Hołownia nie podbił Gdańska. Jeśli kampania będzie jak pierwsze show, nie ma szans na sukces

Jakub Noch
Niedzielne spotkanie w Gdańsku miało być hucznym startem prekampanii Szymona Hołowni. Jednak z Teatru Szekspirowskiego nie wyszedł podekscytowany tłum. Powodów do zbytniego optymizmu zabrakło głównie dlatego, że... żaden tłum się nie pojawił. A przydługawy odczyt, nudny wywiad przeprowadzony przez koleżankę Hołowni i brak zapowiadanych konkretów sprawiły, iż wizyty w gmachu przy Bogusławskiego wiele osób być może pożałowało.
Jak przebiegało spotkanie z Szymonem Hołownią w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku? Oto nasza relacja. Fot. Jakub Noch / naTemat.pl
Samotny kandydat
Kiedy współpracownicy Szymona Hołowni rozesłali do mediów pierwszą informację o tym, że 8 grudnia zaplanowane jest spotkanie w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku, narosło wiele spekulacji. Mówiło się, że Hołownia ma tam nie tylko oficjalnie potwierdzić udział w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, ale i przedstawić swoje zaplecze.
Szymon Hołownia
na pierwszym spotkaniu przedwyborczym w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku

Teatr Szekspirowski jest doskonałym miejscem, żeby zakończyć hamletyzowanie. W Gdańsku bardzo dobrze jest zaczynać lepszą rzeczywistość...

Najbardziej podekscytowani sympatycy nowego gracza na polskiej scenie politycznej wierzyli więc, że miejsce jest nieprzypadkowe i za plecami Szymona Hołowni stanie m.in. prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz – wszakże przedstawiana była jako jego "koleżanka". To byłaby gwarancja na zrobienie szumu nad Motławą, który dawałby mocny start przed pójściem w Polskę.
Fot. Jakub Noch / naTemat.pl
Takiej niespodzianki jednak nie było. Co więcej, zabrakło nie tylko prezydent Dulkiewicz. Oczekiwano, że Szymon Hołownia pokaże "swoich ludzi", on sam podgrzewał emocje, wspominając podczas przemówienia o licznych współpracownikach i wolontariuszach, którzy mają być gotowi do działania w terenie, ale właściwie nikogo nie zobaczyliśmy.


Jak na razie możemy domyślać się tylko, że Szymona Hołownię wspierają Michał Kobosko i Justyna Dżbik. Były szef kilku wpływowych redakcji, a ostatnio członek think tanku Atlantic Council, moderował show w Teatrze Szekspirowskim, a dziennikarka Radia ZET przeprowadziła z Hołownią rozmowę, której celem było nakreślenie poglądów 43-latka rzucającego rękawicę Andrzejowi Dudzie. I tyle było w Gdańsku "ludzi Hołowni".
Fot. Jakub Noch / naTemat.pl
Zawiedzeni kartką i brakiem konkretów
Szymon Hołownia rzucił w niedzielny wieczór kilkoma nośnymi hasłami (a raczej odczytał je z kartki, w którą nos miał wbity przez znaczną część przemówienia). Mówił, że chce Polski "solidarnej" i "rozmawiającej", systemu politycznego z "bezpartyjnym bezpiecznikiem" oraz społeczeństwa, w którym jest miejsce dla wyborców PiS, PO, PSL, Konfederacji, Lewicy i innych, a wszyscy oni potrafią się porozumieć. To wspaniałe postulaty, ale ci, którzy przyszli po zapowiadane konkrety i program, wychodzili ewidentnie zawiedzeni.

W Polsce nie skończyły się jeszcze lata 90-te ze sporami o wszystko i rozwiązywaniem problemów siekierą. Czas skończyć z uleganiem sprzedawcom prostych jak konstrukcja cepa rozwiązań. Partie są zajęte tym, kto ma być przewodniczącym, kto dostanie jedynkę. Mówią o wszystkim, ale nie o tym, co jest najważniejsze...

"Potężnego finansowania" nie widać
Kto był w niedzielę na spotkaniu z Szymonem Hołownią, ten mógł się również przekonać o słabości... spin doctorów Koalicji Obywatelskiej. Słabości tych, którzy politykom największej formacji opozycyjnej podpowiedzieli, by nowego konkurenta nazywać "kandydatem promowanym przez lobby finansowe" czy opowiadać o "potężnym finansowaniu", które ma za nim iść.
Fot. Jakub Noch / naTemat.pl
– Nie ma tu żadnych pieniędzy Dominiki Kulczyk, Jerzego Staraka, żadnych jezuitów. Wierzę w finansowanie społecznościowe, że sami sobie te demokrację odkupimy – mówił Hołownia podczas "wywiadu" udzielanego Dżbik. I wystarczyło rozglądnąć się dokoła, by mu uwierzyć. Ani całościowa oprawa przedsięwzięcia w Gdańsku, ani twarze zgromadzonych nie pozwalały obronić kuriozalnej tezy, że przed nami marionetka "banksterów". Było profesjonalnie, ale skromnie. A wśród zgromadzonych nie pojawił się właściwie nikt wpływowy.

Gdańsk matecznikiem Hołowni nie będzie
Można więc powiedzieć, że możni naszego skrawka świata nie zmarnowali sobie niedzielnego wieczoru. W przeciwieństwie do części z tej niezbyt pokaźnej grupy osób, które zdecydowały się odpowiedzieć na zaproszenie. Przy takim ustawieniu, jakie przygotowano na show Hołowni, Teatr Szekspirowski w Gdańsku może przyjąć nieco ponad pół tysiąca osób. Tylu ludzi mieści się tam, gdy zapełnione są wszystkie trzy kondygnacje galerii, a pod sceną jest ciasno. Tymczasem w niedzielę nikt na tłok nie mógł narzekać nawet na parterze. Dwa wyższe pietra pozostały całkowicie puste.
Fot. Jakub Noch / naTemat.pl
I to naprawdę nie wróży Szymonowi Hołowni zbyt dobrze. By obronić marzenia o tym, że jak równy z równym jest w stanie konkurować z Małgorzatą Kidawą-Błońską i Andrzejem Dudą, musiałby on zawładnąć na początek sercami właśnie takich wyborców, jakimi są gdańszczanie.

Polityka to jedno z narzędzi robienia zmiany. Nie żadne bagno. Dobra polityka nie jest o demonstrowaniu siły, ale pomaganiu ludziom, by odkrywali moc, jaka w nich tkwi...

Inną złą wróżbę Hołownia mógł zauważyć na Facebooku, gdzie prowadzona była relacja na żywo. W szczytowych momentach oglądało ją ok. 15 tys. osób. To może wynik godny pozazdroszczenia przez większość nadwiślańskich "influencerów", ale alarmujący dla kogoś, kto chce głosów kilku milionów Polaków.