"Chcą nas przekupić za 2 zł". Listonosz pokazuje, jak władza stawia pod ścianą pracowników Poczty

Daria Różańska-Danisz
– Te dwa złote, czy – jak oni to określają – dodatkowa pensja, to dla nas pocztowców jest naprawdę łakomy kąsek. Każdy by się połasił, ponieważ przez osiem lat nie dostaliśmy podwyżek. Pracujemy za najniższą krajową. Oni wiedzieli, że to dla nas będą duże pieniądze – mówi o propozycji rządu Marek, listonosz z 25-letnim stażem pracy.
To na barkach listonoszów będzie spoczywała odpowiedzialność doręczenia 30 mln pakietów wyborczych. Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Wprawdzie ustawa o wyborach korespondencyjnych (aktualnie w Senacie) zostanie poddana pod ostateczne głosowanie w Sejmie prawdopodobnie tuż przed samymi wyborami, to minister aktywów państwowych Jacek Sasin podkreśla, że karty do głosowania są już drukowane.

I to na barkach listonoszy będzie spoczywało dostarczenie Polakom 30 mln pakietów wyborczych. Pracownicy Poczty Polskiej mają mieć na to kilka dni. Według dziennikarzy portalu Money.pl, karty wyborcze mają być dystrybuowane od 4 do 10 maja.

Listonoszom w tych dniach mają towarzyszyć "kontrolerzy", którzy będą doglądać procedury doręczania pakietów. I listonosz, i towarzysząca mu osoba mają otrzymać 2 złote dodatkowego wynagrodzenie za każdą dostarczoną przesyłkę. – To nie jest prosta sytuacja, jesteśmy postawieni pod ścianą – powtarza listonosz Marek.

Skusi się pan na premię za dostarczanie pakietów wyborczych?



Marek: – Szczerze mówiąc nawet nie wiemy, co nam konkretnie oferują.

Media informują, że za dostarczenie pakietu listonosz i "kontroler" mają otrzymać dwa złote. Jeśli akcja rozwożenia potrwa kilka dni, a każdy miałby dostarczyć kilkaset pakietów, można dodatkowo zarobić nawet kilka tysięcy. Liczył pan?

Na razie nie, ale licząc teraz: na moim rejonie miałbym może tysiąc przesyłek, więcej jeśli byłoby to dwa złote brutto na jedną osobę, to daje 60 groszy realnego dochodu, czyli wyszłoby kilkaset złotych.

Te dwa złote, czy – jak oni to określają - dodatkowa pensja, to dla nas pocztowców jest naprawdę łakomy kąsek. Każdy by się połasił, ponieważ przez osiem lat nie dostaliśmy podwyżek. Pracujemy za najniższą krajową. Oni wiedzieli, że to dla nas będą duże pieniądze.

To próba przekupienia listonoszy, zamknięcia Wam ust?

To próba wykorzystania nas. W tej chwili można powiedzieć, że jesteśmy najważniejszą firmą w Polsce – od nas zależy los kraju, ale jesteśmy najsłabiej opłacaną grupą zawodową. Jeżeli płacą nam tak mało, a później przy okazji wyborów nam mówią: "Damy wam dwa złote do druku…” Człowiek od razu sobie myśl: "Boże super. Dali nam". Ale jakim kosztem?

Niech nam dadzą podwyżki. Te 500-600 zł więcej do wypłaty, co nam obiecywali.

Pójdzie pan z pakietami wyborczymi?

Nie wiem. Było powiedziane, że każdy, kto nie będzie chciał w tym czasie pracować, może iść na urlop. Tylko kolejne pytanie, jak na to zareaguje "góra". A trwają czystki w Poczcie.

Zwolniono szefową kadr poczty Agnieszkę Grzegorczyk i zatrudniono Marka Makucha, który ostatnio był dyrektorem ośrodka administracji w Telewizji Polskiej.

Oprócz głównej kadrowej poleciało kilka innych osób. Nie wiadomo więc, jak później potraktują pracownika, który w czasie wyborów odmówił pójścia w rejon.

My na „dole” nie mamy zielonego pojęcia, co się dzieje u góry. Po cichu mówi się o grupowych zwolnieniach, ale nie wiadomo, kogo mają one objąć: listonoszy, pracowników okienek, czy ludzi z wyższych szczebli.

Boicie się utraty pracy, jeśli nie dostarczycie pakietów wyborczych?

Każdy się teraz boi, co oni zrobią z ludźmi, którzy nie będą chcieli dostarczać pakietów wyborczych. To nie jest prosta sytuacja, jesteśmy postawieni pod ścianą.

To ogromna presja. Nie wiemy, czy jeśli pójdziemy na urlop przed wyborami, to czy pozwolą nam wrócić do pracy. Nie wiemy, czy przypadkiem później nie będzie na nas czekało wypowiedzenie.

O zwolnieniu lekarskim na czas wyborów pewnie już pan nie myśli?

Jeśli przez 25 lat pracy nie byłem na zwolnieniu lekarskim i teraz nagle na kilka dni je wezmę, to czy nie zwróci to uwagi mojego pracodawcy? I czy aby nie pojawią się pytania: "dlaczego pan zachorował?". Poza tym, wcześniej trzeba byłoby się dostać do tego lekarza.

I kluczowa sprawa: jeśli wezmę wolne, to któryś z kolegów będzie musiał za mnie pojechać. U nas listonosze nie chcą iść na chorobowe, żeby nie dokładać kolegom pracy, drugiemu nie robić pod górkę.

Co pan myśli na temat propozycji pracy w tych dniach z kontrolerem?

Nie wiem, jak oni sobie to wyobrażają.

