"Z dziećmi tego pana się nie bawcie, bo mają wirusa". Nie wszyscy widzą w nich bohaterów
Rozdawała sąsiadom maseczki, wtedy właśnie wszyscy dowiedzieli się, że jest lekarką. Chwilę później ktoś zniszczył jej drzwi. Wymazał je farbą. To niestety jeden z wielu przykładów zachowań z jakimi muszą w dobie koronawirusa borykać się pracownicy służby zdrowia. Dla większości z nas są bohaterami, ale są i tacy, którzy mają odmienne zdanie.
Znalazła list za wycieraczką samochodu. Sąsiad napisał: "Droga sąsiadko. Wszyscy boimy się o swoje zdrowie i nie wychodzimy z domu. Wiemy, że pracujesz w szpitalu. Pomyślałaś o tym, że wracając tutaj, ryzykujesz naszym zdrowiem? Pomyśl o przysiędze Hipokratesa. Powinnaś zostawać w mieście X".
Niektórzy nie chcą ich obsługiwać, niektórzy wyrzucają ich ze sklepu. W internecie są też dobre rady oraz jeszcze lepsze sugestie: "zmieńcie zawód", "nie róbcie z siebie męczennika", "wstyd, szerzycie panikę i histerię". Wszystko to najczęściej okraszone wulgaryzmami.
Po drugiej stronie jest człowiek
– Walka z koronawirusem to wojna, w której wrogiem jest koronawirus. Wszyscy działamy przeciwko temu wrogowi i złe emocje są niepotrzebne, zwłaszcza wobec medyków, którzy walczą o zdrowie i życie pacjentów, również mają przy tym wiele własnych obaw i problemów. Takie dodatkowe negatywne emocje są bolesne i krzywdzące. Dla medyka po ciężkim dniu pracy w szpitalu hejt np. w sklepie, czy ze strony sąsiadów, może być tym, co przepełni czarę goryczy – zaznacza Renata Jeziółkowska, rzeczniczka Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.Nasza rozmówczyni dodaje też, że odporność każdego z nas na takie zachowania jest ograniczona. Oceniając, krytykując, trzeba pamiętać, że po drugiej stronie jest człowiek, który ma emocje. Człowiek któremu należy się przede wszystkim szacunek.
W Izbie Lekarskiej działa zespół ds. monitorowania naruszeń w ochronie zdrowia. Działą tam też Rzecznik Praw Lekarza, biuro udzielające bezpłatnych porad prawnych. Do OIL w Warszawie trafiają niepokojące sygnały dotyczące negatywnych zachowań względem lekarzy.
– Reagujemy – zgłaszamy naruszające prawo komentarze, wzywamy do usunięcia ich, a gdy sytuacja tego wymaga – sprawa może być zgłoszona do prokuratury – podkreśla nasza rozmówczyni.
Dr Paweł Doczekalski, przewodniczący Komisji Młodych Lekarzy Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie dodaje, że choć tych przypadków nie ma aż tak wiele – zdecydowanie więcej jest wyrazów uznania, wsparcia i miłych gestów – to na każde negatywne zachowanie należy reagować.
– Trzeba o tym mówić. Zaczyna się od hejtu w internecie, a stąd już niedaleko do okazywania niechęci w sytuacjach zwykłych spotkań, agresji bezpośredniej i do ostracyzmu. Najgorzej jest w mediach społecznościowych. Ludzie chyba nadal mają poczucie anonimowości w internecie. Kontaktowaliśmy się już z biurem Rzecznika Praw Obywatelskich, zgłaszaliśmy problem portalom takim jak Facebook, Twitter i Instagram. Liczymy na reakcje w przypadku pojawiania się krzywdzących i nienawistnych wpisów – mówi lekarz.
Zmieńcie zawód
"Sp***aj, rezydent:) Robotą w końcu się zajmijcie. Wasze wykształcenie kosztowało nas 700 tysięcy złotych od łba! ", "To lekarze chcą leczyć tylko zdrowych. Was niektórych zupełnie poj***ło. Trzeba było zostać leśnikiem", "Było iść do budowlanki", "Kompromitujecie się", "To tak wygląda że w średniowieczu medyk miał większe poczucie obowiązku" – to tylko kilka z naprawdę wielu komentarzy pod wpisem Pawła Doczekalskiego.Dokładnie pod tym wpisem: "Dziś kolejny lekarz który ma dziecko poniżej 14 roku życia skierowany bezprawnie nakazem przez wojewodę Konstantego Radziwiłła – długo jeszcze będzie pan łamał prawo?".
– Nie jestem do końca pewien, czy są to prawdziwe osoby, czy raczej trolle internetowe, bo ich konta założone zostały w marcu tego roku. "Won do roboty", "Morda w kubeł" - nie jest przyjemnie czytać takie komentarze, ale zazwyczaj na nie nie odpowiadam, raczej zgłaszam obraźliwe treści, ponieważ uważam, że niekiedy nie ma sensu dyskutować i czasem lepiej trzymać się zasady "nie karm trolla" – komentuje nasz rozmówca.
Lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni są dla niektórych bohaterami wyłącznie gdy można obserwować ich działania z daleka, najlepiej na ekranie komputera lub telewizora. Dopominanie się o swoje prawa rozumiana także, jako troska o zdrowie swoje i swoich bliskich nie wchodzi więc w takim odbiorze w grę. Zdaniem części osób, szczególnie aktywnych w sieci, za coś takiego trzeba się wręcz wstydzić.
"Ty 'młody', czy ci nie wstyd?", "Z całym szacunkiem nie wy jedni musicie pracować i macie dzieci! Proszę nie robić z siebie męczennika...", "Większe poczucie obowiązku mają siostry zakonne, mają panie na kasie, mają panie na poczcie, listonosze, księża czy żołnierze WOT i inni, którzy pracują" – brzmią pouczające komentarze.
W internecie roi się też od sugestii, że jest to czysta kalkulacja: "Będąc na wygodnej prywatnej praktyce lekarskiej, posiadanie dzieci już nie przeszkadza", Bycie lekarzem to nie tylko prywatne wizyty $$$. Jeśli się pomyliłeś to zmień zawód".
– Należy podkreślić, że hejt jest taką kroplą w morzu płynących w kierunku medyków wyrazów serdeczności i ogromnego wsparcia ze strony pacjentów i społeczeństwa. Wśród pozytywnych przykładów jest dostarczanie środków ochronnych, szycie maseczek, drukowanie przyłbic, udostępnianie medykom mieszkań na czas izolacji i kwarantanny. Zdarzają się sytuacje negatywnych reakcji na lekarzy, wynikające najprawdopodobniej z niewiedzy i lęku generowanego przez nietypową sytuację epidemii i izolacji społecznej – podkreśla Renata Jeziółkowska.
Podobnego zdania, że to niewiedza i strach popychają ludzi do tego typu działań, jest także anestezjolog dr Marcin Zasadowski, który pracuje w jednym z hiszpańskich szpitali. Mówił o tym w rozmowie z Darią Różańską.
– Ostracyzm w stosunku do lekarzy widzimy też w Hiszpanii. Pojawiają się informacje, że sąsiedzi nie chcieli wpuścić do bloku lekarki, czy że zawiesili na drzwiach prośbę, żeby lekarz się nie pojawiał. Najbardziej znany przykład – z Barcelony – gdzie na samochodzie lekarki ktoś napisał, że jest "szczurem roznoszącym zarazę". Odnaleziono i ukarano tego człowieka. Rozumiem reakcję tych ludzi. Wywołał ją strach i brak wiedzy. Osoba, która wie coś na temat wirusa i dróg jego przenoszenia, nie zareaguje w ten sposób – zaznaczył.
Dodał także, że pracownicy służby zdrowia są szczególnie uczuleni na możliwość zakażenia. Dbają o siebie i o to, aby nie zakazili się ich bliscy i sąsiedzi.
Przyczyną śmierci był hejt
Hejt był przyczyną śmierci znanego kieleckiego ginekologa prof. Wojciecha Rokity. Popełnił samobójstwo. Gdy wiadomość o tym, że lekarz jest zakażony koronawirusem trafiła do mediów – z zaznaczeniem, że tydzień wcześniej wrócił z urlopu w Szwajcarii – na medyka spłynęła fala nienawiści, choć szpital zapewniał, że profesor nie miał kontaktu z pacjentami.W analogicznej sytuacji znalazła się lekarka z jednego z warszawskich szpitali. W jednej z telewizji wyemitowano materiał, którego autor sugerował, że zataiła ona swój pobyt zagranicą i wróciła do pracy. Kobieta wyjaśnia jednak, że wróciła do Polski jeszcze przed wprowadzeniem jakichkolwiek regulacji mówiących choćby o przymusowej kwarantannie. Mimo że szpitalach nie obowiązywały szczególne procedury związane z epidemią, ona zgłosiła się do swoich przełożonych i skonsultowała z nimi swój przypadek. Usłyszała, że powinna się obserwować, ale ma wrócić do pracy. Dzwoniła też na infolinię NFZ, ale nikt do niej nie oddzwonił.
Zarząd szpitala wysłał ją na kwarantannę dopiero tydzień po powrocie z zagranicy. Dopiero później okazało się, że rzeczywiście wynik testu, który u niej przeprowadzono, jest dodatni. Lekarka woli jednak pozostać anonima, ponieważ chce uniknąć hejtu. Obawia się też o bezpieczeństwo własne i swojej rodziny.
Czytaj więcej: W Gliwicach pielęgniarka wychodziła do pracy. Jej auto było w takim stanieJesteśmy świadkami kolejnego etapu odmrażania gospodarki, więc niewyobrażalne i nieakceptowalne jest to, by szczególnie w tych okolicznościach jakakolwiek forma hejtu spadła na np. chore dziecko w ze żłobka, czy chorą panią z przedszkola. Taka jest natura zakażania i chorób wirusowych. Teraz wszyscy mamy "test na społeczeństwo", gdzie podstawą powinny być zrozumienie, empatia, kultura i wzajemne wsparcie.