Jechaliście kiedyś Teslą? Nie da się tego z niczym porównać, ten samochód wywrócił mi koncepcję auta

Piotr Rodzik
Są tacy, którzy twierdzą, że Tesla to taki Apple świata motoryzacji. Może i jest w tym trochę racji, choć oczywiście to nie ta skala. W każdym razie Tesla 3 to pierwsza Tesla, którą jakąkolwiek jeździłem w życiu. Ba - siedziałem w środku. I powiem wam, że po tym teście nic już nie było dla mnie takie samo.
Tesla Model 3 to auto zaskakująco dobre. I inne od wszystkiego. Fot. naTemat.pl
Te podobieństwa Tesli do Apple'a naprawdę rzucają się w oczy. A może nawet nie tylko Apple'a, co do iPhone'ów. Po pierwsze: sama zbieżność czasowa. Tesla swój pierwszy model wypuściła w 2008 roku. Tymczasem pierwszy iPhone na rynek trafił raptem rok wcześniej.

Po drugie: obie firmy starają się tworzyć coś innowacyjnego, rewolucyjnego, zmieniającego nasze podejście do życia czy wreszcie po prostu designerskiego. I tak jak iPhone'y czy iPady zmieniły... w zasadzie wszystko, tak Tesla zmieniła motoryzację. To przecież od nich zaczęła się elektryczna rewolucja. Nie łudźcie się: gdyby Tesla tak nie naciskała, "tradycyjna" konkurencja dzisiaj dalej mieliłaby silniki diesla. Kiedy okazało się, że to jednak nie jest sezonowa ciekawostka, nagle wszyscy zaczęli robić swoje elektryki.
Fot. naTemat.pl
I po trzecie, chyba najważniejsze: obie marki mają swoich wyznawców. O tym, jacy są zwolennicy sprzętów z nadgryzionym jabłkiem, chyba nie muszę mówić. Ale tacy sami są fani Tesli. Nie przyjmują do wiadomości, że ich samochody mają (zwłaszcza przed laty) relatywnie niewielki zasięg i są... fatalnie wykonane. Tak było z pierwszymi Teslami S, to samo było z X. Prawdę mówiąc pierwsze "trójki" - tak jak ta w teście - też rozpadały się w oczach. Na szczęście to się już zmieniło.


Odebrałem więc kluczyki... wróć, kartę dostępową i sprawdziłem, gdzie jest ta magia Tesli.

Tesli 3 nie da się z niczym porównać
Tak więc przede wszystkim: Tesla 3 jest inna. Tylko tyle i aż tyle. Wiecie, od kiedy testuję samochody, często wydawało mi się, że jakiś samochód wyróżnia się technologicznie. Że to jest coś, na co czekają klienci. Że to jest auto godne 2018 czy 2019 roku. Że to jest krok w przyszłość, że to jest to, na co wszyscy czekali.
Fot. naTemat.pl
Tesla 3 wywróciła mi w ogóle koncepcję nowoczesności. Przy tym wytworze szalonego - nie mam co do tego wątpliwości - umysłu Elona Muska wszystko jest zwyczajne i nudne. Chociaż uczciwie trzeba przyznać, że to, co ja nazywam nowoczesnością, dla wielu będzie sztuką dla sztuki. Źródłem irytacji.

Tak więc Tesli 3 nie obsługujesz jak zwykłego auta. Tutaj nie ma kluczyka. Możesz ją otworzyć albo smartfonem, albo kartą dostępową wielkości zwykłej kredytówki. Przykładasz ją do słupka B (oczywiście testowany egzemplarz był w tym miejscu niemiłosiernie porysowany i chyba nie da się od tego uciec), wsiadasz do auta, ustawiasz bieg i... jedziesz. Tu nie odpala się silnika. Tak samo się go nie gasi. Parkujesz, wysiadasz, przykładasz kartę. Auto się wyłącza.

Kolejna sprawa to... wygląd samego auta. Z zewnątrz jeszcze jest w miarę normalnie, choć może dziwić, że "trójka" jest taka... obła. Zwłaszcza w połączeniu z jej hardkorowymi osiągami, o czym zaraz. Ale mi się podobała, choć na przykład moja żona uznała, że ten samochód jest po prostu brzydki. Na pewno każdy na niego zwraca uwagę, ale to raczej kwestia oryginalnego oklejenia tego egzemplarza.
Fot. naTemat.pl
W środku natomiast można się po prostu pogubić. Tutaj... nic nie ma. Patrzysz za kierownicę i tam zionie pustka. Jest tylko drewniano-gumowa półka. Prawdę mówiąc w całym aucie jest DWANAŚCIE przycisków. Dwa z nich służą do otwierania drzwi, bo klamek także nie ma. Nie szukajcie zegarów, bo ich nie znajdziecie. Prędkość możecie podejrzeć tylko na gigantycznym tablecie na środku konsoli, która jest swoistym centrum dowodzenia autem.

