Historia trzech sióstr. Fragment kolejnej powieści autorki bestsellerowego "Słowika"

Dawid Wojtowicz
Ma na koncie 20 powieści, w tym kilka bestsellerów. W swoich książkach Kristin Hannah skupia się głównie na kobietach. "Prawdziwe kolory" nie są tu wyjątkiem. Tym razem autorka przedstawia historię trzech sióstr, których dotychczasowy stabilny świat rozpada się na kawałki z powodu zazdrości, zdrady i nieoczekiwanych namiętności.
"Prawdziwe kolory" to najnowsza powieść obyczajowa Kristin Hannah. Tym razem autorka bestsellerowego "Słowika" przedstawia historię trzech sióstr, których świat wywraca się do góry nogami. Premiera książki w polskich księgarniach już 3 czerwca 2020 roku! Wydawnictwo Świat Książki
Najnowsza powieść Kristin Hannah trafi do polskich księgarni już 3 czerwca 2020 roku. Ci, którzy gustują w skłaniających do refleksji książkach o poruszającej serca tematyce, nie powinni przejść koło niej obojętnie. Z kolejną próbką twórczości autorki "Słowika", światowego bestsellera, można zapoznać się dzięki uprzejmości Wydawnictwa Świat Książki, które udostępniło w sieci fragment "Prawdziwych kolorów".

Fragment powieści "Prawdziwe kolory"

– Mówię ci, Auroro, coś dzieje się nie tak.
– Też mi niespodzianka! Oto, co się dzieje, Win: jesteś idiotką. Nawet z mózgiem wielkości kontynentu nie rozumiesz, co dzieje się na twoich oczach, i teraz czujesz
się oszukana. Twoja siostrzyczka jest zaręczona z mężczyzną, którego kochasz.
– Nigdy nie powiedziałam, że go kocham.
– A ja nigdy nie powiedziałam, że mój mąż jest nudny, ale ty to wiesz, tak samo jak ja wiem o Luke’u. Winona wyprostowała się i odepchnęła nogami od ziemi. Siedziały na huśtawce na ganku domu Aurory. Stare łańcuchy zaskrzypiały.
– Ona go nie kocha, Auroro.
– Co więc zamierzasz?
– Cóż ja mogę? To już koniec.
– Nie ma końca, dopóki klamka nie zapadnie. Musisz tylko powiedzieć Vivi Ann prawdę. Ona zrezygnuje. Nie wyjdzie za niego. Gwarantuję. Winona wpatrywała się w pogrążone w mroku podwórko siostry. Była dziesiąta wieczór i w większości sąsiednich domów pogaszono już światła. Wiosną w Oyster Shores wcześnie zapadała cisza nocna.
– A więc pozostało mi przyznać, że kocham mężczyznę, który uważa mnie za dobrego prawnika i starą przyjaciółkę, i powiedzieć mojej pięknej siostrze, że moje szczęście jest ważniejsze niż jej i – jeszcze wisienka na torcie mojego poniżenia – uświadomić tacie, że jednak nie dostaniemy ziemi Luke’a dzięki małżeństwu, ponieważ żałosna Winona stanęła temu na drodze.
– No, jeśli tak to widzisz...
– Bo tak jest. Może mogłam coś zrobić na początku. Owszem, schrzaniłam sprawę, ale już jest za późno. Teraz muszę się wziąć w garść i dać sobie spokój.
– Czyli zrezygnujesz, ale dalej będziesz zachowywać się jak jędza? Uważasz, że to w porządku?
– Nie zachowuję się jak jędza.
– Doprawdy? Trayna powiedziała, że któregoś dnia o mało nie odgryzłaś jej głowy. A ostatniej niedzieli po kościele nawet nie spojrzałaś na Vivi Ann i Luke’a. Potem
był ten bankiet po wyścigu wokół beczek, na który nie przyszłaś. Ludzie w końcu to zauważą. Winona westchnęła.
– Wiem... Chcę... – Nawet nie potrafi ła ubrać w słowa swojego nowego pragnienia. Jego nikczemność ją zawstydzała. Nie tylko chciała, żeby Luke nagle ją pokochał.
To już nie wystarczało. Chciała zranić Vivi Ann, sprawić, by zrozumiała – choć ten jeden raz – jak czuje się przegrany.
– Win – odezwała się cicho Aurora, dotykając jej ręki – to my, siostry Grey. Nie możemy pozwolić, żeby Luke był od nas ważniejszy.
– Wiem – przyznała. Wiedziała, co jest słuszne, co powinna zrobić. Ale po prostu tego zrobić nie mogła i świadomość ta bolała nie mniej niż cała reszta. Samokontrola
nigdy nie należała do jej mocnych stron. Do tej pory oznaczało to jedynie, że jadła za dużo, a za mało ćwiczyła. Teraz jednak nie kontrolowała emocji, tak jak wcześniej swoich impulsów. Niekiedy w środku nocy przyłapywała się na fantazjach, że jakaś okropna tragedia przytrafi a się Vivi Ann (nie śmierć ani nic podobnego, ale coś na tyle złego, że Luke ją zostawia), i zastanawiała się, do czego jeszcze jest zdolna. – Po
prostu obserwuj Vivi Ann, dobrze? Sama zobaczysz, że ona wcale nie kocha Luke’a.
– Ach, Win. – Aurora westchnęła. – Niczego nie rozumiesz.
Chodzi o to, że on ją kocha.
– Nie kochałby, jeśli znałby prawdę.
Aurora bacznie przyglądała się siostrze; nawet w przytłumionym świetle na ganku na jej twarzy widoczny był niepokój.
– Nie zrobisz jakiegoś głupstwa, prawda?
Winona roześmiała się. Przyszło jej to bez wysiłku.
– Ja? Jestem najinteligentniejszą osobą, jaką znasz.
Nigdy nie robię głupstw.
– Dzięki Bogu. – Aurora się rozluźniła. – Zaczynałaś
mi przypominać bohaterkę Sublokatorki.
– Znasz mnie przecież dobrze – upewniła siostrę.
Jednak znacznie później, już u siebie w domu, gdy wracała myślami do Outlaw i przypominała sobie, jak Luke patrzył na Vivi Ann, sama zaczęła się niepokoić.
Martwiła się o to, co pewnego dnia może zrobić.

