Pytamy Michalkiewicza, czy mu nie wstyd, że ujawnił dane ofiary księdza. "Ja też sporo przeszedłem"

Daria Różańska
Katarzyna, ofiara-księdza pedofila, boi się włączyć komputer, boi się wyjść z domu. – To przez Michalkiewicza, Towarzystwo Chrystusowe, a także przez osoby, które do niej piszą hejterskie wiadomości – mówi nam aktywistka Maja Staśko. – Nie jest panu wstyd, że przyczynił się pan do publicznego linczu? – pytam Stanisława Michalkiewicza, który upublicznił dane Katarzyny. Słyszę: – Jakiego publicznego linczu? Niech się wstydzą ci, którzy ją linczują. Do mnie też wrażliwcy moralni piszą listy i ja się nie skarżę. Taka jest kolej rzeczy.
Stanisław Michalkiewicz jest publicystą Radia Maryja. Fot. Łukasz Krajewski/ Agencja Gazeta
"To odwet"
Księża, prawicowi publicyści, przedstawiciele Towarzystwa Chrystusowego – wszyscy zgodnie potępiają zachowanie Stanisława Michalkiewicza, który ujawnił imię i nazwisko ofiary księdza-pedofila. Kobieta, która jako 13-latka była więziona i gwałcona przez byłego już duchownego Romana B. ze zgromadzenia Chrystusowców, do tej pory w mediach funkcjonowała jako Katarzyna.

Maja Staśko, aktywistka i publicystka, która pomaga kobiecie, nie ma wątpliwości, że Michalkiewicz próbował zemścić się na ofierze księdza-pedofila. Wcześniej prawicowy publicysta przegrał z nią proces o zniesławienie.


Publicysta związany z mediami ojca Rydzyka komentując wyrok sądu z 2018 roku (przyznano ofierze księdza-pedofila milion złotych zadośćuczynienia i dożywotnią rentę), stwierdził: – Miliona złotych to taka panienka jedna z drugą przez całe życie może nie zarobić, a tutaj za jednego sztosa. No to żadne ku*wy nie są tak wysoko wynagradzane na całym świecie, a cóż do tego nasz biedny kraj.

Katarzyna pozwała go za te słowa. I sąd przyznał jej zaocznie 150 tys. zł zadośćuczynienia.

– Pan Michalkiewicz odkrył, że ma zablokowane konto. W banku dostał numer do komornika, który wydał nakaz zapłaty i wytłumaczył, o jaką sprawę chodzi. Michalkiewicz miał kilka wezwań do sądu na rozprawy, ale żadnego nie odebrał, awiza również. Stąd wyrok i blokada konta. W odwecie podał prawdziwe imię i nazwisko Kasi – opowiada nam Maja Staśko.

Zrobił to 17 listopada w internecie. Napisał przy tym: "Jestem zaskoczony sytuacją, w następstwie której zostałem całkowicie odcięty od środków do życia tym bardzie, że nic nie wiedziałem ani o procesie, ani o wyroku, który był zaoczny, a dopiero przypadkiem dowiedziałem się o egzekucji. Z telefonicznej rozmowy z informatorką niezawisłego Sądu Okręgowego w Poznaniu dowiedziałem się, że pisma – owszem – były do mnie wysyłane, ale na adres, pod którym nie mieszkam już od ponad 11 lat".

"Kasia boi się wyjść z domu"
Na reakcję hejterów nie trzeba było długo czekać. – Ujawnienie jej danych – poza tym, że jest przestępstwem – spowodowało jeszcze większy atak prawicy na Kasię – opowiada nam Maja Staśko. Aktywistka w mediach społecznościowych upubliczniła jedną z wiadomości, jakie teraz otrzymuje Katarzyna.

" (…) Jestem ciekaw, za ile skończą się pani pieniądze od Pana Stanisława Michalkiewicza i przypomni pani sobie znowu o jakimś molestowaniu, zamiast po prostu iść do uczciwej pracy" – napisał Michał.

– Ona stety albo niestety przez cały czas ma dostęp do internetu i czyta te komunikaty. Chociaż boi się patrzeć na wiadomości, które pojawiają się w skrzynce mailowej, boi się wychodzić z domu. Trudno jej się dziwić: kiedy pojawiają się groźby śmierci, to rodzi się bardzo realny strach – mówi nam Staśko. I przyznaje, że Katarzyna czuje się kiepsko.

– To przez Michalkiewicza, Towarzystwo Chrystusowe, a także przez osoby, które do niej piszą hejterskie wiadomości – dodaje.

Sama Katarzyna na blogu napisała: "Odebrano mi już wszystko! Moją prywatność, anonimowość. Już nie będę miała nawet kawałka swojej bezpiecznej przestrzeni... Nienawidzę tego życia!!!". Kobieta nie chce kontaktować się z dziennikarzami.

"Fakt" zrobił to pierwszy"
Dzwonię do Michalkiewicza. – Dołożył pan rękę do tego, by publicznie zlinczować doświadczoną przez życie ofiarę księdza-pedofila – mówię.

– Do mnie ludzie też piszą. Pani Katarzyna (pan Michalkiewicz podał imię i nazwisko ofiary księdza-pedofila – red.) jest moim wierzycielem i dowiedziałem się o jej personaliach od komornika. Mam jej zapłacić 150 tys. zł, więc wie pani.... – stwierdza publicysta.

– Ma pan świadomość, że pani Katarzyna jest osobą, która wiele w życiu przeszła... – odpowiadam. I słyszę: – Ja też sporo w życiu przeszedłem, proszę pani.

Idę dalej: – Nie jest panu wstyd, że przyczynił się pan do publicznego linczu?

– Jakiego publicznego linczu? Niech się wstydzą ci, którzy ją linczują. Do mnie też wrażliwcy moralni piszą listy i ja się nie skarżę. Taka jest kolej rzeczy – odpowiada Michalkiewicz. I tłumaczy, że jako pierwszy prawdziwe dane Katarzyny w 2009 roku podał "Fakt".

We wspomnianym tekście "Faktu" nie widnieje już prawdziwe imię i nazwisko Katarzyny. Na blogu Michalkiewicza nadal te informacje są dostępne.