Wygląda jak gigantyczny iPad, trochę działa jak iPad, a sam interfejs... tak, wygląda jak zerżnięty od Apple'a. Z tego względu kabina wygląda po pierwsze mega designersko, po drugie turbo futurystycznie, a po trzecie obsługa tego auta dla wielu będzie... nieprawdopodobnie irytująca.

Chcesz przestawić lusterka? Musisz przestawić je na tablecie. Chcesz sprawdzić "spalanie"? Tablet. Chcesz przestawić kratki nawiewów? Tak, też tablet! Z ergonomicznego punktu widzenia to jakaś masakra, ale dla mnie to było na tyle inne, że po prostu mi się podobało. Miałem wrażenie, że jadę dziełem sztuki, jakimś prototypem, a nie kolejnym blaszanym autem. Za nietrafioną uważam jedynie obsługę wycieraczek z poziomu ekranu. Co prawda jest tryb "auto", ale chyba trzeba wylać wiadro wody na szybę, żeby zareagował. Sprawdziłem. A ręczne klikanie w tablet w nocy na drodze, kiedy nagle zaczyna padać, specjalnie bezpieczne nie jest.
Fot. naTemat.pl
Swoją drogą - w środku jest mnóstwo miejsca (i nie tylko dla pasażerów - bagażniki też są dwa). A dodajmy, że Tesla 3 to auto o długości mniej więcej... Skody Octavii. Ale brak silnika spalinowego robi swoje. Wnętrze jest naprawdę duże i komfortowe. Fotele są - rzekłbym - typowo amerykańsko mięciutkie. Nie zauważyłem też słynnych problemów Tesli z wykonaniem. Testowy model był naprawdę dobrze złożony. Nie stukał, nie pukał. Choć w aucie za te pieniądze niektóre materiały mogłyby być szlachetniejsze. No ale to samochód "eko". Tutaj nawet kierownica jest z "wegańskiej skóry". Wiele osób na nią narzeka, ja nie odczułem jakichś niedogodności.

Możliwości na miarę XXI wieku
Ale wiecie co? To wszystko, na co zwróciłem uwagę (testy wielu aut można byłoby już zamknąć w tej objętości tekstu), to czubek góry lodowej.

Tesla 3 na każdym kroku podkreśla, jak bardzo jest "do przodu". Choćby nawigacja. Producenci dwoją się i troją, żeby dostarczyć swoje rozwiązania. Tesla 3 po prostu korzysta z Google Maps. Rozwiązanie najlepsze, jeśli chcesz gdzieś dojechać. Po prostu. Do tego na bieżąco informuje o natężeniu ruchu, bo przecież jest stale podpięta do sieci.
Fot. naTemat.pl
A kiedy ustalisz już trasę w nawigacji raz, nie będziesz już chciał nigdy bez niej jeździć. Nawet jeśli znasz drogę na pamięć. Tesla 3 momentalnie przeliczy, ile procent baterii będziesz miał na miejscu i ile ci zostanie po drodze powrotnej. Nie spotkałem się z tym w żadnym aucie elektrycznym, a jeździłem wieloma. I jeśli jej wyjdzie, że nie dojedziesz, to zaproponuje ładowarkę. Oczywiście bazę punktów ładowania też ma. I to dość dokładną.

To wreszcie cała gama typowo "teslowskich" gadżetów. Wiecie, to jest samochód, w którym może rozlegnąć się odgłos... pierdzenia, kiedy ktoś siądzie na fotelu. I to jeden z kilku "rodzajów". Zresztą odgłos pierdzenia może być ustawiony jako kierunkowskaz. Wrażenia pasażerów są bezcenne.

Tesla 3 ma też tryb świąteczny (w aucie leci muzyka z Kevina, a kierunkowskazy to świąteczne dzwoneczki), może zamienić w nawigacji mapę Ziemi na mapę Marsa (Elon Musk w końcu się tam wybiera) i masę innych oryginalnych gadżetów. Czy są infantylne? Oj, bardzo. Czy mi się podobały? Oj, tak. No i w jakim inny aucie możesz odpalić... kominek?
Fot. naTemat.pl
Ale są i rzeczy poważniejsze: choćby słynny autopilot Tesli. W praktyce przypomina podobne rozwiązania z europejskich autach, ale nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że działa lepiej. Na tablecie wyświetla się model auta oraz drogi, którą podróżujemy. Tesla wie, ile jest pasów. Czy jeden, czy dwa, czy cztery. Wreszcie widzi wszystkie auta w okolicy - nie tylko te w bezpośrednim sąsiedztwie. Wszystkie pokazuje na swoim radarze. Rozróżnia auta osobowe od busów i ciężarówek. Rowery i pieszych też widzi.

