"Obrzydliwa manipulacja" tuż przed meczem kadry. Taki dokument pokaże TVP

Aneta Olender
Tym filmem dokumentalnym Telewizja Polska "grzeje" od kilku dni. "Inwazja" ma obnażyć działanie koordynatorów marszów równości, które w tym roku przeszły ulicami polskich miast. Jak można się spodziewa, organizatorzy w materiale TVP będą mieć wiele za uszami. Produkcja, której emisję zaplanowano na 4 dni przed wyborami, wzbudziła ogromne emocje i jest krytykowana jeszcze przed premierą.
Dziennikarze TVP przygotowali film "Inwazja", w którym starają się pokazać niejasności związane z organizacjami marszów równości. Fot. Screen z Twittera Przemysława Wenerskiego
"Będzie się działo" – tak już 27 września dokument, nad którym pracowali dziennikarze TVP, zapowiadał Przemysław Wenerski, szef redakcji programu TVP1 "Alarm". To, co ma wstrząsnąć opinią publiczną, zajawił krótkim fragmentem materiału, którym, jak sam określił, jest rozmowa z "organizatorami 'spontanicznych'" marszów równości, jakie od tygodni pojawiają się w polskich miastach".

– Na przykład jak są te wyjazdy na marsze, to my wam opłacamy wtedy pociąg, druga klasa oczywiście i jeszcze się dostaje dietę. To jest 30 zł na dzień. No, jeżeli to jest na dwa dni wyjazd, to wtedy też nocleg jest opłacony – słyszmy na nagraniu z ukrytej kamery. Ten wpis wywołał poruszenie wśród internautów, którzy byli jednak raczej zdumieni, ponieważ nie mogli dopatrzeć się w tej zapowiedzi ani nic fascynującego, ani nic przerażającego, ani nic co sprawiłoby, że w napięciu czekaliby na premierę dokumentu.


"Polskie prawo dotyczące podróży służbowych dotyczy także pracowników NGO. Prawo polskie tworzone jest przez polskich parlamentarzystów. Proszę bardzo, nie musisz dziękować" – odpowiedziała jedna z osób.

Do sprawy na Twitterze odniósł się także Bart Staszewski, reżyser filmów dokumentalnych i aktywista na rzecz praw człowieka, który również postanowił wyjaśnić Wenerskiemu absurd takiego śledztwa dziennikarskiego. "Obrzydliwa manipulacja. To dotyczy diet wypłacanych wolontariuszom zatrudnionym przez NGO, którzy wyjeżdżają poza stałe miejsce pracy - tak każe ustawa, chyba ze się zrzekną na piśmie" – napisał na Twitterze. O czym będzie film?
O tym, że biuro dowodzenia Telewizją Polską mieści się nie na Woronicza, gdzie można zastać prezesa TVP Jacka Kurskiego, ani też przy placu Powstańców Warszawy, gdzie pracuje szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, a na Nowogrodzkiej, mówi się już od dawna.

Na zależności między publicznym nadawcą a polityką nie pierwszy raz zwrócili także uwagę dziennikarze zrzeszeni w Towarzystwie Dziennikarskim. Od 27 września przyglądali się wydaniom "Wiadomości" (jak również "Faktom" TVN i "Wydarzeniom" Polsatu. Wniosek? Nic zaskakującego: "TVP prowadzi jawną i brutalną agitację wyborczą partii rządzącej".

A ponieważ kampania wyborcza nadal trwa, to Telewizja Polska przygotowała na jej koniec "coś specjalnego". Ponieważ PiS zmienił wroga, porzucił temat uchodźców na rzecz środowisk LGBT, którym starszy Polki i Polaków (osoby nieheteronormatywne czyhają na polskie rodziny i chcą demoralizować polskie dzieci), tę samą narrację przyjęła TVP.

I tak oto w czwartek wieczorem zaraz po głównym wydaniu "Wiadomości" i pogodzie, zamiast programu "Alarm" stacja wyemituje dokument "Inwazja", który na Twitterze funkcjonuje pod hasztagiem #InwazjaLGBT. "Kulisy cele metody pieniądze, czyli jak działa #inwazja LGBT" – odliczanie dni do premiery i budowanie napięcia wokół tej produkcji, szef "Alarmu" tak promuje film na swoim Twitterze.

Autorzy filmu, najwidoczniej zainspirowani marszami równości, które w tym roku przeszły ulicami wielu polskich miast,, postanowili rozgryźć zagadkę tak dużego poparcia tych inicjatyw. Z wcześniejszych zapowiedzi wynika, że forsowana będzie teoria, iż tak liczne zgromadzenia to nie oddolna inicjatywa i efekt społecznego poparcia, a wynik pracy wielkiej machiny. Kto jest jest twórcą? Kto finansuje marsze? Tego mamy dowiedzieć się w czwartek wieczorem.

