8 rozdziałów propagandy TVP. Rozbieramy na części "strategię" wobec Grodzkiego

Aneta Olender
Publiczne media, Polskie Radio i Telewizja Polska, po wyborze prof. Tomasza Grodzkiego na marszałka Senatu rozpoczęły nagonkę na polityka. Nic tu nie jest przypadkiem, choć często propaganda wymyka się spod kontroli lub kończy kompromitacją. Sprawdziliśmy, jak krok po kroku wyglądała kampania publicznych mediów przeciwko marszałkowi.
Prof. Grodzki od momentu wyboru na marszałka Senatu musi mierzyć się z oskarżeniami i atakami publicznych mediów. Fot. screen z TVP
12 listopada – wtedy właściwie wszystko się zaczęło. Prof. Tomasz Grodzki został nowym marszałkiem Senatu. Tym samym z funkcją tą pożegnał się Stanisław Karczewski. – To jest zwycięstwo demokracji – tak brzmiały pierwsze słowa nowego marszałka. Chwili tej towarzyszyły gromkie brawa. Od aplauzu wstrzymali się rzecz jasna przedstawiciele "dobrej zmiany".

Na chwilę cofnijmy się jednak w czasie. Politycy Prawa i Sprawiedliwości do końca walczyli, aby ten scenariusz nie stał się rzeczywistością. Gdy po wyborach okazało się, że PiS traci izbę wyższą na rzecz opozycji, rozpoczęły się próby odbicia Senatu.


Najpierw były protesty wyborcze w senackich okręgach wyborczych składane przez partię Jarosława Kaczyńskiego. Skoro tu się nie udało, trzeba było szukać innego sposobu... Rozdzwoniły się telefony senatorów, których PiS chciał przeciągnąć na swoją stronę. Wśród tych osób znalazł się także prof. Grodzki, któremu zaproponowano szefowanie Ministerstwu Zdrowia. To kuszenie także się nie powiodło.

Ta porażka musiała bardzo zaboleć polityków Prawa i Sprawiedliwości. Nie zdecydowali się oni jednak na złożenie broni. Z odsieczą przyszły publiczne media, które błyskawicznie przeszły do ofensywy.

ROZDZIAŁ I: Niewiarygodny marszałek

Chwilę po wyborze prof. Tomasz Grodzki zapowiedział, że skorzysta ze swoich uprawnień i wygłosi orędzie w TVP. Oznaczało to więc, że zakłóci, jak do tej pory spójny, przekaz telewizji publicznej. Przez cztery ostatnie lata Jacek Kurski mógł być spokojny, że nic, co mogłoby być rysą na wizerunku PiS, nie pojawi się na antenach, którymi zarządza.

Nagle jednak w TVP przemówić miał ktoś, kto reprezentuje opozycję, kogo nie da się zagłuszyć w studio lub przerwać jego wypowiedzi. Co więcej, prof. Grodzki mógł zdecydować o godzinie swojego wystąpienia. Trzeba było więc zaplanować coś innego.

Trudno stwierdzić, czy pomysł ten przyszedł z Nowogrodzkiej, czy może był efektem burzy mózgów w którymś z gabinetów przy pl. Powstańców Warszawy, gdzie powstają serwisy informacyjne Telewizji Polskiej, ale na pewno był początkiem nagonki na marszałka Senatu.

Między zapowiedzią orędzia a jego emisją (niespełna 24 godziny) prof. Grodzki jeszcze kilka razy podniósł ciśnienie politykom PiS. Dał do zrozumienia, że styl, w jakim będzie sprawował funkcję marszałka, będzie różnił się od tego, co reprezentował Karczewski – chodziło o korzystanie z rządowej willi – oraz przywrócił flagi UE do Senatu.

14 listopada tuż przed wystąpieniem marszałka Senatu TVP odsłoniła karty. Wiadomo już było, jak będzie wyglądało medialne wsparcie Prawa i Sprawiedliwości w walce o Senat. Trzeba szukać haków. Od samego rano na antenie TVP Info tematem numer jeden było oświadczenie majątkowe prof. Tomasza Grodzkiego. Tym czymś, co miało przemawiać na jego niekorzyść, była informacja, że jest on bogatym człowiekiem. Profesor medycyny i chirurg, który m.in. kierował szpitalem w Szczecinie, miał dobry samochód, dom i oszczędności.