I po prostu doskonale radzi sobie z odczytywaniem warunków na drodze. Trzyma się swojego pasa jakby jechała po szynach. Świetnie zmienia pasy, sprawnie hamuje przed poprzedzającym autem. W korku sama się zatrzymuje i sama rusza. Ale co ciekawe: w ogóle nie radzi sobie z odczytywaniem znaków dotyczących prędkości. Serio, był z tym dziwny problem.

Aha - kierownicę trzeba trzymać, więc zapomnijcie o spaniu w samochodzie jak w tych legendarnych filmikach na YouTube. Po kilkunastu sekundach braku aktywności Tesla 3 da ci do zrozumienia, że musisz jej pilnować.
Wreszcie... salon gier. Tak, w Tesli są gierki, które obsługuje się pedałami i kierownicą. To w większości klasyki rodem z Atari i innych sprzętów z lat 80. Po co? To proste i genialne. Nawet jeśli podepniesz się do Superchargera Tesli (w Polsce są... raptem trzy - ale będzie więcej), to i tak masz kilkanaście minut postoju. Jeśli nie potrzebujesz skorzystać z toalety czy nie masz ochoty na kawę, to zawsze sobie właśnie pograsz.

Aha - Netflix też jest. Tak samo jak YouTube i przeglądarka internetowa. Chyba nie myśleliście, że może być inaczej?

Osiągi na miarę... XXII wieku
Kto dotarł do tego miejsca, ten pewnie zauważył, że ja nawet nie napisałem jeszcze, jak ten samochód jeździ. W sensie, w naszych rękach, a nie w rękach autopilota. Sorry, ale Tesla 3 po prostu jest tak ciekawa, nawet jak nie jeździ. Co nie zmienia faktu, że sama własnoręczna jazda jest po prostu najciekawsza.
Fot. naTemat.pl
Przede wszystkim Tesla 3 ma kilka trybów przyspieszania i pracy zawieszenia, ale i tak zawsze będziecie chcieli jeździć w "Sport". Dlaczego? Bo w innych jest niepotrzebnie "zdławiona", a Tesla 3 to po prostu ZBYT SZYBKA, żeby z tego nie korzystać.

Testowany egzemplarz to Tesla Model 3 Dual Motor Long Range. Pod tą skomplikowaną nazwą kryje się model z dwoma silnikami (a więc i napędem na obie osie) o mocy i momencie obrotowym... trudno powiedzieć. Tak, Tesla nie podaje oficjalnych danych. Nie dlatego, że się ich wstydzi. W internecie można znaleźć informacje, że to jakieś 367 koni mechanicznych i jakieś 500-600 niutonometrow (serio, różnie podają).

Tylko że samochód jeździ jakby miał tych koni ze dwa razy więcej. Podanie danych o autach elektrycznych rzeczywiście nie sprawdza się w "spalinowych" liczbach. Teslę 3 (a to wcale nie jest najmocniejsza wersja, bo jest jeszcze Performance!) bardziej definiuje moja koleżanka, która poprosiła, żeby jej pokazać, jak auto przyspiesza. Bo lubi szybkie samochody. Po dwóch razach poprosiła, żebym już tego nie robił.
Fot. naTemat.pl
Teslę 3 bardziej definiuje mój redakcyjny kolega, który po wdepnięciu gazu w podłogę był szczerze zaskoczony. I robił to co chwilę. Przyspieszał, zwalniał... i znowu w podłogę. Wszystko z dziecięcą radością w oczach.

Tesla 3 przyspiesza do 100 km/h w około cztery sekundy. Powiecie, że są szybsze auta. Porsche czy McLareny. Tak, są. Bo dogonią Teslę 3 w zakresie 50-100 km/h (i to przy pełnym przyspieszeniu od zera, bo już przy rolling start od 50km/h Tesla chyba znowu ucieknie, zanim w innych autach przerzucisz bieg). Ale chyba nie jeździłem niczym szybszym z miejsca. I z bardziej brutalną reakcją na "gaz". Bo wiecie, to elektryk, więc nie ma skrzyni biegów. Nie ma obrotów. I cały moment jest dostępny zawsze.

W praktyce to cechy, które wyróżniają każde auto elektryczne. Także rewelacyjnego Jaguara I-Pace, którego także testowałem w tym roku. Ale Tesla 3 jest brutalniejsza.
Fot. naTemat.pl
Co ciekawe, to też samochód, który dobrze skręca. To naturalnie zasługa nie tylko wysublimowanej pracy zawieszenia (w istocie rzeczy Tesla 3 jest zaskakująco miękka, komfortowa), a nisko położonego środka ciężkości. A tej ciężkości jest dużo, bo wszak gdzieś trzeba było upchnąć baterie.

