To przypadkowe spotkanie w galerii handlowej poruszyło internautów. Chajzer wykorzystał tę sytuację

Bartosz Świderski
Ostatnimi czasy Filip Chajzer musiał przepraszać za swoje "żarty". Tak było choćby w przypadku udawania ataku paniki w "Dzień Dobry TVN". To czego nie można jednak odmówić dziennikarzowi, to skuteczność w przypadku charytatywnych akcji. Tak stało się i tym razem. A wszystko zaczęło się od przypadkowego spotkania w galerii handlowej.
Dzięki spotkaniu w galerii handlowej udało się zebrać pieniądze, które wesprą mieszkanki Domu Samotnej Matki. Fot. Instagram Filip Chajzer
"Nie sądziłem, że jeszcze w tym roku przyjdzie mi zasypiać z takim uczuciem szczęścia i spełnienia. 250.000 PLN, ćwierć MILIONA złotych w 4 godziny zbiórki dla domu samotnej matki na Białołęce" – napisał na Instagramie Filip Chajzer.

Początek tej akcji był jednak zupełnie przypadkowy. Podczas przygotowywania sondy dotyczącej świątecznych zakupów, dziennikarz trafił na wyjątkową rozmówczynię.

– Panie Filipie ja jestem akurat w specyficznej sytuacji, ponieważ jestem mieszkanką Domu Samotnej Matki. Zazdroszczę każdej osobie, która może sobie pozwolić na taki komfort psychiczny przejmowania się tym, czy prezent trafi w punkt, czy nie – powiedziała kobieta.


I dodała: – Są rzeczy ważniejsze niż plastikowa zabaweczka, niż wystawna kolacja. To są inni ludzie, o których warto w tym czasie pamiętać. Zachęcam każdego, kto będzie miał możliwość otworzyć swoje drzwi, żeby przyjął go gościa do swojego domu – mówiła kobieta. Jej słowa tak poruszyły internautów, dlatego Filip Chajzer zrobił "mały research". Jak się okazało jego rozmówczyni ma na imię Izabela i mieszka w Domu Samotnej Matki na warszawskiej Białołęce.

"Ośrodek ma gigantyczne problemy finansowe. Nie ma pieniędzy nawet na opał. Razem z @siepomaga natychmiast uruchamiamy zbiórkę dla tych dzielnych kobiet. Ten dom często jest ostatnią deską ratunku. Jedna z mam przyznała, że myślała już o tym, by wrzucić swoją córkę pod koła pociągu i sama pod niego wskoczyć – z rozpaczy, bezradności, bezsilności..." – tak brzmiał kolejny wpis dziennikarza. Odzew był natychmiastowy, wystarczyły cztery godziny, żeby zebrać pół miliona złotych, ale kwota cały czas rośnie.

W sobotnie popołudnie na koncie zbiórki było już prawie dwa razy tyle. "Splot małych wydarzeń, przypadków, których podobno nie ma i w efekcie mamy świąteczny cud" – podsumował.