Już wtedy pojawiły się wątpliwości co do tego, w jaki sposób prof. Grodzkiemu udało się zgromadzić taki majątek. Oczywistą w tym przekazie zdawała się odpowiedź, że na pewno nie jest to efekt ciężkiej pracy. To jednak było tylko preludium do tego, co Telewizja Polska przygotowała na wieczór.

Niezastąpione w propagandowym przekazie "Wiadomości" zaprezentowały prawdziwą "bombę". Przed tym, jak widzowie TVP mogli usłyszeć z ust marszałka, że Senat ma łączyć, a nie dzielić, zobaczyli materiał, w którym pojawiło się oskarżenie wobec prof. Grodzkiego.

Dziennikarze nawet słowem nie zająknęli się o orędziu, natomiast wiele słów poświęcili oświadczeniu majątkowemu marszałka, porównując je z oświadczeniem marszałka Sejmu. Najmocniejsza miała być jednak wiadomość o tym, że Grodzki jako lekarz mógł przyjmować korzyści materialne.

W serwisie opublikowano wpis prof. Agnieszki Popieli: "Masakra. Pan profesor Grodzki kandydatem na Marszałka Senatu. Jak moja Mama umierała, to trzeba było dać 500 dolarów za operację. Podobno na czasopisma medyczne. Faktury ani rachunku nie dostałam. Nigdy tego nie zapomnę".

ROZDZIAŁ II: Niewiarygodna pokrzywdzona

Marszałek tym słowom zaprzeczył, zaapelował o opamiętanie się i zapowiedział ewentualne wystąpienie na drogę sądową w przypadku dalszego oczerniania go.

Szybko okazało się też, prof. Popiela, która pracuje na Uniwersytecie Szczecińskim, w 2015 r. była w honorowym komitecie poparcia Andrzeja Dudy. Ten szczegół dziwnym trafem umknął dziennikarzom "Wiadomości", ale prześwietleniem Popieli zajęli się reporterzy innych mediów.

"Szczecińska Krystyna Pawłowicz" w swoich mediach społecznościowych nie kryje się z niechęcią do przeciwników Prawa i Sprawiedliwości, uderza też w Donalda Tuska czy Jurka Owsiaka.

Gdy o sprawie zrobiło się głośno, prof. Popiela zaczęła bardziej ważyć swoje słowa. W kolejnym wpisie określiła nawet Grodzkiego jako "wybitnego torakochirurga", który pomógł jej mamie. "Jest słowo przeciwko słowu. Wiele lat minęło. Sprawa pozostaje w sumieniu marszałka i moim. Bóg rozsądzi, jak przyjdzie na nas pora" – napisała na Twitterze.

Wypowiedzią prof. Popieli zainteresowały się także władze uczelni, na której pracuje kobieta. Sprawa, decyzją rektora Uniwersytetu Szczecińskiego, trafiła do rzecznika dyscyplinarnego ds. nauczycieli akademickich

Media narodowe chciały aby w obieg przedostała się informacja, że prof. Tomasz Grodzki jest niewiarygodny, tymczasem okazało się, że niewiarygodny jest przekaz dziennikarzy "Wiadomości". To "potknięcie" nie spowodowało jednak, że propagandowy mechanizm się zatrzymał.

ROZDZIAŁ III: Wszystkie ręce na pokład

PiS ustami rzecznika rządu dał znać, że nadal liczy na odzyskanie Senatu. – W trakcie kadencji często są wybory uzupełniające. Jeżeli się zmienia skład Senatu, może się pojawić nowa większość – powiedział w Polsat News rzecznik rządu Piotr Müller.

