"Najczęściej zabijają się w niedziele". Miesięcznie 1600 osób szuka w sieci, jak odebrać sobie życie

Daria Różańska
Tylko w zeszłym roku życie odebrało sobie 5,1 tys. osób, z czego 100 to nastolatkowie. – W 80 procentach przypadków osoby, które planują popełnić samobójstwo, sygnalizują to – mówi dr hab. Adam Czabański, socjolog, suicydolog z Katedry Nauk Społecznych i Humanistycznych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.
Zdjęcie poglądowe Fot. Pixabay
Napisał pan kilka książek o samobójstwach. Nie boi się pan, że w ten sposób może kogoś zainspirować?

Dr hab. Adam Czabański: – W książkach zawsze zawieram jasny przekaz: samobójstwo to najgorszy z możliwych scenariuszy. Powoduje ono cierpienie ludzi, którzy nadal muszą żyć. Każde samobójstwo emocjonalnie, duchowo czy materialnie dotyczy 20 osób z najbliższego środowiska. To nie jest porównywalne ze zwykłą żałobą.

Kim jest samobójca?

W większości są to osoby nadmiernie skupione na sobie, często ze względu na różnego rodzaju problemy psychiczne choroby.


Niektórzy sądzą, że to oznaka egoizmu?

Tak. Warto nawiązać do koncepcji syndromu presuicydalnego, czyli przedsamobójczego. Jego autorem jest wiedeński psychiatra Erwin Ringel. To właśnie on mówi o tym, że samobójstwo jest kulminacją pewnego procesu chorobowego.

Człowiek, który doświadcza rożnych problemów, jest bardzo często wycieńczony. On nie patrzy racjonalnie na pewne zdarzenia, nie widzi alternatywnych rozwiązań, następuje u niego zawężenie świadomości. Widzi on tylko jedno rozwiązanie: ucieczka przez samobójstwo.

Samobójstwo to impuls?

To dosyć złożony problem. Pewien młody człowiek miał problemy z nauką, podczas kolacji pokłócił się z rodzicami, wstał, trzasnął drzwiami, wyszedł z domu i rzucił się z ostatniego piętra. Problemy w jego przypadku się nawarstwiały. Dokładnie nie wiemy, o czym ten chłopak myślał w ostatnich tygodniach.

Są też przypadki osób, które mają wszystko zaplanowane. Załatwiają nawet sprawy spadkowe, piszą listy pożegnalne.

Są osoby, które pocieszają się myślą o samobójstwie? Na zasadzie: "wkrótce się zabiję i będzie święty spokój, moje problemy się skończą".

O tym mówił też profesor Brunon Hołyst. Nie jest tak, że samobójca chce umrzeć. On chce uciec od problemu i życia, które ma. Gdyby miał możliwość wyboru innego życia, to pewnie by nie odszedł.

Jedyną możliwą formą ucieczki – jego zdaniem – jest samobójstwo.

Każdy z nas ma w swoim życiu gorsze momenty.

Ale nie przeżywamy depresji. Wiemy, że są alternatywne rozwiązania. Wzloty i upadki wpisane są w naszą biografię. Gorzej, jeśli ten obniżony nastrój utrzymuje się dłużej. Psychologowie i psychiatrzy mówią o dwóch tygodniach. Po tym czasie możemy mówić już o depresji.

A depresja jest chorobą i trzeba ją leczyć.

Tak, farmakologicznie i poprzez terapię.

Pamiętam wypowiedź jednego z profesorów, który mówił, że aby ograniczyć liczbę samobójstw, to trzeba badać motywy samobójców. Zgodzi się pan?

To słuszny kierunek, najlepiej byłoby poznać motywacje, ale to jest niesłychanie trudne. Problem polega tylko na tym, że nigdy nie odkryjemy powodu. Każda historia jest inna. Nie ma jednego wzorca, na który znaleźlibyśmy antidotum.

Warto dodać, że w 80 proc. przypadków osoby, które planują popełnić samobójstwo sygnalizują to w jakiś sposób.

