PiS nagina prawo protestami wyborczymi. Kodeks jasno określa, kiedy można je składać

Łukasz Grzegorczyk
Prawo i Sprawiedliwość składa protesty wyborcze odnośnie głosowania na kandydatów do Senatu. Partia Jarosława Kaczyńskiego ma wątpliwości, co do zliczania głosów w kilku okręgach. Podstawy, by takie wnioski trafiły do Sądu Najwyższego, są jednak mocno wątpliwe.
PiS składa protesty wyborcze. Może tym naginać prawo. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Na początku pojawiły się informacje, że PiS złożyło dwa protesty wyborcze. Dotyczyły one senackich okręgów nr 75 oraz 100. To odpowiednio Mysłowice i Tychy oraz Koszalin. Ale już wiadomo, że na tym nie koniec, bowiem partia Jarosława Kaczyńskiego dołożyła kolejne cztery wnioski.

Nie brakuje opinii, że w ten sposób PiS próbuje jeszcze coś ugrać ws. Senatu, gdzie większość zdobyła opozycja. Niektórzy zastanawiają się, czy ugrupowanie nie nagina przy tym prawa. Zresztą partia wzięła pod lupę tylko okręgi, gdzie przegrali jej kandydaci.

I te wątpliwości są uzasadnione. "Protest wyborczy kwestionujący ważność wyborów może być złożony z powodu popełnienia przestępstwa lub naruszenia przepisów kodeksu wyborczego. Chęć ponownego przeliczenia głosów w okręgach gdzie PiS przegrał, nie jest podstawą do złożenia protestu (Art. 82.1 KW)" – zauważył na Twitterze Dariusz Rosati. Nawet prawicowy dziennikarz Stanisław Janecki przypomniał cały rozdział 10 Kodeksu Wyborczego, który dotyczy protestów wyborczych. Tam jasno określone jest, że można je składać m.in. z powodu "dopuszczenia się przestępstwa przeciwko wyborom" albo "naruszenia przepisów kodeksu dotyczących głosowania, ustalenia wyników głosowania lub wyników wyborów, mającego wpływ na wynik wyborów". Warto jednak podkreślić, że już po tym, jak swoje protesty zgłosiło PiS, jak gdyby w odpowiedzi zrobiła to Koalicja Obywatelska.