W dążeniach do tej zmiany nie ustawały media publiczne. Na antenach Telewizji Polskiej i Polskiego Radia pojawiały się materiały, które cały czas uderzały w Grodzkiego. Press-Service Monitoring Mediów przygotował raport, w którym widać, jak wyglądał medialny przekaz dotyczący marszałka przez pierwsze trzy dni od jego wyboru.

W serwisach TVP i PR nie można było ani zobaczyć, ani usłyszeć żadnej pozytywnej informacji dotyczącej Grodzkiego. Materiał były albo negatywne, albo neutralne. Na 216 materiałów, które przygotowały redakcje Polskiego Radia, sześć było negatywnych. Z kolei w publicznej telewizji negatywny charakter miało 25 z 134 materiałów dotyczących marszałka.

ROZDZIAŁ IV: Radio Szczecin w natarciu

Obok TVP to Radio Szczecin wiodło prym w szukaniu kolejnych "pokrzywdzonych" przez Tomasza Grodzkiego. Podstawą do dalszych działań była jednak historia przedstawiona przez Popielę.

Regionalna rozgłośnia PR niestrudzenie stara się pokazać marszałka Senatu w złym świetle. Dziennikarze m.in. opublikowali wiadomość, którą marszałek wysłał do szczecińskiej profesor.

"Bardzo proszę uważać z takimi opiniami, bo to może skończyć się oskarżaniem o zniesławienie. Jeśli Pani nie odróżnia wpłaty na fundację działającą przy szpitalu, która daje środki na zakupy sprzętu i szkolenia młodych lekarzy, od czego innego, to po prostu mi przykro" – napisał prof. Grodzki w prywatnej wiadomości do Popieli.

Coś chyba poszło jednak nie tak, bo argumenty z rąk reporterów wytrąciła sama zainteresowana. "Żeby było uczciwie. Nigdy nie powiedziałam, że wpłata była warunkiem operacji. Nie! Mama była w normalnej kolejce do zabiegu. Wpłaciłam, bo czułam presję psychiczną" – napisała na Twitterze.

ROZDZIAŁ V: Antykorupcyjna lawina


Sprawa przyjmowania majątkowych korzyści przez Tomasza Grodzkiego zaczęła nabierać tempa. O kolejnych rzekomych łapówkach poinformował trójmiejski radny PiS Karol Guzikiewicz. Twierdził, że na jego skrzynkę mailową przyszła wiadomość od osoby, która powiadomiła go o łapówce, którą prof. Grodzki miał przyjąć w 2009 roku.

Radny zgłosił sprawę odpowiednim służbom. Plan nie był jednak dopracowany, bo w zawiadomieniu o możliwości popełnienia przestępstwa, które złożył Guzikiewicz, pojawiły się błędy, np. zamiast "Grodzki" był "Grocki".

Błędy szybko zostały jednak naprawione i, jak zaznaczył polityk, "ruszyła lawina antykorupcyjna". Poprosił także o kolejne wiadomości w tej sprawie. To zaangażowanie skończyło się jednak kompromitacją.

Z profilu Karola Guzikiewicza, oprócz postów z oskarżeniami Grodzkiego zniknęło także oświadczenie, w którym radny poprzednie wpisy nazwał "satyrycznymi".

"Zamieszczony post satyryczny z 15.11.2019 na Facebooku i Twitter został dzisiaj usunięty, mogący sugerować nieprawdziwe informacje o Panu Tomaszu Grodzkim, dlatego skierowałem sprawę do CBA o sprawdzenie informacji w celu uniknięcia pomówień" – napisał na Twitterze Guzikiewicz.

Musiało nie być mu jednak do śmiechu, gdy opublikował na Twitterze przeprosiny. "Usunięcie skutków naruszeń na Twitter. 'Przepraszam Marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego za moje nieprawdziwe twierdzenia jakoby Marszałek Senatu Tomasz Grodzki brał łapówki'" – brzmiał wpis.

ROZDZIAŁ VI: Nowi pokrzywdzeni

Radio Szczecin ustaliło, Telewizja Polska na te ustalenia się powołała. Chodzi o relację kobiety, która opowiedziała dziennikarzom, jak jej niezamożny ojciec przekazał prof. Grodzkiemu 2000 zł w kopercie. Dopiero dzięki temu Grodzki miał zgodzić się na operację.