Jakie to sygnały? I jak możemy na nie reagować?

Nikt z nas nie jest przygotowany na to, że ktoś z naszego otoczenia myśli o samobójstwie. Realnie chce popełnić samobójstwo, jest o krok, ale nie bierzemy tego pod uwagę. Dlatego też często nie odczytujemy pojawiających się sygnałów.

Jeśli słyszymy "ja się chyba zabiję"...

Często mówi się "ja się chyba zaraz zabiję", ale nie traktuje się tego poważnie.

Każdemu z nas zdarza się tak powiedzieć i to wcale nie oznacza, że chcemy popełnić samobójstwo. Ale jeśli ta osoba idzie dalej i mówi np.: "W następny weekend nikogo nie będzie w domu, będę miał 5 godzin". W tym momencie powinna nam się zaświecić czerwona lampka.

Są też osoby, które straszą, że popełnią samobójstwo. A później robią to w taki sposób, żeby je uratować. Oni chcą zwrócić na siebie uwagę, czy odebrać sobie życie?

Myślę, że to ciąg dalszy wołania o pomoc. Zaczyna się od krótkich komunikatów, że "coś sobie zrobię", a kolejny krok to próba samobójcza. Ale bierze się np. taką ilość leków, która nas nie zabije. Chociaż człowiek nigdy nie wie, jak ten lek zadziała.

Często, gdy badałem młodzież na oddziale toksykologii, to niektórzy pacjenci wracali prawie że regularnie co trzy tygodnie do szpitala. Dobór leków był identyczny. I to było uporczywe wołanie o pomoc.

Gdyby ten człowiek naprawdę chciał umrzeć, to by coś zmodyfikował. Znam też przypadki, jak któryś z rodziców mówił: "I tak tego nie zrobisz, i tak się nie zabijesz". To takie podjudzanie do tragedii.

W Polsce tylko w zeszłym roku 100 nastolatków odebrało sobie życie.

Tak, to osoby do 19 roku życia.

Wszyscy pamiętamy medialnie nagłośnione historie: 14-letni Dominik z Bieżunia, Milo, Wiktor. Co najczęściej popycha młodych do tego, by targnąć się na życie?

Mamy teraz do czynienia ze specyficznym pokoleniem młodych ludzi. Oni sobie znakomicie radzą, jeżeli idzie o świat technologii, komunikację, obsługę komputerów. Często rodzice dochodzą do wniosku, że "on już jest dorosły i potrafi wszystko zrobić".

Socjologowie zauważyli, że jak w domu są podejmowane ważne decyzje, to najważniejszymi konsultantami są nastolatkowie.

Kiedyś było: "młody, nie odzywaj się". Teraz jest inaczej, ponieważ nastolatkowie posiadają wiedzę, której nie mają osoby ze starszych roczników. Zakres wolności młodego człowieka w rodzinie wzrasta.

Ma to natomiast swoje dalsze konsekwencje. Mówią sobie: "jakie mam zdolne dziecko, jak ono sobie doskonale radzi". Ale zapomina się o tym, że to młodzi ludzie, którzy w okresie późnych faz dojrzewania po prostu mają jakieś dylematy, pytania, są zagubieni.

Rodzice często zapominają, że to dzieci, które potrzebują pomocy, wsparcia, ukierunkowania.

Co można byłoby usprawnić, żeby przeciwdziałać samobójstwom wśród młodzieży?

Myślimy od razu o akcjach społecznych, oficjalnych programach. Jednak sądzę, że czaka nas praca organiczna. Sądzę, że to przede wszystkim zadanie rodziców. Moim zdaniem najważniejsza jest komunikacja, żeby nastolatek chciał rozmawiać o swoich problemach. Rodzice często zaniedbują swoje obowiązki, zrzucają je na nauczycieli.

Za granicą działa narodowy Program Zapobiegania Samobójstwom, który podobno już przynosi efekty. A liczba samobójstw spadła o 20 proc. U nas dałoby radę uruchomić taki program?

Polskie Towarzystwo Suicydologiczne od lat o tym mówiło.

