Selma Blair walczy z nieuleczalną chorobą. Oto 5 rzeczy, jakich aktorka nauczyła nas o cierpieniu

Ola Gersz
Na oczach świata Selma Blair walczy z chorobą – agresywną formą stwardnienia rozsianego. Amerykańska aktorka cierpi, ale walczy. Nie ukrywa przed ludźmi żadnego aspektu swojego cierpienia, które czasami ją przerasta. Dzięki swojej odważnej i brutalnie szczerej postawie Blair inspiruje chorych i daje im siłę do walki. I nie tylko to. Jej choroba może nas wszystkich wiele nauczyć.
Selma Blair cierpi na agresywną formę stwardnienia rozsianego Fot. Instagram / selmablair
Selma Blair wyznała, że choruje na stwardnienie rozsiane rok temu, w październiku, trzy miesiące po usłyszeniu diagnozy. "Jestem niepełnosprawna. Czasami upadam, upuszczam rzeczy. Pamięć płata mi figle, a lewa strona mojego ciała domaga się wskazówek od zepsutego GPS-a" – napisała w poruszającym poście aktorka.

Gwiazda "Szkoły uwodzenia" i "Legalnej blondynki" wyznała, że na tę nieuleczalną choruje od co najmniej od 15 lat. "Symptomy miałam od lat, ale nigdy nie brano ich poważnie. (...) Myślałam, że to tylko ucisk w nerwie" – wyznała 47-latka i wywiadzie w programie "Good Morning, America" wyjawiła, że płakała po usłyszeniu diagnozy. "To nie były łzy paniki, rozpłakałam się dlatego, że w końcu dowiedziałam się, że muszę poddać się mojemu ciału, które po prostu straciło kontrolę. Poczułam wtedy pewien rodzaj ulgi" – powiedziała szczerze.


Minęły miesiące i wciąż jest szczerze aż do bólu. Blair, która samotnie wychowuje 7-letniego syna Arthura, nie owija w bawełnę, z detalami opowiada w mediach społecznościowych o swoim życiu ze stwardnieniem rozsianym. Mówienie światu o jej chorobie stało się jej misją. Amerykanka twierdzi również, że czerpie siłę od osób, którzy "wędrują razem z nią". A wędruje ich dużo – szczególnie po przyjęciu zorganizowanym przez magazyn "Vanity Fair" po tegorocznej gali rozdania Oscarów w lutym. Aktorka zrobiła furorę, kiedy pojawiła się na nim w długiej, pastelowo-tęczowej sukni z peleryną i laską w ręku, na której się podpierała. Blair szła wyprostowana i dumna, wytrwale pozowała fotografom i wymachiwała do zdjęć swoją peleryną, co sprawiało, że wyglądało jak tęczowa superbohaterka. Wtedy ludzie pokochali ją do tego stopnia, że byli gotowi iść za nią na kraniec świata.

Selma Blair zresztą inspiruje każdego dnia, mimo że czuje się coraz gorzej – przechodzi chemioterapię, do której zgoliła głowę, wyjawiła już nawet, że powoli przygotowuje się do śmierci. Jednak każdy jej post, zdjęcie czy wywiad wciąż wywołują dziesiątki tysięcy reakcji – nie tylko słów otuchy i aktów solidarności, ale również wyznań od innych chorych, którzy mówią, że dzięki Blair mają siłę do walki z chorobą i nie czują się samotni.

Bo Selma Blair to teraz symbol walki z cierpieniem i reprezentantka milionów ludzi na świecie, którzy, tak jak ona, każdego dnia zmagają się z wycieńczającym schorzeniem. Kobieta-cicha bohaterka. Oto 5 rzeczy, których amerykańska aktorka uczy nas o chorobie.

Choroba nie jest wstydliwym tematem

Nie każdy mówi o swojej chorobie. I to jest oczywiście w porządku, bo to prywatna decyzja każdego człowieka. Jej powody są zwykle różne, często to: wstyd, obawa przed odrzuceniem, pragnienie udawania przed otoczeniem, że wszystko jest w porządku, niechęć do "robienia wokół siebie szumu". Bo tak jest bezpieczniej, co jest całkowicie zrozumiałe.

