Skoda nigdy wcześniej nie zrobiła takich aut. To ich pierwsza hybryda i elektryk

Michał Mańkowski
Muszę Wam się do czegoś przyznać. Jestem dużym fanem Superba. Odkąd pokonałem 3500 kilometrów po polskich i europejskich drogach za jego kierownicą, przekonałem się, że nie ma lepszego wyboru w swojej klasie. Jest bardzo praktycznie, ekonomicznie, ładnie i rozsądnie cenowo. Jeśli komuś nie przeszkadza znaczek z logo marki, nie powinien się długo zastanawiać. A i na tych kierowców Skoda próbuje znaleźć sposób.
To Skoda Superb stała się pierwszą hybrydą typu plug-in w historii tego producenta. Fot. naTemat
Superb w najnowszej odsłonie stracił już swoje charakterystyczne logo na klapie bagażnika. Zamiast tego czeka tam elegancki napis „Skoda”, więc widać, że to ewidentny ukłon w stronę potencjalnych klientów z nieco większym ego. Ale nie ma się czego bać, bowiem jest naprawdę ładnie jeśli chodzi o stylistykę.

Teraz Skoda wchodzi w nowy rozdział w swojej karierze. Nazywa się iV i jest tym, po co sięgają po kolei niemal wszystkie marki: swój kawałek toru w elektromobilności. Ostatnio miałem okazję poznać nowego Superba nie tylko pod względem wyglądu, ale także czegoś zupełnie innego. To właśnie Superb, jako flagowa limuzyna Skody, został pierwszym modelem z napędem hybrydowym typu plug-in.
To ten rodzaj auta z dwoma silnikami: jednym standardowym, spalinowym benzyniakiem. I drugim, elektrycznym. Tutaj auto napędza jednostka benzynowa o pojemności 1,4l i mocy 85kW oraz elektryczna, dająca maksymalną moc aż 218 koni mechanicznych. W praktyce przyspiesza do setki w 7,7 sekundy, a prędkość maksymalna wynosi 224 km/h. Ten zestaw łącznie może wystarczyć nawet na przejechanie 930 kilometrów na jednym baku. Nie jest to co prawda wynik, jaki udało mi się wykręcić ich dieslem (1200 km), ale wciąć robi wrażenie.


Samochody pół- i całkowicie elektryczne mają jeden „feler”. Coś, co jest ich dużą zaletą jest jednocześnie wadą, mianowicie są… za ciche. Niejednokrotnie przekonałem się o tym na parkingu, gdy zaskoczeni ludzie odwracali się zaskoczeni, a nawet przestraszeni, nie orientując się, że tuż obok jedzie auto. I między innymi dlatego hybrydowy Superb jest wyposażony w generator dźwięku E-noise, który ostrzega pieszych symulując lekko dźwięk auta.
Poza standardowymi trybami jazdy możemy jechać w trzech specjalnych: sport mode, e-mode, hybrid mode. Każdy z nich charakteryzuje się innym zestrojeniem auta i właściwościami jezdnymi.

W tym przypadku dla nas najbardizej interesujące będą te dwa ostatnie, bo one najbardziej wpisują się w hybrydowy-ekologiczny charakter tego auta. Wtedy też najbardziej odczujemy o co chodzi w tego typu samochodach. Auto będzie rekuperować i odzyskiwać energię. Tyle w teorii. W praktyce znaczy to, że gdy puścicie gaz, samochód bardzo wyraźnie zacznie hamować samodzielnie. Na początku, jeśli nigdy wcześniej tak nie jeździliście, możecie potrzebować chwili, by się do tego rozwiązania przyzwyczaić.

Hybryda typu plug-in – jak sama nazwa wskazuje – może być ładowana poprzez wtyczkę. W standardowym gniazdku domowym do 100 proc. podładujecie się w ok. 5 godzin. Natomiast w tzw. wallboxach, czyli ładowarkach ściennych lub publicznych stacjach ładowania, czas ten spada do ok, 3,5 godzin. Może nie wygląda to imponująco, ale w rzeczywistości, gdy np. ładujecie sobie w ten sposób auto w domu lub pod pracą, dostajecie codziennie możliwość przejechania na prądzie 62 kilometrów. Prawdą jest, że w mieście często taki dystans na jeden dzień wystarcza.
Poza tym wszystkim, to stary (właściwie to nowy, bo najnowsza wersja jest dostępna od całkiem niedawna) dobry Superb. Bardzo praktyczne, przestronne i wystarczająco nowoczesne auto. Zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Aha, będzie dostępny w kilku wersjach wyposażenia. Także najwyższej Laruent&Klement.

