"Zachowanie Klarenbacha było chamskie". Posłanka Wiosny wyjaśnia, dlaczego uparcie chodzi do TVP

Daria Różańska
– O Klarenbachu trudno powiedzieć, że jest dziennikarzem. Prowadzący rozmowy w TVP są po prostu zwykłymi politykami, którzy zadają pytania z tezą, atakują tylko jedną stronę tej debaty. Zaczepka Adriana Klarenbacha była po prostu chamska. To było straszne zachowanie, ale ludzie to widzą. Czy mnie to dotknęło? Miłe to nie jest, ale nie jestem tam, żeby było miło – opowiada w rozmowie z naTemat Beata Maciejewska. Posłanka Wiosny przyjmuje zaproszeni od Telewizji Publicznej i nie zamierza przestać.
Posłanka Wiosny Beata Maciejewska często pojawia się w programach TVP. Fot. Lucyna Lewandowska / zdjęcie z Facebooka / Beata Maciejewska
Pod koniec października Adrian Klarenbach na antenie TVP zaatakował Maciejewską serią pytań o to, "co nosiła pod sercem". Posłanka Lewicy przekonuje, że wprawdzie temat rozmowy miał być inny, ale dyskusja w studio dotyczyła prawa regulującego przerywanie przez kobiety niechcianej ciąży.

Rozmowa nie była merytoryczna, a dziennikarz pozwalał sobie na chamskie odzywki. To jednak nie zniechęciło Maciejewskiej – posłanka nadal chętnie pojawia się w programach Telewizji Publicznej. Najczęściej pytana jest o o przerywanie ciąży czy ataki LGBT na tradycyjne państwo. Dlaczego wciąż tam chodzi?



Zagotowała się pani, kiedy Adrian Klarenbach w TVP zapytał, co "nosiła pani pod sercem"?


Beata Maciejewska
: Byłam zaskoczona pod wieloma względami.

Czym konkretnie? Temat rozmowy miał być inny?

Tak. Ile razy idę do TVP, to dostaję informację, że będziemy rozmawiać np. o Sejmie, Senacie, Banasiu, czy o jakiejś komisji. A ostatecznie i tak zawsze kończy się na dyskusji o przerywaniu ciąży, pedofilii, atakach LGBT na tradycyjne państwo.

Ale nie zraziła się pani retoryką Klarenbacha i dalej chodzi pani do TVP.

To prawda. O Klarenbachu trudno powiedzieć, że jest dziennikarzem. Prowadzący rozmowy w TVP są po prostu zwykłymi politykami, którzy zadają pytania z tezą, atakują tylko jedną stronę tej debaty.

Zaczepka Adriana Klarenbacha była po prostu chamska. To było straszne zachowanie, ale ludzie to widzą. Czy mnie to dotknęło? Miłe to nie jest, ale nie jestem tam, żeby było miło.

Spodziewała się pani personalnych ataków?

Idąc do TVP nie sądziłam, że dojdzie do tego, iż będę osobiście atakowana przez dziennikarza, który pierwszy raz w życiu widzi mnie na oczy. A to wyłącznie dlatego, że mam takie, a nie inne poglądy.

Nie pomyślała sobie pani wtedy: mam dość, ostatni raz przyszłam do TVP?

Nie, w ogóle tak nie pomyślałam. Pan Klarenbach jest pracownikiem TVP i jeśli telewizję publiczną stać tylko na takich "dziennikarzy", to ja to przeżyję, ponieważ mam coś do powiedzenia Polkom i Polakom.

I doskonale rozumiem, dlaczego TVP zaprasza nas – posłów i posłanki opozycji. Muszą przecież wykazać, że w programie biorą udział politycy różnych opcji.

No tak: kilku posłów z obozu władzy i jeden reprezentujący opozycję. I zaczyna się "nawalanie".

Oglądam teraz sporo TVP i widzę, jak bardzo jest to medium manipulujące. To ciągłe sączenie ludziom nieprawdy, a szczególnie ustawianie Polaków przeciwko sobie. Ile razy idę do TVP, to mam przeciwników we wszystkich w studiu, łącznie z prowadzącym. I ta ostra wymiana zdań trwa tyle, co cała dyskusja.