Selma Blair wybrała inną drogę, mimo że miała sporo do stracenia – w końcu jest osobą publiczną, aktorką, co oznacza, że wszystkie media i cały internet roztrząsałaby jej prywatne cierpienie. Blair – mimo że, jak przyznała, na początku bała się przyznać do choroby – to ryzyko podjęła, a zainteresowanie obróciła na korzyść swoją i wszystkich cierpiących. Chorując "publicznie", gwiazda nie tylko uczłowieczyła cierpienie, ale również pokazała, że to jest ono częścią ludzkiego życia, a więc czymś całkowicie naturalnym.

Aktorka dzieli się w mediach społecznościowym całym procesem chorowania, ale nie pozuje jako ofiara, a raczej jako zwykły człowiek, który zmaga się z czymś, co jest od niego silniejsze – robi kroki do przodu i kroki do tyłu, niestrudzenie walczy, chociaż momentami traci już siły. Jej posty na Instagramie to proces cierpienia w pigułce: nieprzewidywalny, chwiejny, skrajny. Raz Blair wyznaje, że wije się z bólu i ma wrażenie, że to koniec, innym razem cieszy się, że miała siłę wyjść z domu (podpierając się laską albo balkonikiem).

Blair nie wstydzi się też takich intymnych i wciąż otoczonym tabu czynności, jako chociażby ogolenie głowy do chemioterapii. Aktorka nie traktuje swojego nowego wyglądu, jako symbolu porażki i wstydu, wręcz przeciwnie – nosi swoją ogoloną głowę wysoko. Zmieniła nawet na Instagramie swoje zdjęcie profilowe na aktualną fotografię, co dobitnie pokazuje, że Blair nie chce niczego ukrywać i jest dumna z tego, co przeszła. "Nie jestem gorsza od tamtej mnie, to wszystko jestem ja" – zdaje się mówić ze zdjęć.

Nie możesz się poddać, jednak to nie oznacza, że musisz być cały czas twardy

"Bycie silnym" często kojarzy nam się z byciem... jak skała. Niewzruszonym, pozbawionym emocji, niepłaczącym, niekrzyczącym, niemarudzącym. Myślimy, że musimy robić dobrą minę do złej gry, nakleić sztuczny uśmiech na twarz i nie pozwolić sobie na chwilę nawet najmniejszej słabości. Mamy wrażenie, że jeśli załamiemy się chociażby przez moment, okażemy się ludźmi słabymi i tchórzliwymi.

Ale to nieprawda. "Bycie silnym" to tak naprawdę bycie gotowym na wszystko, co przyniesie los i przyjęcie tego z całą gamą uczuć i emocji. Jeśli podejmujesz walkę, to jesteś odważny jak cholera. I wcale nie zmieni tego to, że przepłaczesz całą noc, będziesz chciał się poddać sto razy i na chwilę stracisz nadzieję. Złość, rozpacz, beznadzieja, słabość – to nie wyklucza się z byciem silnym.

I to właśnie pokazuje Selma Blair w każdym swoim poście. Aktorka walczy, chociaż coraz bardziej brakuje jej sił. I nie boi się do tego przyznać. Jest gotowa na to, co przyniesie jej los. "Wdech, wdech. Żyję. Wszystko jest w ciągłym ruchu, nadchodzi zmiana, a ja jestem na nią gotowa" – brzmi jej mantra, którą napisała w jednym poście.

Blair jest także gotowa na ewentualną śmierć, co przecież jest w chorowanie – i w całe ludzkie życie – wpisane. – Powiedziałam mojemu synowi, że zaczęłam przygotowywać się na śmierć, a on stwierdził, że chce, żebym została skremowana – wyznała w ostatnim wywiadzie dla magazynu "TIME". Nie oznacza to jednak, że Blair się jej nie boi. I to właśnie jest ludzka siła – obojętnie co będzie, dam radę, jestem gotowa, mimo że umieram ze strachu. Ale walczę do końca.

Jeśli chorujesz i masz dziecko, musisz być podwójnie silny

Selma Blair samotnie wychowuje 7-letniego syna Arthura i nie ukrywa, że z jego powodu jej choroba jest jednocześnie i łatwiejsza, i trudniejsza. Bo z jednej strony ma przy sobie najukochańszą osobę, dzięki której ma siłę do walki, ale z drugiej jest świadoma, że jej syn może zostać bez matki, a jej choroba i ewentualną śmierć już na zawsze na niego wpłyną.