Gdy tak sobie myślę o tej hybrydzie, dochodzę do wniosku, że to wersja skierowana do konkretnego typu klientów. Raczej do tych, którzy pokonują nim kilometry głównie w mieście, a nie na trasie. Ci drudzy chętniej sięgną raczej po sprawdzonego i jeszcze bardziej ekonomicznego diesla.

Ale to nie jedyna nowość od Skody, którą testowaliśmy. Jednocześnie pokazano nam coś zupełnie innego, jeszcze bardziej dziewiczego. To pierwszy w 124-letniej historii firmy w pełni elektryczny model. Nowa Skoda Citigo e iV jest zasilana tylko prądem i jest typowo miejskim autkiem.
Nieprzypadkowo użyłem zdrobnienia, bo po przesiadce z ogromnego Superba przez moment można mieć szok poznawczy. Jakoś tak mało miejsca, trochę ciasno, wnętrze nieco bardziej ascetyczne, na zegarach wręcz trochę trącące myszką, jak na „elektryczne auto przyszłości”. I to bez wyświetlacza, za to ze standardowym panelem sterowania autem. Wyświetlacz zastępuje na środku „trzymacz” do telefonu, gdzie możemy go montować i uruchamiać nawigację.

Ten samochód nie budzi emocji. Nie zwrócisz na niego uwagi na ulicy, nie będziesz myślał, że od zawsze chciałeś go mieć, ani nie pochwalisz się nimi przed znajomymi. Sęk w tym, że gdy siądzie się z kartką i długopisem w ręku i na spokojnie zrobi sobie rozsądne drzewko decyzyjne, listę potrzeb i obiektywnie spojrzy na dzisiejsze, miejskie realia, dość szybko okaże się, że elektryczna Skoda Citygo to samochód wręcz stworzony dla nowoczesnych mieszczuchów. Jest niewielki, wszędzie wjedzie i zaparkuje. Wystarczy w zupełności na zakupy czy podrzucenie dziecka na zakupy.
Nie będzie kosztował krocia, a jeździć będziemy „po taniości”, ładując go na mieście lub (jak macie to szczęście) w domu. Nie, to nie jest pierwsze auto w rodzinie, ale już drugie, jako suplement do chociażby takiego Superba, jak najbardziej.

Zasięg do 260 kilometrów może nie robi wrażenia, skoro większe i nowoczesne elektryki chwalą się wynikami typu 400-500 kilometrów, ale przecież to mały, miejski, bzyczek. Realnie, jak często w mieście jeździcie dziennie więcej niż te 260 km? Raczej rzadko. Maksymalna prędkość to 130 km/h. Odpowiada za nią silnik elektryczny o mocy 61 kw i momencie obrotowym 212 Nm. Jeździmy w trzech trybach: normal, eco lub eco+, gdzie możemy także decydować o jednym z kilku poziomów rekuperacji.

No dobra, a jak to jest z tym najważniejszym, czyli ładowaniem? Od 0 do 80 proc. mocy w zwykłym gniazdku domowym naładujecie się w aż 13 godzin. Trochę długo, ale od wieczora do rana wystarczy. We wspomnianych wallboxach lub stacjach publicznego ładowania o mocy 7,2 kW czas ten skraca się już do nieco ponad 4 godzin. A w stacjach szybkiego ładowania prądem stałym (40 kW) to zaledwie jedna godzina.
Te dwie premiery pokazały mi dwie rzeczy. Pierwszą, że Superb to nadal genialne auto na wielu płaszczyznach. I nie ma znaczenia, jaki rodzaj napędu (zwykły czy hybrydowy) wybierzecie. I drugą: że elektromobilnosć to żadna tam pieśń odległej przyszłości, ale dzieje się już dziś. Dlatego może czasami, dokonując motoryzacyjnego wyboru, warto wyjść ze swojej strefy komfortu oraz zakupowej „podniety” i zdecydować się na coś, co faktycznie jest dostosowane do czasów i realnych potrzeb.