdę potrzebny, bo przecież to świetna dawka szybko przyswajalnej energii. Wiadomo, że tego rodzaju zasady żywieniowe nie wyjdą na dobre ludziom niezbyt aktywnym fizycznie, lecz gdy robisz codziennie 100 kilometrów na rowerze, cokolwiek zjesz, spalisz niczym w piecu.
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
Na stronie internetowej "Kosmopolacka" można znaleźć rozmaite porady dla podróżników. Jednak, jak przyznaje Maciej, wiele z nich zweryfikowało życie w drodze, okazały się nieprzydatne. Dziś wie, że całą mądrość dotyczącą podobnych eskapad można zawszeć w jednej zasadzie, brzmiącej "improwizuj"! Wszystkiego przewidzieć się nie da, tak więc absolutnymi podstawami sztuki przetrwania są kreatywność i elastyczność.
– Seria usterek zaczęła się już na Ukrainie, gdzie eksplodowały dętka i opona w przyczepce rowerowej. Olbrzymia dziura, której nie złapie żadna łatka, a cywilizacja oddalona o 70 kilometrów. Tak więc uplotłem "dętkę" ze świeżych badyli, ściętych przy drodze i w ten sposób przejechałem niemal 100 kilometrów – wspomina obieżyświat, zauważając, że wraz z każdym przebytym kilometrem coraz bardziej kocha się prostotę.
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
– Od Ukrainy do Gruzji targałem ze sobą jeszcze przyczepkę, czyli dodatkowe 20 kilogramów, tak więc postanowiłem ratować się elektrycznym wspomaganiem roweru. Jednak trzeba mieć świadomość, że w najbardziej odludnych rejonach prądu nie znajdziesz zbyt łatwo, a gdy zabraknie energii, siłą mięśni będziesz musiał napędzać ciężką konstrukcję i walczyć z zaskakująco wręcz dużymi oporami toczenia – to właśnie dlatego dziś obieżyświat "elektryki" uznaje za coś, czego można używać w Polsce, gdy człowiek nie chce spocić się w drodze do pracy. Lecz podczas naprawdę poważnych eskapad nowoczesne technologie są zbyt uciążliwe ("Co zrobisz, gdy w Nepalu, przemierzając Dolinę Katmandu, spali się bezszczotkowy silnik? No właśnie… Dlatego nie wróciłbym już do roweru ze wspomaganiem elektrycznym").
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
– To, co teraz mówię, nie ma nic wspólnego z instagramowymi motywacjami w stylu banalnego "dasz radę", bo to świat realny, nie wirtualny. W pewnych rejonach tygrys może przyjść NAPRAWDĘ i co wtedy? Głowa musi być przygotowana na różne scenariusze, bazując – co istotne – na odpowiedniej, fachowej wiedzy. Jeżeli opierasz się wyłącznie na opowieściach wyczytanych w mediach społecznościowych, to możesz się zdziwić – ostrzega "Kosmopolack". Skoro mowa o niebezpiecznych przygodach: jak naprawdę skutecznie unikać zagrożeń podczas takiej wyprawy?
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
Czy człowiek zawsze człowiekowi wilkiem?
– Jako miejsca szczególnie gościnne wspominam Kirgistan i Kazachstan. Przez ten drugi jechałem niemal 1,5 miesiąca. Często pytano mnie, skąd jestem i czy mam gdzie spać. Codziennie byłem gościem w czyimś domu; prysznic, kolacja, łóżko, śniadanie i prowiant na drogę. Oto gościnność na tamtejszej prowincji, której nie doświadczysz podczas komercyjnej wycieczki do Ałmatów lub Astany – relacjonuje rowerzysta.
Dodaje, że w zdecydowanej większości państw reakcją na hasło "I'm from Poland" był odzew "Lewandowski". Wyjątek stanowi Japonia, gdzie pierwszym skojarzeniem jest Fryderyk Szopen, a nie napastnik Bayernu Monachium.
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life
Fot. Facebook.com/pg/kosmopolack.life