"Odeszła, zostawiając to dzieło". Po śmierci 19-letniej Alicji zaczął działać niezwykły ośrodek

Daria Różańska
Alicję pochowano 31 grudnia, dwa dni później Ośrodek Rehabilitacji w Turce, który stworzyli jej rodzice Agnieszka i Wojciech Mazurkowie, przyjął pierwszych pacjentów. – To miejsce miało powstać i Ala "dopięła" wszystko na ostatni guzik. Pomogła dotrwać do otwarcia i w spokoju odeszła, zostawiając nas z tym dziełem – mówi nam jej koleżanka.
Rodzice Alicji Mazurek stworzyli Ośrodek Neurorehabilitacji w Turce. Fot. Facebook / Wstawaj Alicja
Świat Mazurków zawalił się w lutym 2018 roku. Wtedy ich córka – Alicja – w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Jej kolega nie przeżył wypadku samochodowego. Ale i jej lekarze nie dawali żadnych szans.

– Nikt nie chciał nawet rodzicom Alicji udzielić informacji, czy ona żyje. Lekarze czekali na jej śmierć. To było wręcz pewne, bo obrażenia mózgu były zbyt duże – opowiada nam Maryla, przyjaciółka Alicji.
Matka usłyszała, że dziewczyna będzie żyć zaledwie godzinę. Ale przeżyła pierwszą operację, później kolejne. Zaczęła też oddychać bez respiratora. – Działy się rzeczy, w które nikt nie wierzył – mówi Maryla.


Kiedy jej stan był stabilny na tyle, że nie zagrażał życiu, rozpoczęto rehabilitację. Wypisano ją ze szpitala z diagnozą: głęboka śpiączka i bardzo małe szanse na wybudzenie. Rodzice zabrali ją do kliniki "Budzik" w Warszawie.

11 miesięcy

To właśnie w warszawskim "Budziku" zrodził się pomysł, by w Turce na Lubelszczyźnie otworzyć ośrodek neurorehabilitacji. – Masażystka Alicji, z którą jej rodzice byli w dość bliskich relacjach, powiedziała, że chciałaby mieć własny ośrodek. Wtedy tata Ali pomyślał, że właściwie i on mógłby coś takiego stworzyć – opowiada Maryla.

Wojciech Mazurek od słów przeszedł do czynów. Miał pozwolenie na budowę w Turce, obok domu, w którym kiedyś mieszkali. – Później dostaliśmy wiadomość, że niedługo będą zalewać fundamenty – wspomina przyjaciółka Alicji.

Łukasz Banasik, który teraz jest dyrektorem ośrodka, a przed rokiem był fizjoterapeutą Alicji w "Budziku", doskonale pamięta, jak ojciec dziewczyny rzucił, że chce otworzyć ośrodek. – Miesiąc później zaczął działać. A po 11 miesiącach powstał ośrodek – wylicza Banasik. Mazurkowie budowali go z myślą o córce, ale i o ludziach potrzebujących profesjonalnego wsparcia w powrocie do zdrowia.

Sami z Alicją zjechali całą Polskę: po warszawskim "Budziku" udali się do Krakowa, później byli w Iławie u profesora Talara, następnie w Rzeszowie.

– My na rehabilitację w prywatnych klinikach czekaliśmy zawsze przynajmniej miesiąc. To bardzo długo, nie mówiąc już o tym, jak bardzo drogie są takie terapie. Wielu ludzi w ogóle nie ma szans, by się dostać na taką formę leczenia, która potrafi zdziałać cuda – mówiła dziennikarzowi portalu Gość.pl Agnieszka Mazurek, mama Alicji.

– Chcieli stworzyć coś swojego, gdzie będzie wszystko, czego ich zdaniem brakowało w innych ośrodkach. Zależało im na tym, by zebrać najlepszych specjalistów. I zbudować miejsce, w którym będą zajmować się Alicją i przy okazji pomagać innym potrzebującym, którzy mają problemy neurologiczne – mówi nam Maryla.
Maryla
przyjaciółka Alicji

Dla rodziców Alicji była to też pewnego rodzaju forma wdzięczności za to, co otrzymali przez cały czas, od momentu wypadku po śpiączkę Alicji. A otrzymali bardzo dużo dobra od różnych ludzi. Cały czas na ich drodze stawał ktoś, kto pomagał przetrwać. Znajdowali się ludzie, którzy wspierali nie tylko ich, ale i Alicję.

