Dla jednych jest piękna, dla drugich dziwna. Natalie Dormer to aktorka kameleon
Bycie zaszufladkowanym w jednej kategorii ról to dla aktora prawdziwa zmora. Natalie Dormer na szczęście to nie grozi. Choć niektórzy powiedzą, że daleko jej do Tildy Swinton, brytyjska aktorka wciąż zaskakuje swoimi nowymi wcieleniami. Nie boi się wyzwań, charakteryzacji tym bardziej. W serialu "Domu grozy: Miasto Aniołów” przeszła samą siebie.
Pierwszym pełnometrażowym filmem, w którym zagrała Natalie Dormer, był "Casanova" z Heathem Ledgerem. Wcieliła się wówczas w rolę jednej z młodziutkich adoratorek głównego bohatera. Na ekranie nie miała zbyt wielu kwestii mówionych, jednak już wtedy wróżono jej dużą hollywoodzką karierę.
Krótko po premierze dramatu Dormer zdecydowała się zmienić nieco ścieżkę swojej kariery i tym samym odstawiła na bok marzenia o "amerykańskim śnie". Zaczęła grać w serialach historycznych, co przyniosło jej jeszcze więcej sławy.
Od królowej po demona
W 2012 roku Natalie Dormer dołączyła do obsady "Gry o Tron" jako Margaery Tyrell, niedoszła żona Joffrey Baratheon, a późniejsza partnerka Tommena Baratheona. Dla fanów serii uchodziła ona za jedną z najłagodniejszych postaci. Co ciekawe, wcześniejsza rola niebezpiecznej żony króla Henryka VIII różniła się znacząco od tej danej jej w ekranizacji sagi "Pieśń lodu i ognia".
W międzyczasie Dormer zagrała m.in. w "Igrzyskach Śmierci", gdzie na potrzeby roli zbuntowanej reżyserki musiała zgolić część włosów. Kolejną wartościową produkcją w jej dorobku aktorskim był z pewnością miniserial i tym samym remake kultowego "Pikniku pod Wiszącą Skałą", w którym wcieliła się w dyrektorkę prywatnej szkoły dla dziewcząt.
Nagość i feminizm
Natalie Dormer nie jest typem gwiazdy, która chętnie opowiada publicznie o swoim życiu prywatnym. Nie ma ani konta na Twitterze, ani na Instagramie. Tylko od czasu do czasu udzieli wywiadu jakiejś gazecie, bądź stacji telewizyjnej.38-latka nie ukrywa, że ważne jest dla niej równouprawnienie kobiet. "Denerwuje mnie, że młodsze pokolenie kobiet uważa, że feminizm to obrzydliwe słowo i kojarzy je z (...) poczuciem kobiecej wyższości. To nie jest wcale tak. W feminizmie chodzi o wyzwolenie i równość" - mówiła jakiś czas temu w rozmowie z czasopismem "Glamour".
"Nigdy nie czułam się swobodnie, nagrywając sceny seksu. (...) Moja specyfika pracy polega na tym, że znajduję w tekście motywację dla swoich postaci" - dodała.
Czytaj także: "Stranger Things" ma silną konkurencję. Ten serial to raj dla fanów oldschoolowego science fiction