Konfederacja narzekała, że nie ma jej w mediach. Po materiale "Wiadomości" pewnie już nie chcą

Kamil Rakosza
– Na razie tylko nas nie pokazują, później może zaczną mordować – żalił się na medialną nieobecność Konfederacji jej lider – Janusz Korwin-Mikke. Jak na życzenie sobotni materiał "Wiadomości" może ich rzeczywiście wykończyć.
Konfederacja pojawiła się w TVP. Ale chyba nie o to im chodziło. Fot. kadr z "Wiadomości" TVP
Edyta Lewandowska jeszcze w zapowiedzi materiału mówiła o "niebezpiecznych powiązaniach" tej partii z Rosją. Mówiono również o licznych perturbacjach w kadrach ugrupowania, które, zdaniem TVP, przełożą się na wyborczą klęskę Konfederacji. "Liderzy Konfederacji na konwencji zapewniali, że mają szanse wejść do Sejmu. Nie potwierdza tego sondaż CBOS, według którego ugrupowanie może liczyć tylko na 3 proc. poparcia" – pada w materiale "Wiadomości".

W dalszej części materiału politolog Artur Wróblewski z Uczelni Łazarskiego mówi o ryzyku straconego głosu w przypadku głosowania na Konfederację. Zdaniem Wróblewskiego prawicowy sojusz "odbiera głos innym prawicowym ugrupowaniom". A zatem PiS-owi. Jak PO
Dalej zacytowano wypowiedź Krzysztofa Bosaka, by po chwili powiązać Konfederację z... Platformą Obywatelską. Chodziło o tweeta, w którym Bosak napisał, że "na miejscu UE przytarłby nosa Polsce". Lider Konfederacji opublikował go przy okazji rekompensat cen prądu. Zdaniem TVP to retoryka łącząca Konfederację z PO – a porównanie do PO w rzeczywistości TVP jest oczywiście dyskwalifikujące. Protokół 1 proc.
Końcówka materiału to już atak bezpośrednio wymierzony w Janusza Korwin-Mikkego. "Wiadomości" przypomniały niechlubne wypowiedzi Mikkego o tym, że kobiety powinny zarabiać mniej od mężczyzn, krytykę paraolimpijczyków czy tę, w której mówił o konkursie z wysoką nagrodą dla tego, kto udowodni, że Adolf Hitler wiedział o Holokauście.