Był jeszcze jeden powód – rodzice Alicji wiedzieli, że marzeniem ich córki było pomaganie innym. W listopadzie 2019 roku Agnieszka i Wojciech Mazurkowie stworzyli fundację "Wstawaj, Alicja". – Alicja mówiła, że chciałaby założyć fundację, dzięki której mogłaby pomagać ludziom. I niejako przez nią to się wydarzyło – mówi jej przyjaciółka Maryla.
– 15 grudnia mieliśmy oficjalne otwarcie. Niestety 29 grudnia Ala zmarła. Nastąpiło zatrzymanie akcji serca, nie dało się nic zrobić, mimo reanimacji – słyszę od pracownika ośrodka.

Pogrzeb Alicji odbył się 31 grudnia, dwa dni później Ośrodek Rehabilitacji w Turce przyjął pierwszych pacjentów. – Ten ośrodek miał powstać i Ala "dopięła" wszystko na ostatni guzik. Pomogła dotrwać do otwarcia ośrodka i w spokoju odeszła, zostawiając nas z tym dziełem – mówi koleżanka Alicji.

"Pamiątka"

Dyrektor placówki rozmawia z nami w przerwach między pacjentami, bo obłożenie jest tak duże. Zgłaszają się chorzy z różnych części Polski, choć nie podpisano jeszcze kontraktu z NFZ.

– Na ścianie wschodniej jest ogromny problem z takimi miejscami – zauważa Ania, pracownik ośrodka i koleżanka Alicji.

Wtóruje jej dyrektor placówki Łukasz Banasik: – Taki ośrodek był potrzebny w tej okolicy. Najbliżej pacjenci z Lubelszczyzny mieli do Warszawy i Rzeszowa. Co ważne, w całej Polsce takich ośrodków jest mało, a zapotrzebowanie jest ogromne.

Do placówki w Turce trafiają pacjenci po urazach czaszkowo-mózgowych, po udarach, ze stwardnieniem rozsianym, z dziecięcym porażeniem mózgowym. Zarówno osoby dorosłe, jak i dzieci. – Nie mamy żadnych ograniczeń wiekowych – zaznacza Banasik.

Dla mieszkańców miejscowości oddalonych od Turki ograniczenie może być jedno: brak zaplecza hotelowego. – To ośrodek dzienny, ale staramy się podpisywać porozumienia z pobliskimi hotelami, żeby pacjenci, którzy będą nocować, mieli konkurencyjne ceny – zapewnia dyrektor ośrodka.

Nadal kompletowany jest zespół. – Personel przez cały czas się powiększa. O specjalistów zawsze trudno. Szukamy jeszcze kolejnych pracowników. Zależy nam na neurologopedach, neuropsychologach. Chcemy, żeby każdy pacjent, który do nas trafi, miał tę pomoc, której potrzebuje – mówi nam Banasik. Rodzice Alicji aktywnie uczestniczą w pracach i życiu ośrodka. – Byli z nami codziennie, wspierali, pomagali i dawali wskazówki, jak chcieliby, żeby to wyglądało – opowiada dyrektor ośrodka.

Ania nazywa Mazurków "ludźmi o ogromnych sercach". – Czas po wypadku na pewno zmienił też wiele w ich rodzinie. To im otworzyło oczy, że chcą zrobić coś dla innych. W trakcie leczenia poznawali różne osoby, rodziny w podobnie trudnych sytuacjach i to też zrodziło ogromną potrzebę pomocy."

Przyjaciółka Alicji jest pewna, że w ośrodku w Turce będą działy się działy rzeczy niezwykłe: – Wypadek Alicji, jej życie, stały się historią tego ośrodka. Myślę, że dzięki niej będą się tam działy cuda.