Oczywiście trzeba mieć strasznie twardą skórę, ale wreszcie można mówić językiem Lewicy na antenie TVP. Można Polkom i Polakom powiedzieć np. o tym, że kobiety chcą mieć prawo do przerywania ciąży. I proszę mi wierzyć, że dla powiedzenia tego w TVP, warto tam iść.

W poprzedniej kadencji Sejmu wielu posłów opozycji banowało TVP. Były już poseł Meysztowicz jako jeden z niewielu bywał w Telewizji Polskiej. Mówił nam, że musiał przyzwyczaić się do retoryki, poznać schemat dyskusji i być przygotowanym na najgorsze.

Mam podobne refleksje. Choć nie przesadzajmy, że jestem stałą bywalczynią TVP, byłam tam kilka razy.

Ale rzuca się pani poseł w oczy, bo niewielu polityków opozycji chodzi do TVP.

Później piszą o mnie inne prawicowe media, jak np. "Nasz czas", wPolityce.pl. Według nich naruszam pewien status quo, także jeśli chodzi o rolę kobiety w mediach.

Piszą też o pani, że jest pani "obłąkaną Maciejewską", "nazistką". Pojawiają się także głosy, że nie powinna pani sobie rościć prawa do mówienia o pedofilii, bo w za czasów Biedronia w Słupsku "chroniliście pedofila". Wyrasta pani w mediach sprzyjających władzy na pewnego rodzaju buntowniczkę, kobietę, która idzie pod prąd, piszą też o pani "Biedroń w spódnicy".

A to akurat super. Biedroń w spódnicy – czemu nie? Robię swoją robotę. W telewizji nie występuję jako dama, tylko właśnie jako "Biedroń w spódnicy", który chce zmieniać rzeczywistość.

Chce pani też szokować, prawda?

Lepiej jest budzić emocje, pokazywać to, co się chce, niż nie móc się przebić ze swoim przekazem. Z gruntu jestem osobą, która łatwo się nie poddaje. A polityka jest dla mnie polem, na którym trzeba pokazywać swoje argumenty.

I kły?

To prawda. W innym świecie niż Polska, pewnie byłabym umiarkowaną socjaldemokratką.

Granice są przesunięte.

Dokładnie. Ja ze swoimi poglądami jestem postrzegana jako radykalnie progresywna posłanka.

Lewaczka.

Tak, z krwi i kości. Hejterzy do mnie często piszą "lewaczka". Zioną nienawiścią. Moim zdaniem to jest zorganizowany hejt. Takich wiadomości przychodzi naprawdę wiele.

Z medialnych przekazów i z tematów, o których pani dyskutuje w mediach publicznych wynika, że zajmuje się pani głównie aborcją i pedofilią w Kościele.

W kampanii do Parlamentu Europejskiego wyświetlałam na rezydencji pana Głódzia film "Tylko nie mów nikomu". Ale w TVP mówię o tym, o co pytają mnie dziennikarze, czyli m.in. o aborcji. Gdyby mnie zapytali o transformację energetyczną, kwestię ochrony środowiska...

A pytali kiedyś o sprawy, które związane są np. z komisjami, w jakich pani poseł zasiada?

W prawicowych mediach nigdy mnie o to nie pytali. Powiem pani szczerze, że obawiam się, iż TVP nie będzie mnie chciało zapraszać.
Dlaczego?


Bo nie bardzo wiedzą, jak się ze mną obchodzić. Ostatnio, jak w TVP zaczęłam mówić o pedofilii w Kościele, to prowadzący zwrócił się gestem rozpaczy do innego uczestnika, żeby ten coś powiedział, by uratował sytuację.

Kiedy indziej pan Klarenbach powiedział do mnie: "Ale ja mam piątkę dzieci", a ja odpowiedziałam mu: "Ale co z tego?". Też nie wiedział, jak zareagować.

W Wiośnie macie jakieś założenia, że konkretne media omijacie?

Nie, nie mamy. Polityka medialna całej Lewicy jest wspólna i chodzimy do wszystkich mediów.

Dla początkującej posłanki pojawianie się w mediach – zwłaszcza w telewizji – jest korzystne. Buduje pani swoją rozpoznawalność w szerszych kręgach.

Tak, mogę pokazywać wartości i mówić językiem Lewicy. A jeśli idę do TVP, to nie spodziewam się miłej i merytorycznej rozmowy.