Aktor wyszedł ze studia, bo... nie mógł na siebie patrzeć. W jego zawodzie ta fobia jest zabójcza
Wyobraź sobie, że nie znosisz słuchać swojego głosu na nagraniach albo patrzeć na siebie na filmach wideo. I teraz wyobraź sobie jeszcze, że jesteś aktorem i musisz robić to non stop. To właśnie dramat Adama Drivera, który o swojej fobii mówi głośno. Jednak u aktora, który prawdopodobnie właśnie dlatego wyszedł ostatnio z wywiadu, powód tej chorobliwej niechęci do oglądania siebie na ekranie, jest jeszcze inny.
"Nie był niegrzeczny, ale niespokojny"
Pierwszy poinformował o tym amerykański portal "Daily Beast" – Driver wyszedł w trakcie wywiadu z Terrym Grossem, prowadzącym program "Fresh Air", w gmachu stacji radiowej NPR w Nowym Jorku. Nie tylko opuścił studio, ale... wrócił do domu. Co się stało? Aktor nie mógł znieść słuchania 20-sekundowego klipu z filmu "Historia małżeńska", w którym śpiewa fragment piosenki "Being Alive" z musicalu "Company". Nie pomógł fakt, że Gross, który wiedział o przypadłości Drivera, zaproponował mu założenie słuchawek na czas trwania nagrania.
Zachowanie Drivera trafiło na główne nagłówki wszystkich amerykańskich portali, było też szeroko komentowane w mediach społecznościowych. Jedni pisali, że zaczyna odbijać mu woda sodowa, a jego zachowanie było po prostu niegrzeczne. Inni bronili go i twierdzili, że jeśli aktor czuł się niekomfortowo, miał prawo wyjść – dla dobra własnego zdrowia psychicznego. Jeszcze inni za całą sytuację oskarżyli twórców programu, którzy doskonale wiedzieli o przypadłości aktora, a mimo tu puścili mu fragment jego filmu, czym wykazali się niezwykłą ignorancją.
Perfekcjonizm zabija
Skąd ta chorobliwa wręcz niechęć do oglądania samego siebie u Adama Drivera? Przyczyn może być kilka. Dobrze znamy niechęć do słuchania własnego głosu, o czym między innymi pisał na Facebooku coach Mateusz Grzesiak na podstawie badań przeprowadzonych w 2013 roku przez badaczy z amerykańskiego Albright College i opisanych na łamach magazynu "Perception".
"Zwykle słyszymy nasz własny głos podczas rozmowy, otrzymujemy wtedy dźwięk w dwojaki sposób — dociera on do naszych uszu oraz jest wewnętrznie przekazywany przez nasze kości. To przewodnictwo kostne dźwięku zapewnia bogate niskie częstotliwości, które nie są zawarte w dźwiękach kierowanych przez powietrze. Więc kiedy odsłuchujesz swój nagrany głos bez tych częstotliwości, brzmi on wyżej i jest inny. Odbiega od Twojego wyobrażenia i oczekiwań, więc nie przypada Ci do gustu" – tłumaczył Grzesiak.
Jednak u Adama Drivera problem jest inny. W 2015 roku podczas wywiadu z Terrym Grossem w programie "Fresh Air" (tym samym, z którego ostatnio wyszedł) odmówił słuchania klipu z własnego filmu i wytłumaczył się, mówiąc trochę żartobliwie, a trochę poważnie: "Nie chcę słuchać złego aktorstwa, które prawdopodobnie ma miejsce w tym fragmencie":
Fobia
Warto podkreślić, że wielu aktorów odmawia oglądania siebie na ekranie. Znani są z tego m.in. Julianne Moore, która wyznała, że nigdy nie ogląda własnych filmów, Joaquin Phoenix, który widział w ostatnich latach tylko "Her" i "Mistrza", Meryl Streep, która woli "patrzeć w przyszłość, niż w przeszłość" czy Reese Witherspoon, która nie włącza swoich produkcji, żeby nie wpaść w "spiralę samonienawiści". Motyw nieoglądania siebie z powodu kompleksów na tle swojej gry aktorskiej czy ról, których się żałuje, powtarza się więc w wielu historiach. Jednak u mało kogo manifestuje się to tak mocno, jak u Drivera.
Sam aktor nazwał wręcz tę niechęć fobią. – Wtedy uświadomiłem sobie, że nie mogę siebie w niczym oglądać. Naprawdę nie mogę siebie oglądać, jeśli chcę nadal być aktorem – mówił w październikowym wywiadzie dla "New Yorkera" o swojej reakcji na jeden z odcinków serialu "Dziewczyny", który Lena Dunham włączyła mu na laptopie. Podobnie było w 2013 roku, kiedy obejrzał film braci Coen "Co jest grane, Davis?", w którym śpiewa w duecie folkową piosenkę "Please Mr. Kennedy". – Nienawidzę tego, co zrobiłem [w tej scenie] – wyznał.
Nie zawsze jest jednak tak łatwo. W 2015 roku Driver został zmuszony do wzięcia udziału w premierze "Gwiezdnych wojen: Przebudzenia Mocy". – Oblały mnie zimne poty, bo wiedziałam, że zbliża się scena, w której musiałem zabić Hana Solo. Do tego ludzie wpadli w szał, gdy na ekranie pojawił się tytuł, czułem, że zaraz zwymiotuję – opowiadał w "New Yorkerze".
Wnioski? Ludzie miewają fobie: mniejsze i większe. Być może Driver pracuje nad tym z terapeutą – nie wiemy tego. Ale aktor też człowiek – nie jest nadczłowiekiem i nie jest z kamienia. Jeśli ma więc problem, nikt nie powinien go do oglądania samego siebie zmuszać. Nie nasza sprawa to oceniać – z czystej ludzkiej przyzwoitości. Skupmy się na oglądaniu jego filmów, a nie na ocenianiu jego problemów. Do ciebie mówię, Twitterze.