Co prawda przy szybkim wyjściu z zakrętów czuć, że nad tym wszystkim nie do końca radzi sobie zawieszenie i tył zaczyna lekko myszkować, ale elektronika szybko prostuje to auto. I można cieszyć się jazdą dalej.

Pozostaje kwestia zasięgu. Powiem tak: jak na auto elektryczne jest naprawdę świetnie. Ale to wciąż nie to, czego byście oczekiwali. Po pełnym naładowaniu baterii komputer pokładowy wskazywał zasięg niespełna 500 kilometrów. Być może i jest to osiągalne, ale latem. Niemniej jednak zużycie energii w mieście wynosiło ponad 20 kWh, a w spokojnej podroży po drodze krajowej udało mi się zejść nawet do piętnastu. Autostrada to 25 kWh, momentami więcej. Bateria ma 75 kWh, więc rachunki pozostawiam wam.
Fot. naTemat.pl
W każdym razie na przełomie listopada i grudnia, kiedy testowałem Teslę 3, było dość zimno, a momentami po prostu mroźnie. I realny zasięg wynosił raczej około 350 kilometrów. Co w sumie nie jest złym wynikiem, a jest wręcz na tle konkurencji bardzo dobrym. Ale wciąż oczekuje się więcej.

Oczywiście można na to spojrzeć inaczej - auta spalinowe o tych osiągach też raczej domagają się wizyty na stacji co te 300-400 km. Tylko że spędzasz na niej pięć minut. A z elektrykami... no to wiadomo jak jest. Owszem, z Superchargera naładujesz auto w 25 minut, ale jest ich w Polsce tyle, co kot napłakał.

Z domowego gniazdka ładowanie potrwa zaś, uwaga, 38 godzin. Ale na pocieszenie przy ładowaniu z coraz powszechniejszych w Polsce ładowarek CCS (50 kW) całość potrwa nieco ponad godzinę.
Fot. naTemat.pl
Nowoczesne auto, to i nowoczesna forma posiadania
Pozostaje ostatnia kwestia: skąd w ogóle Teslę 3 sobie wziąć? Cóż, możecie ją po prostu zamówić na oficjalnej stronie Tesli i odebrać kiedyś (słowo klucz to kiedyś) w... Holandii. Możecie też sobie kupić jakąś z rynku wtórnego, jeśli znajdziecie.

I wreszcie już w Polsce możecie ją wziąć w wynajem długoterminowy już na miejscu. Taką możliwość oferuje firma Qarson, która dostarczyła nam auto do testów. O wynajmie długoterminowym pisaliśmy już wielokrotnie: to nowoczesna forma "posiadania" auta, która zwalnia kierowcę właściwie ze wszystkiego. Serwis jest w cenie, ubezpieczenie jest w cenie, nawet opony są w cenie. To trochę jak telefon na abonament. Pozostaje tylko wybrać auto i jeździć. Wszystko, co zostaje, to tankowanie (choć w tym wypadku ładowanie). A po upływie umowy z autem można się bezproblemowo rozstać.

Tesla 3 jednak swoje kosztuje. Tańsza wersja Tesli 3 (mniejszy zasięg i mniejsza moc) w Qarson przy umowie na trzy lata to 5999 zł opłaty startowej, 3999 zł opłaty miesięcznej i dodatkowe 919 zł miesięcznie za ubezpieczenie. Wersja taka jak w teście to 9999 zł na start i 5499 zł opłaty plus ubezpieczenie: 1139 zł.
Fot. naTemat.pl
I taka ciekawostka: w ofercie są też Tesle X oraz S. Najdroższa wersja "eski" to 11199 zł miesięcznie. Tanio nie jest, więc nie jest to oferta dla każdego. Ale każdemu życzę przejażdżki Teslą. Wrażenia gwarantowane.

W istocie rzeczy Tesli 3 jako takiej nie potrafię porównać do niczego, czym jeździłem. Nawet do żadnego auta elektrycznego. To zupełnie inny pomysł na samochód. I jestem przekonany, że wielu kierowcom to się po prostu nie spodoba. Dla mnie jednak - po testach dziesiątek tradycyjnych aut - to było jak podmuch orzeźwiającego wiatru. Ten samochód to dowód, że w motoryzacji nic nie jest nam dane raz na zawsze. Że to może naprawdę działać inaczej. Jestem pewien, że wiele osób na to czeka.

Tesla Model 3 Dual Motor Long Range na plus i minus:

+ Nieprawdopodobne osiągi
+ Świetne prowadzenie
+ Duży zasięg na jednym ładowaniu
+ Cała otoczka nowoczesności...
- ...która dla wielu będzie nie do przełknięcia
- Obsługa wycieraczek to jednak przesada

Fot. naTemat.pl