O "Królu tygrysów" Netflixa mówi cały świat. Takie biznesy z dużymi kotami są też w Polsce

Bartosz Godziński
Ten serial to nowy król Netflixa. To nie jest zwykły dokument, ale wielowątkowa epopeja o dochodowym, kontrowersyjnym biznesie, z nietuzinkowymi, ambiwalentnymi postaciami i wydarzeniami, które po prostu nie mieszczą się w głowie. "Król tygrysów" przede wszystkim obnaża całą prawdę o prywatnych zoo.
Joe Exotic - ekscentryczny antybohater serialu dokumentalnego "Król tygrysów" Fot. Netflix
Siedmioodcinkowa produkcja wskoczyła na Netflixa i z miejsca stał się hitem szeroko komentowanym na całym świecie. Oprócz pozytywnych recenzji i artykułów analitycznych, internauci tworzą o nim memy, Kim Kardashian ma rozkminki na Twitterze, na krytykę odpowiada Shaquille O'Neal, wkrótce ma też powstać serial aktorski na jego podstawie. W roli tytułowego bohatera rozważane jest obsadzenie... Margot Robbie, która jest znana z kreacji nieobliczalnej i brawurowej Harley Quinn. Taki też jest sam antybohater dokumentu - Joe Exotic.

Kim jest Joe Exotic? A kim nie jest!

Joe Schreibvogel zasłynął jako hodowcach egzotycznych zwierząt. Wtedy przyjął nazwisko Joe Exotic (obecnie nazywa się Joe Maldonado-Passage) i stał się samozwańczym "królem tygrysów". To tylko jedna z wielu sfer życia tej skomplikowanej postaci. Jest też gejem poligamistą (trzykrotnie wyszedł za mąż) i się z tym nie kryje. Podobnie jak z tym, że jest redneckiem, czyli krótko mówiąc: wieśniakiem z południa USA. Do tego robił karierę jako polityk, śpiewak country, vloger, chodził cały czas ze spluwą i fryzurą na "czeskiego piłkarza". Obecnie siedzi za kratkami. Odbywa karę 22 lat więzienia za zlecenie zabójstwa.
"Król tygrysów" rozpoczyna się jak opowieść o utopijnym parku G.W. Zoo z dużymi kocurami, istną żyłę złota, do której ludzie walą drzwiami i oknami. Pierwsze wrażenie szybko zapada w niepamięć, z każdym kolejnym odcinkiem jesteśmy coraz bardziej wściekli, a z dziwacznego programu przyrodniczego, serial staje się dokumentem sądowym.


Cała historia jest naprawdę złożona, o czym świadczy nie tylko liczba odcinków, ale i indywiduów które przewijają się na ekranie - pojawia się rzekomy pierwowzór Tony'ego Montany z "Człowieka z blizną", czy inni milionerzy-poliamoryści-szefowie prywatnych zoo w Stanach. Drugą ważną bohaterką jest Carole Baskin z Big Cat Rescue, z którą Joe latami agresywnie wojował, a sprawą żyła cała Ameryka. Podobnie jak i teorią spiskową o tym, że kobieta rzuciła swojego byłego męża tygrysom na pożarcie. To właśnie jej śmierci domagał się niesławny "król".
To właśnie za planowanie morderstwa Carole Baskin z Big Cat Rescue (oraz znęcanie się nad zwierzętami), "Król tygrysów" sam teraz siedzi w "klatce"Fot. Netflix
Serial Netflixa przede wszystkim przemawia do naszej wrażliwości i zwraca uwagę na problem, którego wiele z nas nie dostrzega. Płacąc za oglądanie lub obcowanie z dzikim zwięrzatami, zwykle przyczyniamy się do ich cierpienia. Nie dotyczy to już pełnoprawnych ogrodów zoologicznych, które przez dekady faktycznie służyły przede wszystkim celom rozrywkowym, ale obecnie ich głównym zadaniem jest ochrona zagrożonych gatunków, działalność naukowa i edukacyjna. Kocie kawiarnie też zazwyczaj świadczą pomoc bezdomnym mruczkom.

Prywatne, nielegalne zoo są też w Polsce


Pamiętacie jak jeszcze niedawno panował szał na papugarnie? Powstawały jak grzyby po deszczu, a media społecznościowe były zawalone zdjęciami z kolorowymi ptakami. Taka działalność w niczym nie różni się od tej pokazanej w "Królu tygrysów" (no może wyłączając zlecenia zabójstwa). Kulisy prowadzenia papugarni, a raczej "obozów koncentracyjnych dla papug" opisałem w artykule w 2018 roku. Moda ucichła, strach pomyśleć co się stało z pupilkami internautów.

W naszym kraju może i nie ma tak spektakularnych parków ze zniewolonymi zwierzętami jak w USA, ale handel też kwitnie. W zeszłym roku większość z nas śledziła losy 10 uratowanych tygrysów, które zamiast do w prywatne ręce, trafiły do poznańskiego zoo. Nielegalny przemyt zagrożonych gatunków odbywa się w całej Europie. – W Polsce są setki mini-zoo, zwierzyńców, pseudo-hodowli, funkcjonujących jak nielegalne zoo – mówi naTemat Katarzyna Karpa-Świderek z WWF Poland. Wszystkie gatunki dzikich kotowatych są objęte przepisami CITES (konwencja waszyngtońska), których celem jest redukcja lub całkowita eliminacja handlu okazami gatunków.

