Dryjańska: Nie współczuję kobietom zwolnionym przez Jędraszewskiego [OPINIA]

Anna Dryjańska
Być może coś we mnie pękło. Być może mam już dość. A może po prostu wszystko – każda i każdy – ma swoje granice. Efekt jest taki sam: trudno mi współczuć kobietom zwolnionym przez Jędraszewskiego.
Arcybiskup Jędraszewski zwolnił ze swojego biura prasowego trzy kobiety. Powód? Niesłuszny model rodziny. fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Sprawą od kilku dni żyje internet i media. Chodzi o trzy pracownice biura prasowego arcybiskupa wyrzucone z pracy za nieprawomyślny kształt rodziny. Dwie kobiety samodzielnie wychowują adoptowane dzieci, jedna jest singielką.

Hierarcha nie pozostawił wątpliwości, że przyczyną podziękowania paniom za ich usługi były względy ideologiczne. “Dwie pozostałe osoby, które w życiu prywatnym jako matki tworzą wraz ze swymi mężami katolickie rodziny, nadal pozostają pracownikami Biura Prasowego Archidiecezji Krakowskiej” – czytamy w oświadczeniu kurii. Wyrzucone pracownice wylewają za to żale na Facebooku – pytając, co mają powiedzieć dzieciom, nagle odrzuconym przez “kochanego księdza”.


To trudne pytanie, bo dzieci nie rozumieją jak bezwzględna bywa ideologia i często szukają winy w sobie. Przed podobnie trudnymi pytaniami, choć innej natury, stanęły dzieci i nastolatki LGBT+, które niedawno usłyszały z ust Jędraszewskiego, że są tęczową zarazą. Okrutne słowa, bliźniaczo przypominające retorykę nazistów, dotknęły też oczywiście dorosłych, jednak oni mają choć cień szansy na to, by jakoś spróbować się ochronić przed tą pogardą. Osłonić się, by nie przeniknęła do samego rdzenia.

A przecież “tęczowa zaraza” to tylko wisienka na torcie wystąpień arcybiskupa, u którego pracowały trzy zwolnione kobiety. To była eskalacja, ale taka, której można było się spodziewać, a nie grom z jasnego nieba. Tak, arcybiskup jest przywódcą kościelnym i jako taki dysponuje dużą władzą. Średniowiecze jednak już dawno minęło – panie od PR nie są chłopkami przywiązanymi do ziemi, które nie mają wyjścia i muszą dla niego pracować.

Dobrze wiedziały, komu robią wizerunek. Przejrzały na oczy, gdy straciły źródło utrzymania. Podobnie hejterka Emilia pożałowała swoich donosów dopiero wtedy, gdy odwrócili się od niej mocodawcy powiązani z Ministerstwem Sprawiedliwości. Jak mówią Amerykanie: zbyt mało, zbyt późno.

Tak, wyrzucenie kobiet z pracy za nieprawomyślną rodzinę to dyskryminacja. Tak, trzymam za nie kciuki, jeśli będą dochodzić swoich praw w sądzie. Życzę im znalezienia innej pracy. Nie współczuję im jednak – zostały zmielone przez machinę, którą chętnie współtworzyły. Żal mi ludzi, którzy cierpią z powodu nienawiści propagowanej przez biskupów, choć nie chcą mieć z nimi nic wspólnego.