Powiesili jego baner niczym na szubienicy. "Za to zdarzenie odpowiada Ziobro"

Tomasz Ławnicki
Już wcześniej jego podobiznom ustawionym w Kielcach ktoś ucinał głowę. W weekend sprawcy poszli o wiele dalej – baner posła PO Artura Gierady został powieszony na drzewie w miejskim parku niczym na szubienicy. Do tego ucięto mu pół głowy i taśmą spętano nogi. Poseł Gierada w rozmowie z naTemat tłumaczy, dlaczego jego zdaniem za to wydarzenie odpowiada Zbigniew Ziobro.
Nieznani sprawcy powiesili podobiznę posła PO Artura Gierady na drzewie niczym na szubienicy. Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
Jak Pan się dowiedział o tym, że Pana podobizna wisi na drzewie w parku osiedla Kieleckiej Spółdzielni Mieszkaniowej?

Ostatnie dni spędzam od rana do wieczora na spotkaniach z wyborcami. Tego dnia byłem w Końskich, czyli jakieś 50 km od Kielc. Zadzwonił do mnie kolega z pytaniem, czy widziałem. Ja nie miałem pojęcia, o co chodzi. Powiedział, żebym zajrzał na taki popularny kielecki profil "Scyzoryk się otwiera" na Facebooku.
To taki raczej satyryczny profil dotyczący Kielc, mnie jednak do śmiechu nie było. Mówiąc krótko – zdębiałem.

To, co zostało powieszone, to nie jest typowy plakat?



Nie, w tej kampanii zdecydowałem się na taką innowację, którą kiedyś widziałem w krajach zachodnich. Tam dość często wykorzystywane są banery przedstawiające postać polityka w skali jeden do jednego. Uznałem, że jest to dobry symbol wyjścia do ludzi w kampanii wyborczej.

Zamówiłem druk kilkudziesięciu takich postaci. Postawiłem je głównie w Kielcach, ale też i w innych miastach województwa.

Trafiony pomysł?

Wiele osób mówiło mi, że to świetna inicjatywa, bo tego typu banery bardziej przyciągają wzrok. Niektórzy przechodnie nawet robili sobie z tym banerem zdjęcia.

Ale też znalazła się jakaś grupa, której taka forma kampanii nie odpowiada. Niektóre banery zostały skradzione, w niektórych odcinana była głowa.

Dotąd Pan nie reagował na to "odcinanie głowy"?


Do tej pory odcinanie głowy w tych banerach traktowałem jako akt wandalizmu. Starałem się nie postrzegać tego jako formę groźby. Jednak egzekucja, której dokonano na tej postaci, przyznaję, zaniepokoiła mnie bardzo mocno.
To nie było tylko powieszenie – odcięto też pół głowy i spętano nogi taśmą.

Ktoś musiał się przy tym sporo napracować.

O, tak. Tym bardziej, że ta postać zawisła parę metrów nad ziemią. Gdy na miejsce przyjechała policja, aby zabezpieczyć ślady, musiała poprosić straż pożarną o ściągnięcie tego z drzewa. Strażacy musieli użyć drabiny.

To pokazuje, że to się nie odbyło na zasadzie - komuś strzelił głupi pomysł do głowy i w pięć sekund dokonał powieszenia podobizny polityka. Było to przemyślane i musiało to trochę trwać.

Na jakim etapie jest policyjne postępowanie?

Złożyłem w tej sprawie dwa zgłoszenia - jedno dotyczące kradzieży wyborczego baneru, drugie - z art. 119 Kodeksu karnego, czyli dotyczące gróźb ze względu m.in. na przynależność polityczną.

Tej nocy na terenie miasta zaginęło pięć moich postaci. Jedna z nich była w okolicach parku KSM. Wszystkie banery stały w miejscach, które były monitorowane. Wiem od policjantów, że monitoring został zabezpieczony i poszukiwanie sprawców trwa.

