Kpiny po wypowiedzi Dudy o cenach i pensjach Polaków. Sprawdziliśmy, czy miał rację

Paweł Kalisz
Prezydent Andrzej Duda podczas spotkania z mieszkańcami Nowego Miasta Lubawskiego stwierdził, że naturalnym procesem ekonomicznym jest to, ze gdy rosną zarobki, to wraz z nimi rosną ceny towarów i usług. Zapytaliśmy prezydenta Centrum Adama Smitha Andrzeja Sadowskiego, ile prawdy jest w tezach głoszonych przez prezydenta Dudę.
Andrzej Duda stwierdził, że wraz ze wzrostem pensji rosną ceny towarów i usług, czym naraził się na kpiny internautów. Fot. YouTube / PolskieRadio
Teza
– Proszę Państwa, ceny rosną. Tak, ceny rosną, ja sobie zdaję z tego sprawę. Ale Państwo musicie mieć świadomość, że jak rosną wynagrodzenia, to niestety rosną też i ceny – wyjaśnił prezydent Andrzej Duda podczas spotkania z mieszkańcami Nowego Miasta Lubawskiego.
A Ty jak myślisz?
czy
Ile jest prawdy w słowach prezydenta? – Bardzo chętnie odpowiem na to pytanie. To prawda – odpowiada Andrzej Sadowski, ekonomista, prezydent Centrum im. Adama Smitha. – To niejako naturalna konsekwencja. Rynek w ten sposób reaguje na większą ilość pieniędzy, które trafiły do obiegu – dodaje ekonomista.


Wzrost wynagrodzeń minimalnych jest jedną z najważniejszych obietnic PiS. – Na koniec 2020, czyli za kilkanaście miesięcy, minimalna pensja będzie wynosiła 3 tys. zł – zapewniał podczas wiecu wyborczego Jarosław Kaczyński jeszcze przed wyborami. Za cztery lata zdaniem prezesa PiS pensja minimalna ma wynosić 4 tysiące złotych.

– Płace są pochodną poziomu rozwoju gospodarczego. Administracyjnie podnoszenie płac w Polsce do poziomu zachodnich bez zapewnienia takich samych albo lepszych warunków polskim przedsiębiorcom nie przyniesie trwałego efektu. Sama decyzja administracyjna, że teraz będziemy zarabiać tyle co w Niemczech, nie wystarczy. Dziś polski przedsiębiorca w Polsce ma gorzej, niż polski przedsiębiorca w Niemczech, Irlandii czy na Słowacji. Wyższe wynagrodzenia będą wynikać z bardziej konkurencyjnych warunków działania w Polsce – tłumaczy Andrzej Sadowski.

Oczywiście w takim przypadku należy się spodziewać, że do poziomu europejskiego wzrosną nie tylko płace, ale i ceny. Przy czym – jak zauważa Sadowski – jeśli wzrost płac będzie sztuczny, to można się spodziewać kłopotów. Nie można wykluczyć, że płace będziemy mieli europejskie, ale ceny w sklepach będą wyższe.

Sam wzrost cen nie jest niczym nowym, a niewielka inflacja może wręcz stymulować gospodarkę. W ostatnich miesiącach ceny jakby zatrzymały się w miejscu, żeby w listopadzie znów wzrosnąć do poziomu 2,6 proc. To wartość średnia liczona dla wszystkich towarów i usług. Ceny żywności i napojów bezalkoholowych podskoczyły jednak bardziej.

Ceny cukru wzrosły o 25 proc. O 16 procent więcej niż w zeszłym roku trzeba też zapłacić za wieprzowinę i warzywa, ceny owoców wzrosły o 15 proc. w stosunku do cen z zeszłego roku, a wędliny są droższe o 9 proc.

Wyższe ceny dotyczą jednak nie tylko żywności. Najbardziej wzrosły ceny wywozu śmieci, bo aż o 31 proc. Spadły za to ceny paliw, jajek, masła, energii elektrycznej czy obuwia. Inna rzecz, że jeśli chodzi o energię, to zapowiadane są podwyżki. Zdaniem ekonomistów, jeśli inflacja w kolejnych miesiącach dalej będzie przyspieszać, a na to wskazują prognozy ekonomiczne, trzeba się będzie liczyć z możliwością podwyżek stóp procentowych. Konsekwencją byłby wzrost rat kredytów.

Tymczasem pensje już tak szybko nie rosną. Jak podał w grudniu GUS, średnie miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw we wrześniu 2019 r. wynosiło 5084,56 zł zł brutto. W zestawieniu z poprzednim rokiem jest to kwota wyższa o 6,6 proc. Eksperci prognozowali wzrost średniego wynagrodzenia w ujęciu rocznym o 7 proc., tymczasem z danych statystycznych wynika, że będzie to bliżej 6 proc.

– Przedsiębiorcy podnoszą ceny, dlatego, że im wzrastają koszty. Jak im wzrastają koszty, to oni starają się sobie to zrekompensować wzrostem cen. To są niestety normalne mechanizmy gospodarcze. Nic nie zdołamy na to poradzić, ale przynajmniej możemy starać się działać tak, żeby były podnoszone te świadczenia dla tych, dla których to zależy de facto w stu procentach od polskiego państwa – przekonywał prezydent Duda w Nowym Mieście Lubawskim.

Prezydent podczas spotkania podkreślał, że PiS udało się dużo zrobić w kwestii zabezpieczenia polskich rodzin, przede wszystkim tych, które wychowują dzieci. – To jest absolutny fundament, zwłaszcza w dobie ogarniającego wiele państw na świecie kryzysu demograficznego. Postawiliśmy na rodzinę, stąd został wprowadzony program 500+ – stwierdził Andrzej Duda.

– Pieniądze wypłacane w ramach tego programu to de facto zwrot części wcześniej zapłaconych przez rodziny podatków. Ale tylko części – dodaje Andrzej Sadowski. Ekonomista zwraca uwagę, że bez zredukowania rozbuchanych kosztów działania urzędów, zwiększenia kwoty "500 plus" wypłacanej na każe dziecko, (jak domaga się tego cześć wyborców argumentujących, że ceny wzrosły, to i świadczenie musi być wyższe) będziemy mieli do czynienia ze zwiększaniem ciężarów podatkowych w Polsce.
WNIOSKI

PRAWDA

Prawa ekonomii są nieubłagane, a rynek reaguje na to, ile ludzie mają pieniędzy w portfelu. Naturalną konsekwencją większej ilości pieniędzy na rynku jest podniesienie cen towarów i usług. Warto jednak w tym miejscu podkreślić, że idealną sytuacją jest, gdy zarobki rosną w sposób naturalny, a ich wysokość nie została określona w drodze decyzji administracyjnej, bo takie działanie może prowadzić do problemów gospodarczych.