"Widziałem zdjęcia, są znane osoby, ale nie te...". Autor "Zatoki Świń" wytyka błędy Latkowskiego

Daria Różańska
– To zabieg polityczny, którego celem jest pokazanie, że pedofile to nie tylko księża, ale również celebryci, i to właśnie ci związani z TVN, "Gazetą Wyborczą", dawnym establishmentem, czyli z III RP – mówi naTemat Piotr Głuchowski, dziennikarz "Gazety Wyborczej", współautor książki "Zatoka Świń". Tak komentuje najnowszy film Sylwestra Latkowskiego.
Piotr Głuchowski wspólnie z nieżyjącą reportażystką Bożeną Aksamit już w 2015 roku na łamach "Dużego Formatu" opisywali, co dzieje się w Zatoce Sztuki. Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta
Bożena Aksamit i Piotr Głuchowski już przed laty pokazali, co działo się w sopockiej Zatoce Sztuki. Jesienią i zimą 2015 roku na łamach "Dużego Formatu" publikowali reportaże o "Krystku" i "Turku". W książce "Zatoka Świń” opisali tragiczną historię Anaid, a także kilku innych nastoletnich ofiar "Krystka" i "Turka". Do redakcji "Gazety Wyborczej”, w której oboje byli zatrudnieni na etat, wpływały kolejne sprostowania (w sumie ponad 200) i pozwy. Po latach do tematu powrócił Sylwester Latkowski, były redaktor naczelny "Wprost".

Kilka dni po premierze drugiego głośnego dokumentu braci Sekielskich o pedofilii wśród księży, na antenie Telewizji Polskiej pokazano film "Nic się nie stało".
Film Latkowskiego to odpowiedź na dokument braci Sekielskich o pedofilii w Kościele?


Piotr Głuchowski: – To zabieg polityczny, którego celem jest pokazanie, że pedofile to nie tylko księża, ale również celebryci, i to właśnie ci związani z TVN, "Gazetą Wyborczą", dawnym establishmentem, czyli z III RP.

Latkowski "wsadził" w pedofilię wszystkich tych, którzy dali się sfotografować w Zatoce Sztuki. Wychodzi na to, że pedofilem jest Szyc, Wojewódzki i inni wzięci ze strony "Ratujmy zatokę sztuki": Kryszak, Koterscy. To się nie trzyma kupy.

Celebryci nie powinni stawać w obronie Zatoki Sztuki, kiedy już wtedy wspólnie z Bożeną Aksamit na łamach "Gazety Wyborczej" pisaliśmy o tym, co się tam działo. Tematem zajmował się także Tomasz Patora z TVN.

Ale najwidoczniej Natalia i Marcin T., pseudonim "Turek" (współwłaściciele Zatoki Sztuki – red.) jakoś ich podeszli, tłumacząc, że siły zła atakują nasz wspaniały dom kultury.

Prowadzono kampanię przeciwko dziennikarzom i w obronie domu kultury, w którym za dnia siadali reportażyści, a wieczorami dochodziło do okropnych scen.

Dokładnie. Stawianie znaku równości między tymi – nie tyle pedofilami – co bogatymi oblesiami, którzy korzystali z usług seksualnych 14-latek w dyskotece "The Roof” (na dachu Zatoki Sztuki – red.) a tymi, którzy na parterze Zatoki Sztuki prowadzili warsztaty dla dziennikarzy, konkursy literackie, otwierali wernisaże czy grali koncerty, jest niefajne.

Latkowski ma rację w jednym aspekcie, ale nie potrafił tego pokazać. Należy postawić pytanie, dlaczego – podobnie jak „Krystek” – w więzieniu nie siedzi „Turek”. Mają takie same zarzuty, czyli seks z dziewczynką poniżej lat 15 z użyciem tabletki gwałtu, wykorzystanie jeszcze innej dziewczyny, również z użyciem tabletki gwałtu.

Czy Marcin T. ma nagrania z Zatoki Sztuki, gdzie gdańscy prawnicy korzystają z usług dziewcząt? To jest faktycznie jego polisa ubezpieczeniowa? Bo nie rozumiem, dlaczego prokuratura nie wniosła w ogóle o areszt, zażądała jedynie 30 tys. zł zabezpieczenia.

Sylwester Latkowski na antenie TVP apelował m.in. do Borysa Szyca, Wojewódzkiego, by powiedzieli prawdę.

Jeżeli "Krystek” i "Turek" łowili dziewczyny i podstawiali je bogatym klientom, to trzeba dojść do tego, kim są klienci, którzy korzystali z usług tych wszystkich dziewcząt.

Ale ostatecznie Latkowski w filmie do tego nie dochodzi...