Co ciekawe, zdjęcia, które widzimy w zapowiedzi filmu, raczej nie przypominają tego, co widzieliśmy w ostatnim czasie pod hasłem "marsze równości".
Fot. screen Twitter Przemysław Wenerski
"Fundusz będzie przeznaczony na różne te mniejsze wszystkie miasta. Na marsze równości w tych małych miastach" – mówi w kolejnym fragmencie nagrania, opublikowanym w sieci, jeden z organizatorów marszu.

I tym razem internauci przecierali oczy ze zdumienia: "No nie. Na organizowanie marszy idą pieniądze. Plakaty nie wieszają się same 'spontanicznie'", "Jaki materiał kolejny. Demaskowanie tego że developerzy mieszkań zarabiają na budowaniu mieszkań? Czy może ujawnienie prawdy o tym że sklepy sprzedają drożej żeby mieć pieniądze?".

Nie no, Pulitzer murowany za to śledztwo dziennikarskie. Na organizację marszu trzeba pieniędzy. Czekam na odcinek odkrywający, że woda jest mokra.

Szok i Niedowierzanie. Do prowadzenia działalności społecznej potrzebne są pieniądze. Odkryliście spisek ogólnoświatowy. #Pulicer

"Fałszywa wolontariuszka z TVP"
Organizacja "Kampania Przeciwko Homofobii" jeszcze przed premierą filmu wydała oświadczenie, w którym czytamy, że ich zdaniem w materiale "Inwazja" znajdzie się wiele manipulacji, a przygotowywanie materiałów "opartych na pseudo szpiegowskich nagraniach" za pieniądze podatników jest finansowo nieodpowiedzialne: "informacje o działaniach i wydatkach KPH są publiczne i ogólnodostępne"

Nagrania z ukrytej kamery, które znajdą się w dokumencie TVP, dostarczyła kobieta, o której media pisały na początku września. Zgłosiła się do Kampanii Przeciwko Homofobii, ponieważ rzekomo chciała być wolontariuszką. Tę sytuację wykorzystała do szpiegowania organizacji. Przyłapano ją, kiedy podczas wewnętrznych spotkań KPH. Kamerę miała ukrytą w okularach.

Miesiąc po upublicznieniu przez OKO Press informacji, że fałszywa wolontariuszka szpiegująca Kampanię Przeciw Homofobii pracuje dla TVP, Telewizja Publiczna ogłasza datę emisji materiału o marszach równości. Zaplanowany na 10 października materiał reklamowany jest nagraną przez niby wolontariuszkę wypowiedzią pracowniczki KPH. Niezrozumiałe jest, że respektowanie prawa budzi w TVP aż takie emocje.

Slava Melnyk, dyrektor Kampanii Przeciwko Homofobii
#inwazjaLGBT w sieci
Takiego obrotu sprawy, twórcy dokumentu raczej się nie spodziewali. Oburzeni nagonką na LGBT internauci zwarli szyki i spontanicznie na finiszu kampanii zainicjowali profrekwencyjną kampanię.

"#InwazjaLGBT idziemy na wybory! Nie dajmy się zaszczuć przez wstrętną propagandę #PiS rozkręcaną m. in. TVP. Jesteście obrzydliwi! Niech żyje wolna, różnobarwna Polska dla wszystkich!" – setki wpisów w podobnym tonie pojawiło się na Twiterze od wczoraj.

Wiele osób odważyło się także publicznie przyznać do tego, że są niehetronormatywne. W kilku zdaniach zawarli to z czym muszą zmagać się każdego dnia. We wpisach nie brakuje także lęku przed tym, co może się zdarzyć jeżeli PiS wygra wybory. Jenak #InwazjaLGBT oznacza przede wszystkim mobilizacja. Do akcji w ramach solidarności włączyły się także osoby heteroseksualne, które nie zgadzają się na szczucie na LGBT.

"Hej jestem #inwazjaLGBT i w w te niedziele nie będę głosować na PiS bo nie chce być traktowany jak obywatel drugiej kategorii" – to jeden z wielu takich głosów. Lobby LGBT
To nie pierwszy raz, kiedy dziennikarze związani z programem "Alarm!" skupiają się na środowiskach LGBT. Krytyczny materiał wyemitowano już pod koniec września. "Stracili pracę, są szykanowani, stali się obiektem hejtu. Powód? Skrytykowali lobby #LGBT. 'To jest gangsterskie podejście do człowieka'" – taką zapowiedź reportażu można było znaleźć na profilu programu.

Wśród "poszkodowanych" bohaterów, obok windsurferki Zofii Klepackiej, aktorów Jarosława Jakimowicza i Redbada Klynstry-Komarncikiego, znalazł się także słynny drukarz z Łodzi, który odmówił wydrukowania plakatów dla działaczy LGBT.