Dodatkowo dostarczyłem policjantom monitoring jednej ze wspólnot mieszkaniowych, który został mi udostępniony. Na tym nagraniu zarejestrowano, jak grupa ludzi niszczy ten baner i skacze po nim. Sprawcy nie zostali zatem zidentyfikowani, ale na pewno są nagrani.

Czy po tym sobotnim wydarzeniu odezwali się do Pana ludzie z konkurencyjnych ugrupowań ze słowami wsparcia – że owszem, politycznie się różnimy, ale wieszanie wizerunku na drzewie to już przegięcie?


Jedna osoba zdecydowała się na taki gest – to radny Lewicy Marcin Chłodnicki. Bardzo dziękuję mu za wpis na Facebooku, w którym się ze mną solidaryzuje.

Z PiS-u nikt nie dał sygnału, że to, co się stało, to przekroczenie granic?


Niestety, nie. Co odnotowuję ze zdziwieniem i smutkiem. Zaledwie parę dni wcześniej, we wtorek, występowałem z apelem do polityków PiS, aby wezwali swoich wyborców do zaprzestania niszczenia materiałów konkurentów.

Nie jestem nowicjuszem w polityce – za mną wiele kampanii i samorządowych, i parlamentarnych. Nigdy jednak nie było aż takiej agresji jak teraz, takiego niszczenia materiałów wyborczych. Nie sądzę, żeby to robili politycy PiS, zapewne stoją za tym ich sympatycy. Wzywałem wtedy, aby zaapelowali oni do elektoratu, by uszanować zasady demokracji – rozmawiajmy na argumenty, mówmy o swoich wizjach kraju, ale bez niszczenia materiałów wyborczych. Tamten apel przeszedł bez echa, wydarzenie z soboty też nie spotkało się z żadną reakcją.

Przejrzałem komentarze w internecie m.in. na stronach kieleckiego dziennika "Echo Dnia". Tam wielu wyborców PiS wyraża przekonanie, że to Pan sam lub też Pana ludzie dokonali tego powieszenia, aby zwrócić na siebie uwagę. Co Pan na to?


Dlatego wierzę, że policyjne dochodzenie doprowadzi do wykrycia sprawców, aby ci wyborcy PiS wiedzieli, kto naprawdę za tym stoi. Na tym etapie mogę powiedzieć, że postępowanie policji oceniam jako bardzo profesjonalne.

Wszystkie dowody zostały zabezpieczone, m.in. taśma, którą zostały związane nogi. Na miejsce przyjechała ekipa techniczna, a więc na pewno zostaną wykonane badania daktyloskopijne. Wierzę, że jest duża szansa, aby tych sprawców złapać.

Pytanie pozostaje – co potem się stanie z tymi sprawcami, czy prokuratura zachowa się, jak należy, czy też podejdzie do tego politycznie.

Pan winą za to zdarzenie obarcza Zbigniewa Ziobrę (nr 1 na liście PiS w Kielcach - przyp. red). Co minister sprawiedliwości ma wspólnego z powieszeniem Pana wizerunku na drzewie w parku?

Tak, jestem przekonany, że za to zdarzenie odpowiada Zbigniew Ziobro. Bo to, co stało się w Kielcach, to niemal to samo, co wydarzyło się prawie dwa lata temu w Katowicach, gdy na szubienicach powieszono zdjęcia europosłów PO.

W tamtej sprawie dowodów nie brakuje – są zdjęcia i nagrania wszystkich sprawców (jeden z nich okazał się pracownikiem ministerstwa sprawiedliwości – przyp. red.). Żaden z nich jednak do tej pory nie ma postawionych zarzutów. Ba, o niektórych z nich wiemy, że kandydują do polskiego parlamentu.

To, co robi Ziobro, to akceptacja prawna i polityczna tego typu zachowań. Za tym zaś idzie akceptacja społeczna części sympatyków Prawa i Sprawiedliwości dla wieszania wizerunków polityków z konkurencyjnej partii.