No właśnie. Wiem, kto to był, bo widziałem te zdjęcia. Mam je zarchiwizowane, dziś już już się ich w internecie nie znajdzie. Tam rzeczywiście są znane osoby, ale akurat nie te, o których mówi Latkowski.

Myśli pan, że Latkowski nie dotarł do tych zdjęć?

Myślę, że on poszedł po linii najmniejszego oporu. Na zasadzie: otworzył stronę Ratujmyzatokesztuki.pl, gdzie są zdjęcia 20 znanych osób, które fotografują się z plakietkami "Ratujmy zatokę sztuki" i wrzucił je do worka z napisem "pedofile". A to nie ci..

Poza tym, Latkowski nie znalazł prokuratorki, która zajmowała się sprawą. Poszedł nieumówiony do prokuratury i dziwił się, że go nie obsłużyli. Nie zadał także fundamentalnego pytania: dlaczego prokurator nie wniosła o areszt dla Marcina T? On jest jedynym znanym mi przypadkiem w Polsce, który ma zarzut zgwałcenia dziecka i odpowiada z wolnej stopy.

O sprawie Zatoki Sztuk, "Krystka", "Turka" wspólnie z Grażyną Aksamit pisaliście już lata temu. Latkowski pokazał coś nowego?

To prawda. A teraz Sylwester Latkowski sprawia wrażenie, jakby tę sprawę odkrył. On pokazuje "Turka”, który siedzi nad plikiem banknotów i wygraża pięścią dziennikarzom, mówiąc, że "teraz zwierzyna zamienia się w łowcę" i "teraz to wy będziecie zwierzyną". Ale widz patrząc na to w tym filmie kompletnie nie wie, o co chodzi. A przecież to było personalnie skierowane do Bożeny Aksamit i do mnie.

Po serii tekstów i książce mieliście niezłą przeprawę z "Turkiem".

Mieliśmy przecież cztery procesy, ponad 200 sprostowań.

I zastraszano Was, m.in. podczas premiery książki "Zatoka Świń".

Tak, zastraszana była też Kasia Włodkowska, dziennikarka z Gdańska, która również zajmowała się tym tematem. No i zastraszane były przede wszystkim te dziewczyny, które zeznawały. Marcin T. czuł się niebywale pewnie. To był chyba jedyny w Polsce taki przypadek, żeby gość z zarzutami o seks z dziećmi, organizował konferencje prasowe, wyzywał dziennikarzy, wysyłał tony pism procesowych...

Gdyby Latkowski to pokazał, to musiałby jednocześnie pokazać, że on nie odkrywa Ameryki. W tamtym czasie TVP w ogóle się tą sprawą nie interesowała. Temat poruszał Tomasz Patora, niszowe czasopismo "Reporter" i Latkowski w swoim portalu Kulisy24.

Jedynym medium publicznym, które sprawę w jakiś sposób relacjonowało, było Radio Gdańsk, a w TVP – cisza. Więc jeśli ktoś ogląda wyłącznie TVP, to może odnieść wrażenie, że teraz Latkowski odkrył gigantyczną aferę pedofilską.

Już dawno ogłoszono, że Sylwester Latkowski robi film o pedofilii, który pokaże TVP, stało się to w niewielkim odstępie czasu od emisji głośnego filmu braci Sekielskich. Dziwi to pana?

Prawdę mówiąc, to film Latkowskiego wygląda jakby był skręcony w trzy dni. Pojechał do Gdańska, porozmawiał z mamą i kuzynką Anaid. Poszedł do prokuratury, pojechał do Pucka i Wejherowa, dokręcił jakieś sceny, że ktoś kogoś w samochodzie dusi...

A czy jest – pana zdaniem – w tym filmie coś, za co należy Sylwestra Latkowskiego pochwalić?

Wartościową rzeczą w tym filmie jest wypowiedź policjanta, który tą sprawę prowadził. Zeznał on, że Marcin T. próbował wpływać na dziewczynki, żeby się wycofały. A to jest stuprocentowa przesłanka do tego, żeby zastosować wobec niego areszt. I tu wracamy do pytania, dlaczego Marcin T. – podobnie jak "Krystek: – nie siedzi w więzieniu. Cała reszta to są tylko powtórki.

To jest film, który może być odpowiedzą na dokument Sekielskich?

Nie, ale może się nią stać. Ta cała debata, ustawka i decyzja ministra Ziobry, żeby jednak tę sprawę prześwietlić oraz głośne aresztowanie Marcina T., które zapewne zaraz nastąpi…

I to zapewne sprawi, że teraz Latkowski będzie w glorii tego, który wykrył szajkę pedofilów. Tylko, że on niczego nie wykrył, a skorzystał z pracy innych dziennikarzy.