Ale na razie nie przynosi to żadnych efektów?


Pewne zadania są podejmowane. W Ministerstwie Zdrowia są środki przeznaczone na zwalczanie zjawiska depresji, a pod to "podpięta" jest problematyka samobójstw.

Powstała grupa ekspertów, którzy spotykają się w tym resorcie i krok po kroku chcą to rozwijać.

Ze strony Ministerstwa Zdrowia jest dobra wola, natomiast to trochę grzęźnie. To kwestia różnych przepisów, kompetencji. Pomysły są, natomiast kwestia uruchomienia... Myślę, że prędzej czy później to nastąpi.

Na świecie jest 28 państw, które to wprowadziły. I to przynosi efekty.

Tekst Onetu pokazał, jak od kuchni funkcjonują oddziały psychiatryczne. Nie powinniśmy zacząć od tego?

Oczywiście, że tak. To ogromny problem. Psychiatria dziecięca ma w Polsce ogromny deficyt. A wykształcenie od podstaw takiego lekarza to nawet 12 lat. Tak więc to będzie wymagało czasu.

Na świecie w zeszłym roku życie odebrało sobie 800 tys. osób. W Polsce 5,1 tys. Jest jeszcze kwestia prób samobójczych.

Należy te dane pomnożyć razy 10 a nawet 15 – tak mówi WHO. Wracając do statystyk: jak pani wspomniała, w zeszłym roku mieliśmy w Polsce 5,1 tys. przypadków samobójstw, na drogach zginęło 2,8 tys. osób, zamordowano ponad 500 osób. Nawet jak zsumujemy te dwie ostatnie liczby, to i tak przypadków samobójstw będzie więcej.

Kolejna pana książka – samobójstwa altruistyczne. Co kieruje ludźmi, którzy z takich pobudek decydują się odebrać sobie życie?

To dość specyficzne. W tym przypadku celem nie jest śmierć sama w sobie, ale to środek do celu. Samobójca pragnie np. wykrzyczeć jakąś niesprawiedliwość albo chce kogoś uratować.

Co i rusz słyszymy o tym, że duchowni, zakonnicy popełniają samobójstwa. Możemy mówić o nowym zjawisku?

Jeżeli weźmiemy pod uwagę liczbę duchownych w Polsce, a będzie ich ponad 50 tys., a przypadki samobójstw w tych kręgach zdarzają się ze dwa-trzy rocznie, to mamy wynik jak średnia ogólnopolska.

Moim zdaniem związane jest to z osamotnieniem. Niektórzy duchowni mają problemy z alkoholem. I oni też są podatni na depresję, z którą boryka się 2 mln Polaków. Sądzę, że samobójstwa duchownych przez osoby świeckie mogą być odebrane jak zachęta.

Listy samobójców – co się w nich pisze?

Jest odsetek samobójców, którzy zostawiają listy pożegnalne. Myślę, że to około 20 proc. Ale teraz coraz częściej przybierają one formę elektroniczną czy krótkich wiadomości SMS.

Często w takich listach zostawia się instrukcję dla rodziny: pochować w tym stroju, załatwić to. Niestety są też listy, które mają wśród bliskich osób wywołać poczucie winy. To rzeczywiście jest dosyć duży problem.

Dotyczy on działań policji czy ratowników medycznych, którzy zazwyczaj jako pierwsi pojawiają się na miejscu zdarzenia i znajdują te listy. I mają oni dylemat, czy oddać je rodzinie, gdzie jest wskazane przez kogo do tego doszło. To często bardzo wykrzywiony obraz rzeczywistości.

Mogą też te listy po prostu wyrzucić…

Tak, i to dylemat przed którym stają policjanci i ratownicy medyczni.

Faktem jest, że od czasu do czasu zdarzają się oskarżenia: "To przez ciebie". Mówi się też, że samobójstwo jest formą agresji skierowaną na siebie.

Samobójstwa ludzi młodych różnią się od pozostałych?

Na pewno samobójstwa wśród młodzieży są mniej przemyślane, bardziej pod wpływem impulsu.

