Trudno właściwie powiedzieć, jaki to typ auta. Ale to Mini jedno wyróżnia: jest szybkie jak wiatr

Piotr Rodzik
To samochód wielkości Golfa, który jest jednocześnie sześciodrzwiowym (!) kombi. Do tego ma napęd na cztery koła i 306 koni mechanicznych, dzięki czemu do setki rusza w czasie poniżej pięciu sekund. Przed wami Mini John Cooper Works Clubman. Chyba jedyny na rynku "hot-kombi-hatch". Wymyśliłem to sam i to chyba najlepsza nazwa dla tego auta.
Mini John Cooper Works Clubman to wyjątkowo szybkie auto. Fot. naTemat
To doprawdy jedno z dziwniejszych aut, jakimi jeździłem w ostatnim czasie. Choć "dziwny" to może złe słowo, bo źle się kojarzy, a to naprawdę fajny samochód. Powiedzmy więc, że Clubman w wersji John Cooper Works to po prostu bardzo oryginalne auto.
Fot. naTemat
Ale o co chodzi?
Zanim w ogóle wyjaśnimy, co oznaczają te magiczne trzy literki JCW, wyjaśnijmy, czym jest sam Clubman. To zdecydowanie nietypowa wersja nadwozia. Samochód ma kształt kombi i de facto przypomina rozciągnięte "tradycyjne Mini". A ponieważ Mini musi być trochę ekstrawaganckie, bagażnik otwiera się trochę jak w starym busie – na dwie strony (i jeszcze te klamki jak z lodówki z lat 60.).


Czy jest więcej miejsca? Jest. Czy jest go dużo? Nie, to ciągle Mini (i nie Countryman), chociaż dzięki charakterystycznemu pudełkowatemu nadwoziu miejsca na głowę jest więcej niż byście się spodziewali. I z przodu, i na kanapie. No i finalnie po złożeniu kanapy choinkę przewiozłem.
Fot. naTemat
Dodajmy jednak, że z rozłożoną kanapą bagażnik ma raptem 360 litrów. Więc z kombi to auto wiele wspólnego nie ma.

Ponadto warto podkreślić, że to wersja po liftingu. Clubman względem swojego poprzednika dostał teraz przednie światła w kształcie pierścieni. Z kolei tylne świecą się w kształcie brytyjskiej flagi. Piękny detal.
Fot. naTemat
Warto jeszcze wspomnieć o wnętrzu – to zachowało swój typowy, "miniaczowy" charakter. Czyli jak przystało na małe auto, w środku roi się od przełączników kojarzących się raczej z wielkimi samolotami wojskowymi.

Tak jest w każdym współczesnym Mini i... ma to swój urok. No i nie zmiennie podoba mi się ten ekran wpisany w rozświetlony, LED-owy okrąg.
Fot. naTemat
Jest moc
Gwóźdź programu znajduje się jednak pod maską. Do tej pory, jeśli myśleliście o najszybszych hothatchach na rynku, to raczej nikomu Mini nie przychodziło do głowy. Wersje John Cooper Works oferowały bowiem 231 koni mechanicznych, co w zasadzie w takich autkach nie było złym wynikiem, ale jednak konkurencja była mocniejsza.

Teraz brytyjska marka (w rękach BMW) jednym susem wskoczyła do pierwszej ligi. Nowa dwulitrowa jednostka oferuje bowiem aż 306 rozbieganych koni mechanicznych i budzące respekt 449 niutonometrów. Można ją mieć albo w Clubmanie, albo w dużo większym Countrymanie, który w świecie Mini robi za SUV-a.
Fot. naTemat
W każdym razie ten nietypowy, sześciodrzwiowy samochodzik zostawi teraz większość konkurencji na światłach. Przyspieszenie do 100 km/h to rewelacyjne 4,9 sekundy. Do tego elektronicznie ograniczona maksymalna prędkość do 250 km/h. W Clubmanie jest moc i to po prostu czuć. Samochód bardzo chętnie wkręca się na obroty i żwawo przyspiesza. Swoją drogą jak na turbodoładowany silnik przyrost mocy jest dość liniowy, bardzo przyjemny.

Co ważne, ta moc jest podana w bardzo przystępnej formie nawet dla śmiertelnika, dla którego to pierwsze spotkanie z szybszym autem. Clubman jest napędzany na obie osie, a napęd o nazwie All4 radzi sobie z autkiem bardzo dobrze. Co ważne, choć to takie "nibykombi", to wciąż zwarte auto.
Fot. naTemat
Mini reklamuje się gokartową jazdą i rzeczywiście: Clubman uwielbia zakręty. Wersja John Cooper Works naturalnie w zakrętach radzi sobie jeszcze lepiej. Przynajmniej w codziennym ruchu drogowym. Koledzy z branży mieli bowiem okazję sprawdzić Clubmana JCW także na torze i podobno dławią go systemy.

W ruchu drogowym trudno jednak doprowadzić go do limitu. Zakręty to sama przyjemność. Prawdę mówiąc lawirowanie między innymi autami w stołecznych korkach też. Choć trzeba uważać na tyłek – to jednak trochę dłuższe Mini.
Fot. naTemat
Aha – oczywiście Clubman JCW, jak każde auto tego typu, lubi swoje wypić. 13-14 litrów w mieście to minimum, jeśli będziecie się popisywać na światłach, spalanie będzie znacznie wyższe.

Zaskakuje jednak niskie spalanie na drogach szybkiego ruchu. Przy przepisowej (!) jeździe osiem litrów jest osiągalne.
Fot. naTemat
Swoje kosztuje
Oczywiście pewnym minusem dla wielu będzie cena, choć chyba do tego już przyzwyczaili się chyba wszyscy, że za Mini trzeba po prostu dopłacić. Za markę, za wygląd, za styl. Clubman w wersji JCW w konfiguratorze startuje od 169 900 zł, co raczej nie nastraja optymistycznie. Zwłaszcza że "cywilny" Clubman rusza od 92 400 zł.

Dodajmy jeszcze, że za te 169 tysięcy w aucie wiele nie ma. Nawet czujniki parkowania trzeba dorzucić. W efekcie w konfiguratorze bardzo łatwo przebić dwieście tysięcy. W sumie "poklikałem" dosłownie chwilę i zaraz wyszło mi 215 tysięcy!
Fot. naTemat
Nie da się ukryć, że konkurencja spod znaku Renault (Megane RS) czy Hyundaia (mój ulubiony i30N, choć dostępny tylko z "manualem") daje podobne (to jednak ciut wolniejsze auta, ale ciut) emocje za niższą cenę. Z drugiej strony rywalem dla Mini są raczej marki premium. Choćby Mercedes A35 AMG startuje od 191 500 w konfiguratorze. I wybór byłby naprawdę trudny.

Mini John Cooper Works Clubman na plus i minus:

+ Świetne osiągi
+ Bardzo przyjemne prowadzenie
+ Bardziej praktyczny niż "typowe" Mini
+ Niebanalny design
- Wysoka cena po doposażeniu

Fot. naTemat
Fot. naTemat
Fot. naTemat