Strażak złapał się za głowę. Pokazaliśmy mu zdjęcia zatłoczonych korytarzy w szkołach

Adam Nowiński
Od września szkoły pękają w szwach. To wynik ostatniej reformy edukacji, która zlikwidowała gimnazja i zdublowała roczniki. Uczniów jest teraz tylu, że nie mieszczą się nawet na korytarzach, co prowadzi do... no właśnie, czy taka sytuacja w szkołach jest bezpieczna? Zapytaliśmy o to strażaków.
Tak wygląda codzienność w szkołach po reformie PiS. Screeny z Instagrama i Snapchata
– Na korytarzach jest tłum. Jeżeli mam dwa razy więcej klas niż dotychczas, to proszę sobie wyobrazić skalę zmiany. Wymiary szkoły są takie same, jak były. Budynek się nie zmienił. A dzieci jest dwa razy więcej – mówiła na początku września Katarzynie Zuchowicz dyrektorka jednego z warszawskich liceów.




Czy to jest bezpieczne?
Wysłaliśmy takie pytanie wraz ze zdjęciami ze szkół do Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie. Strażacy w odpowiedzi nakreślili nam, jakimi przepisami powinny kierować się szkoły, żeby korzystający z nich uczniowie byli bezpieczni.

– Zarządca takiego budynku powinien zabezpieczyć obiekt przed zagrożeniem pożarowym lub innym miejscowym zagrożeniem, czyli przestrzegać wymagań technologiczno-budowlanych budynku, zapewnić bezpieczeństwo i możliwość ewakuacji oraz umożliwić prowadzenie akcji ratunkowej – mówi nam st. bryg. Bogusław Majchrzak, zastępca komendanta KM PSP w Warszawie.
Screeny z Instagrama i Snapchata
– Wszystkie budynki i zagospodarowany wokół nich teren powinny być użytkowane zgodnie z warunkami określonymi w projekcie budowlanym, który określa również ilość osób, które mogą przebywać w budynku – dodaje zastępca komendanta.

Każda szkoła posiada więc oprócz planu ewakuacji przeciwpożarowej i planu bezpieczeństwa, projekt budowlany, który ściśle określa, ilu może być w niej uczniów. Nadzór nad tym, czy szkoła spełnia warunki i może bezpiecznie zajmować się większą bądź mniejszą liczbą uczniów sprawuje samorząd, a konkretniej powiatowy lub gminny inspektor budowlany.

Teoria a praktyka...
Ale skoro szkoły funkcjonują, to znaczy, że nie było z ich strony żadnych obiekcji. W końcu musiały funkcjonować, bo tego przecież wymagał rząd i ministerstwo, a dzieci nie mogły zostać bez miejsc w szkołach. Sęk w tym, czy jest to bezpieczne funkcjonowanie? Jak ma się teoria i przepisy do tego, co widać na zdjęciach?

– Przede wszystkim widać, że ktoś nie ma kompletnie wyobraźni – mówi NaTemat.pl zaprzyjaźniony strażak. – Przecież gdyby ktoś w tym momencie podczas przerwy i w takim ścisku odpalił petardę lub racę albo zrobił coś głupszego i przyniósł straszaka czy replikę broni i tym wywołałby panikę, to nie wiem, czy taka sytuacja mogłaby się skończyć inaczej niż tragicznie – stwierdza.

Strażak przypomina sprawę sprzed trzech lat z Bydgoszczy, kiedy podczas inauguracji roku na tamtejszym uniwersytecie przyrodniczym doszło do wybuchu paniki. W uroczystości uczestniczyło 1200 osób. Tragedia wydarzyła się w ciasnym łączniku między budynkami. Poturbowane zostało kilka osób, jedna z nich zmarła.

– To byli przecież studenci, niby dorośli, odpowiedzialni itd. Ale podczas ataku paniki się nie myśli. A co będzie, kiedy obok 15-latków będą biec 9-latkowie? Podczas paniki, w ścisku i przy braku powietrza bardzo łatwo o omdlenia, zwłaszcza, jak się jest niższym i słabszym. A jak człowiek się czegoś wystraszy i ucieka, to często nie patrzy pod nogi, tylko przed siebie. Wnioski można sobie samemu wyciągnąć – opisuje strażak.
Screeny z Instagrama i Snapchata
Podkreśla, że takie trudne warunki na korytarzach tworzą niebezpieczeństwo nie tylko podczas przerw, ale także kiedy do zagrożenia doszłoby podczas lekcji.



– Najgorsze jest to, że w pierwszej kolejności po tyłku dostaną dzieci, bo to je najbardziej dotyka ten chaos i to one są narażone na niebezpieczeństwo. A rodzice obwiniać będą szkoły i samorząd, a przecież to nie oni odpowiadają za to, co widać na tych zdjęciach. jak wspomniałem, ktoś zdecydowanie nie miał wyobraźni – stwierdza strażak.