Z jadalni Vivi Ann widziała podwórko, stajnię i padok. W różowym świetle poranka wszystko wyglądało miękko i trochę nierealnie. Wmawiała sobie, że tak jak co dzień nakrywa do stołu, że nie czeka przy oknie, ale gdy pokazał się Dallas, musiała przyznać, że się okłamuje. Z trudem przybierając obojętny wyraz twarzy, otworzyła
drzwi.
– Hej – powiedziała, wycierając ręce w różową ścierkę.
Po raz pierwszy miała zjeść z nim śniadanie, ale od razu zrozumiała, że popełnia błąd.
Uważaj, Vivi Ann.
– Zamierzasz cały ranek trzymać otwarte drzwi? – burknął ojciec za jej plecami.
– Wejdź, Dallas, usiądź – zaprosiła go do stołu.
Vivi Ann podała śniadanie i usiadła pomiędzy mężczyznami. Kiedy ojciec skończył modlitwę, zaczęli jeść. Przez większość swojego życia Vivi Ann jadała w milczeniu.
Ani ojciec, ani kowboje nie należeli do ludzi rozmownych, ale dziś rano działało jej to na nerwy. Wiedziała, że Dallas ją obserwuje, gdy powiedziała:
– Zbliżają się kolejne zawody w pętaniu wołów.
Trzeba rozesłać trochę ulotek.
– Mogę to zrobić – zaproponował Dallas. – Powiedz tylko, gdzie.
Skinęła głową.
– I ten przeciek w szopie...
– Wczoraj go naprawiłem.
Zaskoczona, spojrzała na niego.
– Nie napisałam tego.
– Przynajmniej zakładasz, że umiem czytać. To już coś.
Ojciec, słysząc ten komentarz, wydał jakiś dźwięk, jakby prychnął, ale nadal czytał swoją gazetę. Z trudem oderwała wzrok od Dallasa i spojrzała na ojca.
– Możesz pojechać dziś ze mną do Sequim?
– Jestem bardzo zajęty, Vivi – odparł ojciec, krojąc szynkę. – Sześć koni do podkucia. Ostatni aż na drodze do Quilcene. Wynalazłaś znowu jakiegoś konia potrzebującego
pomocy?
Skinęła głową.
– Ja mogę ci pomóc – wtrącił Dallas.
– Nie, dziękuję. Pomoże mi mój narzeczony.
– Jak chcesz.
Wstała i zaczęła zbierać naczynia. Zanim skończyła zmywać, obydwaj mężczyźni wyszli i dom opustoszał. Przez pięć godzin pracowała bez wytchnienia: udzielała
lekcji, trenowała klacz Jurikasów, projektowała ulotki reklamowe. O jedenastej trzydzieści wróciła do domu i przygotowała lunch, którego połowę zawinęła
i włożyła do koszyka piknikowego; drugą zaś, też zapakowaną, zostawiła na stole dla Dallasa. Następnie z żółtego kuchennego telefonu zadzwoniła do Luke’a.
Odebrał prawie natychmiast.
(…)

Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki