Na ulicach polała się krew. Zamieszki po zabójstwie George'a Floyda objęły już połowę Stanów

Bartosz Godziński
Sytuacja w Stanach Zjednoczonych jest coraz bardziej dramatyczna. I nie chodzi tylko o epidemię koronawirusa, ale ostrą reakcję społeczeństwa na śmierć czarnoskórego mężczyzny, George'a Floyda, który został uduszony przez policjanta podczas rutynowej interwencji. W ramach sprzeciwu wobec brutalności funkcjonariuszy Amerykanie wyszli na ulice.
Zamieszki po śmierci George'a Floyda objęły już połowę USA Fot. soomoabin / Twitter
Przypomnijmy, że w poniedziałek policjant zatrzymał na drodze 46-letniego George’a Floyda. Do sieci trafiło nagranie z interwencji. Widać na nim, jak policjant bezpardonowo przytrzymuje zatrzymanego, przyciskając mu kolanem szyję do podłoża. Nie reagował na jego błagalne krzyki, że nie może oddychać. Trwało to niemal 9 minut. W efekcie biały policjant zabił czarnoskórego mężczyznę.
Były już policjant z Minneapolis, który podczas interwencji kolanem dusił zatrzymanego Afroamerykanina, został aresztowany i usłyszał zarzuty. Derek Chauvin jest oskarżony o morderstw trzeciego stopnia i nieumyślne spowodowanie śmierci George'a Floyda. Dodajmy, że policjant zatrzymał czarnoskórego mężczyznę, ponieważ ten rzekomo użył podrobionego rachunku w sklepie spożywczym.
To kolejna w ostatnim czasie śmierć Afroamerykanina z rąk białych mężczyzn w USA. Na początku maja Ahmaud Arbery z Georgii został zastrzelony przed dwóch białych mężczyzn, ojca i syna, kiedy uprawiał jogging. Zabójstwo wstrząsnęło Ameryką, a uduszenie Floyda przelało czarę goryczy. Zamieszki w Stanach trwają już od kilku dni.

Wczoraj ekipa amerykańskiej telewizji CNN została zatrzymana w trakcie relacjonowania zamieszek na ulicach Minneaopolis. Wszystkich zakuto w kajdanki. – To, co sprawiło, że poczułem się nieco bardziej komfortowo, to fakt, że wszystko było filmowane i pokazywane w telewizji – mówił po wypuszczeniu reporter Omar Jimenez.
Najgorsza sytuacja jest w Minneaopolis, ale protesty rozlały się już na inne miasta i objęły połowę stanów USA. W Detroit z jednego z samochodów oddano strzały w kierunku manifestantów. "Jedną z kul trafiony został 19-letni mężczyzna, który zmarł w szpitalu" – podaje Tok.fm. Groźnie jest też pod Białym Domem. Protestują tam setki osób. Udało im się nawet sforsować bramy.
19-latek z Detroit nie jest jedyną ofiarą śmiertelną protestów. "W Oakland oddano strzały w kierunku oficerów Federalnej Służby Ochronnej, jeden z nich zmarł" – informuje strona "KiKŚ - Konflikty i katastrofy światowe". Na stronie CNN możemy przeczytać, że na ulicach Oakland protestuje 7,5 tysiąca osób.
W Houston zostało aresztowanych niemal 200 protestujących, w Minneapolis sytuacja jest tak poważna, że rozważana jest mobilizacja 1700 żołnierzy Gwardii Narodowej. Zatrzymania "dziesiątek" demonstrantów były też w Nowym Jorku, a także w Lincon w stanie Nebraska. Końca protestów i zamieszek na razie nie widać.