Kierowca przyjaciółki Kaczyńskiego dostał biorące miejsce do Sejmu. I to tylko etap wielkiej kariery

Paweł Kalisz
Krzysztof Ciebiada przez lata był kierowcą i opiekunem przyjaciółki Jarosława Kaczyńskiego Janiny Goss. W ostatnich latach zdążył zrobić karierę w publicznym radiu i w spółkach skarbu państwa. Jak informuje "Gazeta Wyborcza", teraz dostał miejsce biorące na liście PiS do Sejmu.
Krzysztof Ciebiada w czasach dobrej zmiany zrobił oszałamiającą karierę. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Janina Goss to szara eminencja dworu Jarosława Kaczyńskiego, wieloletnia przyjaciółka i osoba, która pożyczyła prezesowi PiS ogromne pieniądze na leczenie chorej matki. Przez lata jej kierowcą był Krzysztof Ciebiada, który nie tylko woził szefową, ale też robił jej zakupy i odprowadzał do kina. Za czasów rządów dobrej zmiany Ciebiada zrobił oszałamiającą karierę, a teraz ponownie chce zostać posłem.

Ciebiada trzy lata temu zrobił maturę, a już rok później objął funkcję przewodniczącego rady programowej Radia Łódź. Wcześniej został koordynatorem ds. sprzedaży energii samorządom w łódzkim oddziale Polskiej Grupy Energetycznej. Co ciekawe, stanowisko zostało utworzone specjalnie dla Ciebiady. Członkinią zarządu PGE została... Janina Goss. Ciebiada w zeszłym roku w PGE zarobił 204 tysiące złotych.


Kierowca Janiny Goss wystartował w wyborach w 2015 roku, ale zajął dopiero dziewiąte miejsce, podczas gdy PiS przypadło wówczas w okręgu siedem mandatów. W 2019 nadarzyła się możliwość objęcia mandatu posła w miejsce wybranego do europarlamentu Witolda Waszczykowskiego. Ciebiada złożył ślubowanie 12 czerwca tego roku i został posłem. Obecnie ubiega się o reelekcję, Pabianice są oblepione jego plakatami.

Przypomnijmy, że Krzysztof Ciebiada od trzech lat nie wpisuje do oświadczenia majątkowego luksusowego zegarka marki Breitling, który można kupić za około 25 tys. zł. – To pomyłka. Oświadczenia wypisuje moja księgowa. Nie wiem, czemu nie wpisała tego zegarka. Nie zwróciłem na to uwagi – tłumaczył się Ciebiada "Super Expressowi". Gdy dziennikarz zwrócił mu uwagę, że do oświadczenia od trzech lat wpisywany jest jedynie zegarek IWC, ówczesny wiceprzewodniczący sejmiku województwa łódzkiego zarzekał się, że takiego nie ma. Nie wiedział, skąd się tam znalazł, i odesłał do księgowej.

źródło: "Gazeta Wyborcza"