To zeznania tej kobiety, jak poinformowało Radio Szczecin, zapoczątkowały śledztwo dotyczące korupcji w szpitalu kierowanym przez prof. Grodzkiego. Polityk nie chciał komentować sprawy. Dodał jedynie, że będzie walczył o swoje dobre imię, a jego pełnomocnik podejmuje kroki prawne.

To nie zniechęciło jednak dziennikarzy publicznych mediów. "Prof. Tomasz Grodzki przyjmował łapówki" – ten przekaz za wszelką cenę miał utrwalić się w świadomości odbiorców. Kiedy jedna z osób wycofała się z oskarżeń, Radio Szczecin znalazło kolejne, które uderzały w marszałka Senatu.

– Prof. Tomasz Grodzki wziął 3 tys. złotych, ale po dwóch dniach zadzwonił i powiedział, że nie udało mu się uratować teścia, bo trupa mu przywieźliśmy. Pieniędzy nie oddał – stwierdził informator publicznego nadawcy.

Dziwnym zbiegiem okoliczności data publikacji tych słów w radiu i na antenie TVP3 Szczecin była taka sama jak data kolejnego, przedświątecznego orędzia Grodzkiego, w którym odnosił się m.in. do ustawy kagańcowej.

ROZDZIAŁ VII: Oczekiwanie dymisji

Wśród osób poszkodowanych przez polityka PO miała być też pani Józefa. Kobieta w rozmowie z Radiem Szczecin stwierdziła, że opieka zmieniła się na lepszą, gdy Grodzki otrzymał 5 tys. złotych.

Kolejne doniesienie wykorzystali politycy PiS. Poseł Przemysław Czarnek na antenie TVP Info stwierdził, że Prawo i Sprawiedliwość oczekuje natychmiastowej dymisji marszałka Senatu.

– Mamy do czynienia z trzecią osobą w państwie, to jest taka ranga funkcji, która nie pozwala na to, żeby była piastowana przez osobę, wobec której są tego rodzaju podejrzenia. (...) W związku z kolejnymi zarzutami natury, można powiedzieć, korupcyjnej w pewnym sensie, trzeba pełnego wyjaśnienia sprawy marszałka Senatu. Liczę na to, że prof. Grodzki poda się do dymisji, co pozwoli wyjaśnić bardzo brzydką sprawę wokół jego działalności lekarskiej – mówił.

ROZDZIAŁ VIII: Kolejna kompromitacja

Nowy rok nie przyniósł zmiany w medialnej strategii TVP. Otóż dziennikarze dotarli do kolejnej osoby, która mówi o przyjmowaniu łapówek przez Grodzkiego. W "Wiadomościach" pojawiła się relacja pana Romualda, który zapewniał, że w 1994 r. wręczył lekarzowi 400 zł.

Problem w tym, że denominacja złotego miała miejsce rok później, co oznaczałoby, że pan Romuald wręczył prof. Tomaszowi Grodzkiemu jakieś... 4 grosze.

– Ależ podły ten profesor Grodzki. Wziął od pacjenta odpowiednik dzisiejszych 4 groszy łapówki (tyle warte było 400 zł przed denominacją). Czyli mógł sobie za to kupić jakąś 1/5 jajka – wyśmiewał strategię mediów publicznych w komentarzu dziennikarz Radia Zet Maciej Bąk.

Kolejne doniesienia o Grodzkim stają się coraz mniej wiarygodne. W trakcie gdy dziennikarze Polskiego Radia i Telewizji Polskiej szukają kolejnych "pokrzywdzonych", w sieci pojawia się coraz więcej wpisów osób, które chcą zaświadczyć o uczciwości marszałka Sejmu.

"W 2014 prof. Grodzki operował mojego ojca w Zdunowie. Nie było pół słowa o pieniądzach, a whisky, którą kupił mój ojciec, grzecznie spakował po reprymendzie profesora do swojej szpitalnej torby" – napisał jeden z internautów.