WWF, jako organizacja, popiera ogrody zoologiczne TYLKO w zakresie ich roli jaką pełnią w edukacji, a także badaniach naukowych.
Katarzyna Karpa-Świderek
Rzeczniczka prasowa WWF Poland

Zdajemy sobie sprawę, że niestety nie wszystkie placówki w Polsce, pod których opieką znajdują się obecnie dzikie zwierzęta, opierają swoją działalność na celach przyrodniczych, naukowych i edukacyjnych. Odławianie zwierząt z natury, by pokazywać je w prywatnych hodowlach jest jedną z przyczyn kłusownictwa i przemytu zwierząt. Gdy rośnie popyt na dzikie zwierzęta, także jako atrakcja turystyczna czy maskotka, część tego popytu zaspokajana jest właśnie przez odławianie zwierząt z natury, a od tego często prosta droga do zagłady gatunku.

Działania fundacja WWF Polska przyczyniły się do ponad 5-krotnego wzrostu liczby spraw dotyczących przestępstw z zakresu konwencji CITES prowadzonych przez Policję. Ponadto odnotowano 10-krotny wzrost liczby zatrzymań dokonywanych przez Służbę Celną. W 2018 roku (to ostatnie podane statystyki) doszło do 100 zatrzymań, wśród nich było ponad 5,5 tys. żywych zwierząt. Na liście nie znalazł się ani jeden tygrys, czy lew, ale były za to węże (pyton, boa, anakonda), papugi, czy... pijawki lekarskie.

Czy w Polsce można mieć tygrysa?


Ludzi ciągnie do kotów. Uwielbiamy je głaskać i oglądać śmieszne filmiki na YouTube z nimi w roli głównej. Te większe dodatkowo nas ekscytują, bo są maszynkami do zabijania, które możemy udobruchać. I jest jeszcze więcej futerka do miziania. Nic dziwnego, że wiele osób chciałoby mieć lwa na podwórku. W serialu jest nawet powiedziane, że nim amerykański rząd wziął się za ten proceder, tygrysa można było kupić za 2 tysiące dolarów, a obecnie więcej z nich przebywa w niewoli, niż na wolności. W Polsce posiadania dużych kotów zabrania prawo, a każdy marzyciel powinien porzucić swe pragnienie - dla ich dobra.

– W Polsce nie jest legalne posiadanie dużych kotów jak lwy, tygrysy, lamparty, pumy itd. przez zwykłych "Kowalskich". Reguluje to Ustawa o Ochronie Przyrody (artykuł 73). Mogą je posiadać tylko placówki ze statusem
"Ogród Zoologiczny", ośrodki naukowo-badawcze (w praktyce laboratoria) i cyrki – mówi naTemat Maciej Bielak, aktywista i autor bloga Animalus. Wcześniej pracował w łódzkim zoo właśnie jako opiekun dużych kotów.

Obecnie mamy 24 legalne ogrody zoologiczne w Polsce. – Jak widać, jest ich stosunkowo niewiele, ale istotne jest to, że obecnie 1/3 z nich to prywatne działalności. Każdy biznesmen z planami i możliwościami infrastruktury może wystąpić do GDOŚ o taką zgodę. Obecnie jest 9 prywatnych ZOO w Polsce, mających prawo przetrzymywać np. duże koty – wyjaśnia Bielak.
Schedę po Exoticu przejął Jeff Lowe - playboy, kryminalista, milionerFot. Netflix
W prywatnych zoo możemy podziwiać, również pokazane w dokumencie Netflixa, białe lwy i tygrysy, które wcale nie są zagrożonymi gatunkami - nieprzypadkowo nie ma ich w miejskich zoo. Cyrki na szczęście odchodzą do lamusa i od wykorzystywania zwierząt, a samorządy mogą odmówić stawiania namiotów na swoich terenach. Wystarczy jednak poguglać, by znaleźć mnóstwo mini-zoo w Polsce. Są prywatne, więc mediom i aktywistom trudno ustalić co się dzieje ze zwierzętami, a to również rodzi patologie.

– Jestem przeciwny wykorzystywaniu dużych kotów w celach komercyjnych. To bardzo wymagające zwierzęta, a gdy są przedmiotem zarobku w prywatnych biznesach, to prędzej czy później dojdzie do sytuacji, w której właściciel działalności stanie przed wyborem "dobro zwierząt a większe obroty". Jest to widoczne np. przy planowaniu wybiegów, czy miejscach docelowych młodych osobników – mówi aktywista.
Maciej Bielak
Aktywistą i autor bloga Animalus

Naiwnym było by zakładać, że każdy człowiek, którego pomysł na biznes to handel zwierzętami i ich pokazywanie, jest człowiekiem z wielkim sercem – dla którego dobro zwierząt będzie zawsze na pierwszym miejscu. Ryzyko dla szczególnie osobników gatunków zagrożonych, jest zbyt duże, aby możliwość przetrzymywania dużych kotów dawać każdemu, kto ma odpowiednio gruby portfel. Niestety obserwując sytuację prywatnych ZOO w Polsce można odnieść wrażenie, że tylko do tego sprowadza się udzielanie im zgody na działalność przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska.

Jak Maciej Bielak ocenia sam serial? – Jest świetnie zrobiony, choć trochę tendencyjnie
przedstawiono Big Cat Rescue i Carol. BCR to akredytowany azyl: bez handlu,
rozmnażania zwierząt i interakcji z nimi. Kiepsko to zostało pokazane w serialu i widz niestety może odnieść wrażenie, że działalność Carol to w sumie to samo, co prywatne menażerie handlujące zwierzętami.