Mógłby pan zabrać na przykład żonę?

Teoretycznie mogę jako kontrolera wpisać kogoś z rodziny, ale ta osoba nie mogłaby pojechać ze mną, tylko np. z kolegą. Natomiast nie wiadomo, co tym osobom powiedzieć, bo nie wiemy, ile one zarobią.

Ma to zostać ustalone, kiedy ustawa wejdzie w życie, czyli na chwilę przed wyborami. A realnie na to patrząc, przecież nikt nie kupi kota w worku. A nawet jeśli ktoś się zgodzi zostać kontrolerem, to 6 czy 7 maja może się okazać, że otrzyma niewielką stawkę i się wycofa. I wtedy listonosz zostanie sam.

Poczta tłumaczy, że asysta ma zwiększyć transparentność wyborów, zapobiec ewentualnemu niewypełnieniu obowiązków przez samych listonoszy. To dałoby spokój?

Nie jest jasno powiedziane, że jeśli pojedziemy z pakietami w komisyjnych składach po dwie osoby, to ewentualnie później towarzyszący nam kontrolerzy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności.

I tak zawsze wina spadnie na listonosza. Tu chodzi o sprawy polityczne, więc wszystko może się wydarzyć. To polityka i część ludzi na poczcie nie chce brać za to odpowiedzialności. A oni za dwa złote albo i mniej chcą nas przekupić.

Stres i nerwy towarzyszą nam właściwie codziennie. I ta niewiadoma, bo tak naprawdę nie wiemy, co się stanie, jeśli nie weźmiemy udziału w roznoszeniu druków wyborczych.

Niedawno media informowały o listonoszu zakażonym wirusem, który miał kontakt z tysiącami ludzi. Może i Wam przed wyborami zrobią testy?

Nie, absolutnie, nie ma co się łudzić. Tutaj jednego boli głowa, drugi ma katar, trzeci kaszle. I tak naprawdę to nie wiadomo, czy ktoś nie jest chory. Mamy kontakt z setkami osób dziennie, a ludzie przebywający w kwarantannie nie zawsze jej przestrzegają.

Zaczęli już drukować karty wyborcze, a minister Jacek Sasin przekonuje, że Poczta Polska będzie gotowa do 10 maja na przeprowadzenie wyborów. "Mamy harmonogram, nie widzę żadnych zagrożeń ze strony Poczty" – powtarza. Co by mu pan odpowiedział?

Bzdura! Nie mamy żadnego harmonogramu. Jeżeli jako Poczta Polska musimy zapewnić punkty zbiorcze, to kto ma to obstawiać? Druga rzecz: drukowanie kart wyborczych jest sprzeczne z konstytucją. Prawo jest łamane.

Trzecia: poczta nie ma spisu wyborców i jeśli samorządy się uprą, to nie dostaniemy go do 6 maja. A później na zaadresowanie, zakopertowanie i rozesłanie wszystkiego mamy trzy dni. My myślimy, że te wybory się nie odbędą 10 maja. To jazda bez trzymanki. Bardzo dziwne.

Sławomir Neumann planowane przez PiS wybory korespondencyjne nazwał "loterią pocztową Jacka Sasina". Zgodzi się pan?

Racja. To czyjeś widzimisię, ale realizowane naszym kosztem. Wygląda na to, że decyzja została już podjęta. Poczta Polska jest spółką Skarbu Państwa, a z jej pracownikiem można w zasadzie zrobić, co się chce: nawet powołać do wojska i przymusić do służby za darmo. Sposobów na listonoszów jest teraz dużo.

Związkowcy próbują Was bronić. Napisali do marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Alarmują, że będą wykonywali w zasadzie dużą część zadań komisji wyborczych bez żadnego przeszkolenia oraz bez formalnych uprawnień. Pisali, że wszystkie skargi związane z jakimikolwiek nieprawidłowościami, kierowane będą pod adresem tych, którzy te pakiety będą doręczać.

Tego najbardziej się obawiamy. Kto nam zapewni ewentualną obronę? Kto nam pomoże udowodnić, że byliśmy i doręczyliśmy pakiet wyborczy?

Związkowcy obawiają się, że za ewentualne niepowodzenia całego procesu wyborczego obarczeni zostaną pracownicy Poczty Polskiej.

No oczywiście. I jeszcze może być tak, że Poczta zapłaci ogromną karę i się nie pozbiera.

Ma pan nadzieję, że marszałek Senatu pomoże? Grodzki obiecywał, że skonsultuje się z prawnikami, pracownikami poczty itp.

Myślę, że oni w Senacie przetrzymają tę ustawę do samego końca, z zamiarem, żeby te wybory się nie odbyły.

Wiem natomiast, że jeśli wybory się odbędą i coś się nie uda, podnoszone będą głosy, że zostały sfałszowane, to całą odpowiedzialnością zostaniemy obarczeni my.

Przecież jasne jest, że rozliczać będą od najniższych szczebli. My nie będziemy mieli nawet, jak się obronić przed odpowiedzialnością. Mamy niby świadka – kontrolera, ale w domu, do którego dostarczaliśmy pakiet, może być czterech uprawnionych do głosowania. I mamy wtedy cztery głosy przeciwko dwóm. Kto ma większą siłę przebicia? Cztery osoby.

Boję się więc odpowiedzialności. Jeśli ktoś mnie zapewni, że włos mi z głowy nie spadnie, jeśli ktoś mi zagwarantuje nietykalność po wyborach, to idę.

Tego nikt panu nie zagwarantuje.

No właśnie. I teraz zastanawiamy się, co będzie jak ktoś nie pójdzie w rejon. Nasza szefowa nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Bo sama nie wie.