Jednak Blair nie odsuwa od siebie dziecka, nie zataja przed nim choroby, nie udaje, że wszystko jest w porządku. Wręcz przeciwnie: pozwala Arthurowi uczestniczyć w jej walce i przeżywa swoje cierpienie razem z nim. To syn ściął jej włosy, to on usłyszał, że jego mama przygotowuje się już na odejście. Za ciężkie dla 9-latka? Blair nie ukrywa, że chłopiec reaguje różnie. – Mój syn uciekł. Uciekł ode mnie – napisała aktorka w jednym z postów. Jednak dzieci rozumieją dużo więcej, niż myślimy, a choroba jeszcze bardziej zbliżyła do siebie Selmę i jej syna, co pokazuje jej relacja na Instagramie.

Cierpienie Selmy Blair daje też siłę wszystkim chorującym rodzicom. – Muszę wstać i zaprowadzić go do szkoły, ale lekarstwa dają mi w kość – wyznała. A w innym poście rozpaczała, że jest w szpitalu i nie może być z dzieckiem. – Jestem tutaj. Nie jestem z moim synem. Jestem w miejscu, gdzie ma mi się poprawić. Potrzebuję tego chłopaka, żeby zobaczył, że robię rzeczy, o których nigdy nawet nie sądziłam, że mogę. I zrobię, co w mojej mocy – wyznała.

Blair pokazuje więc, że da się połączyć chorobę i rodzicielstwo oraz że ważne jest, aby być z dzieckiem jeszcze bliżej, niż wcześniej. A jednocześnie nie ukrywa, że będzie ciężko, bardzo ciężko. Ale rodzice są na to gotowi. Dla siebie i dziecka.

Choroba i cielesność wcale się nie wykluczają

Choroba zawłaszcza sobie twoje ciało. Fizycznie cierpisz, wszystko cię boli, nie możesz się ruszać, masz siniaki na każdym fragmencie swojego ciała, organy odmawiają posłuszeństwa... Cielesnych symptomów cierpienia jest dużo. Jednak nie oznacza to, że nie możesz swojego ciała tej chorobie odebrać.

Selma Blair niczego nie ukrywa i nie ukrywa również swojego ciała. Wręcz przeciwnie, wciąż jest jego świadoma, a nawet ma z nim jeszcze bliższą i bardziej intymną relację, niż wcześniej. Wsłuchuje się w swój organizm, akceptuje wszystkie zmiany. Nie karze swojego ciała, nie wstydzi się go. Nie uważa go za mniej atrakcyjne. Jest inne, słabsze, ale jest nadal jej.

Aktorka nie boi się więc nagości, nie unika jej, jak na kontrowersyjnym półnagim zdjęciu przed lustrem, na którym pokazała pupę. Nie wstydzi się siniaków na swoich nogach, cieni pod oczami, chorobliwej bladości czy łysej głowy. Wszystko jest symbolem jej walki i przypomnieniem, że nadal jest człowiekiem, kobietą, a cielesność jest wpisana w człowieczeństwo. Nawet w to cierpiące.

Nie musisz rezygnować z życia – możesz żyć pełnią, chociaż inaczej

Dla wielu z nas choroba oznacza koniec. Nie mamy siłę i ochoty żyć, zamykamy się w domu. Mówimy, że wrócimy do życia, gdy wyzdrowiejemy. A jeśli nie wyzdrowiejemy? To już praktycznie umarliśmy. Wewnętrznie.

Amerykańska aktorka pokazuje jednak, że można inaczej. Jasne, jest jej łatwiej: ma świetną, prywatną opiekę, na którą ją stać, ma wokół siebie pomoc, ma dostęp do drogich środków. Jednak życie pełnią podczas choroby wcale nie wiąże się z naszym statusem i objętością portfela. Nie musimy, jak Selma Blair, zakładać garnituru od Diora i wychodzić na przyjęcie, możemy – również tak jak ona – cieszyć się z małych rzeczy: z zabawy z synem, z dzieł sztuki, z pięknej pogody.

Grunt to żyć, jak tylko umiemy i na ile pozwala nam nasza choroba. Doceniać to, co mamy wokół siebie, spędzać czas z bliskimi, chłonąć świat wokół siebie. Jasne, to trudne, kiedy cierpimy. Ale możliwe.