Często działają tak, żeby siebie uratować. Na każde samobójstwo nastolatka przypada 100-120 prób samobójczych. To naprawdę wierzchołek góry lodowej.

Jest 10 tys. albo i więcej takich, którzy targnęli się na swoje życie i zostali uratowani.

Jaka jest różnica? Zwraca się uwagę, że osoby po 65 roku życia są najbardziej skuteczne w tych działaniach. Przede wszystkim dlatego, że mają większe doświadczenie życiowe. Poza tym, potrafią się maskować przed otoczeniem.

Czy są momenty w roku, kiedy jest najwięcej samobójstw?

Są rożne badania. Mówi się, że najwięcej samobójstw popełnia się w niedzielę a także w okresie świąt.

Ludzie mają wtedy więcej czasu na myślenie. Robią sobie bilans swojego życia i dochodzą do wniosku, że wychodzi on na niekorzyść.

Badania skandynawskie zwracają też uwagę na kwestię niedoboru światła. Na Grenlandii np. mamy największe nasilenie samobójstw na świecie.

Grzmi się, że to wiatr halny podrywa górali i kiedy wieje, to więcej tam jest samobójstw.

Wiatr wywołuje w ludziach niepokój. I dzieją się wtedy nie tylko incydenty suicydalne, ale i jest więcej zachowań agresywnych: pobić pod wpływem alkoholu.

Co możemy zrobić, kiedy usłyszymy, jak ktoś przebąkuje "skończę ze sobą"?

Myślę, że ważna jest rozmowa, żeby wyłapać sygnał zagrożenia. Podstawowy problem: ludzie chcą mówić, ale dużo rzadziej słuchać. I powinniśmy być bardziej czujni, wyłapywać te sygnały.

Ważne też, żeby tym człowiekiem się zaopiekować, wysłać go na terapię. To wciąż w Polsce trudny temat. Ci ludzie obawiają się społecznego naznaczenia. Ale powoli
zaczyna się to zmieniać.

A wraz z kolejnymi pokoleniami zostanie to odczarowane. Terapia farmakologiczna sprawia, że człowiek zupełnie się zmienia i zostaje "odratowany". Trzeba tylko chcieć i zgłosić się do psychologa, psychiatry.

A gdybym chciała zgłosić, że ktoś chce popełnić samobójstwo. Do kogo powinnam dzwonić?

Jeżeli sytuacja naprawdę zagraża życiu, to wtedy dzwonimy na 112.

Oni mają obowiązek przyjechać?

Tak, nie mogą tego zgłoszenia zignorować. Ale są też inne telefony, gdzie możemy uzyskać poradę, co zrobić.

Podam numery:

Telefon zaufania dla dorosłych: 116 123. On działa codziennie, także w święta, od godz. 14:00 do 2:00 w nocy.

Centrum wsparcia: 800 702 222.

Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111. On działa codziennie od godz. 12:00 do 2:00 w nocy

Mamy też telefon zaufania dla rodziców zaniepokojonych o bezpieczeństwo dzieci: 800 100 100.

Istnieje też całodobowa bezpłatna infolinia dla dzieci, młodzieży, rodziców oraz pedagogów: 800 080 222.

Jeśli chodzi o telefon zaufania – to z raportów wynika, że średnio statystycznie każdego dnia odbiera się 37 telefonów od dzieci, które myślą o samobójstwie. To też pokazuje skalę zapotrzebowania.

Porada przez telefon może komuś uratować życie, zaczyna się gra o życie człowieka, który jest po drugiej stornie słuchawki?

Myślę, że to początek takiej gry. Za każdym razem to proces, ale od czegoś trzeba zacząć. Najważniejsze, żeby w najbliższym otoczeniu ktoś zwrócił uwagę, doradził. Ale muszą się w to włączyć specjaliści.

Depresja sama nie przejdzie. A nieleczona depresja w skrajnych przypadkach prowadzi do samobójstwa. A jest dużo do zrobienia, każdy ma jakąś misję.