Ile trwała praca nad reportażami o Zatoce?

Myśmy z Bożeną siedzieli nad tym z dobre pół roku.

Jak wyglądała przeprawa z "Turkiem” i "Krystkiem"?

On najpierw zaczął nas zasypywać sprostowaniami. Było ich ponad 200. A to dlatego, że myśmy napisali np., że Marcin T. jest twórcą Zatoki Sztuki, a on był tylko współtwórcą, bo oficjalnie Zatokę Sztuki prowadziła jego siostra. Sprostowanie tego wątku przesyłała nam więc spółka Art Invest, która prowadziła Zatokę Sztuki, siostra Marcina T. i on sam.

Czyli robiły się już trzy sprostowania. To wszystko miało nas zmrozić, bo rzeczywiście dział prawny gazety nagle złapał się za głowę. Ja zostałem wezwany na dywanik: "Głuchowski, co ty robisz, codziennie przychodzi 16 sprostowań do twoich tekstów".

Były też cztery sprawy karne o zabezpieczenie i wycofanie tekstów z łamów internetowych oraz o dalsze niepublikowanie w papierze. Założono nam te sprawy jednocześnie i w Gdańsku, i w Warszawie.

Wreszcie trzeci wątek: to były pozwy o zadośćuczynienie za publikację nieprawdziwych informacji, najpierw opiewały na kwotę 100 tys. zł, później 200 tys. zł.

Na dywaniku u prawnika byłem co dwa dni. Do tego doszedł jeszcze pozew po aresztowaniu "Krystka”, na 5 mln zł. Zaczęło to interesować zarząd Agory, co to za sprawa, że jest pozew na 5 mln zł. To wszystko miało spowodować, byśmy o tym nie pisali. I do tego doszła jeszcze akcja Marcina T. pt. "50 tys. zł za znalezienie haków w życiorysie Aksamit i Głuchowskiego". Może są kochankami, może biorą narkotyki...

Nie chciał pan tego rzucić i odpuścić?

W pewnym momencie faktycznie się zgarbiłem. Żadne inne media nie podejmowały tego tematu. My żeśmy samotnie w tym ryli w 2015 roku i mieliśmy z tego tylko i wyłącznie kłopoty.

Oboje byliśmy z Bożeną pracownikami etatowymi. Żadnych premii za te artykuły nie dostawaliśmy. Mieliśmy kłopoty. Ponosiliśmy gigantyczne koszty psychiczne. Nikt wówczas nie chciał razem z nami zrobić akcji "weźmy się za to". I teraz – pięć lat później – Latkowski rycerz na białym koniu wjeżdża z tematem.

I w filmie słowem o Waszej pracy nie wspomina.

To prawda. Ale w obecnej sytuacji politycznej to rozumiem, jakby to TVP miała się zająknąć, że "Gazeta Wyborcza" zrobiła coś dobrego. Latkowski wiedział, że ja przy tym robiłem. Bo już w 2015 roku do niego pojechałem. On to opisywał w Kulisach, proponowałem mu, żebyśmy wspólnie coś zrobili, ale wtedy nie bardzo był zainteresowany.

Posypią się pozwy?

Mniej mnie to interesuje. Chciałbym, żeby Marcin T. poszedł siedzieć, żeby oni dostali wyroki, żeby policja i prokuratura dotarły do tych, którzy te dziewczynki rzeczywiście wykorzystywali seksualnie w dyskotece "The Roof", w "Dream Clubie", w apartamentach Zatoki Sztuki. Wtedy waliliśmy głową w mur, udało nam się raptem doprowadzić do aresztowania "Krystka". Niby dużo, ale jednak mało.

"Turek" śmiał nam się wtedy w oczy. Wyglądało to jak w amerykańskim filmie o szajce złych ludzi, gdzie ostatecznie przed sądem staje dwóch czy trzech obrzępałów, a reszcie bogatych nic się nie dzieje. Weźmy pierwszy sezon "Detektywa", gdzie ostatecznie Rust Cohle i Marty Hart łapią jakiegoś debila i go zabijają, ale całe sprzysiężenie mroczne tych bogatych ludzi, którzy wykorzystywali dzieci, pozostaje nieuchwytne.

I tu jest dokładnie taka sama sytuacja jak w "Detektywie". Faktyczni krzywdziciele tych dzieci pozostają dalej nieuchwytni. Mamy tylko "Krystka" i "Turka".

Może teraz coś się zmieni?

Pod tym względem to byłoby dobre. I to należałoby zapisać Latkowskiemu na plus, że wykorzystując koniunkturę polityczną i pracę dziennikarzy, sprawa ruszy i może wreszcie dobiorą się do tyłka, komu trzeba.