Mitsubishi, które naładujesz z domowego gniazdka. Ten wielki SUV sprawdzi się nawet w mieście

Łukasz Grzegorczyk
Kiedy Outlander PHEV wchodził na rynek, można go było określać mianem innowacyjnego auta. Trzy silniki: benzynowy oraz dwie jednostki elektryczne na przedniej i tylnej osi to zestaw, który robił wrażenie. Minęło parę lat, a Mitsubishi w końcu odświeżyło ten topowy model. Wiele zmian wyszło na plus, ale niektóre chyba nie mają sensu.
Mitsubishi Outlander PHEV nie rzuca się w oczy, chociaż to wielki hybrydowy SUV. W swojej kategorii pozostaje najpopularniejszy na świecie. Fot. naTemat
Mitsubishi dokonało pewnej motoryzacyjnej rewolucji. Outlander w wersji PHEV był pierwszym na świecie samochodem SUV z napędem hybrydowym z zasilaniem z gniazdka. Szybko podbił serca kierowców i w swojej kategorii pozostaje najpopularniejszy na świecie. W polskiej ofercie zadebiutował w styczniu 2014 r.
Fot. naTemat
Tyle z faktów historycznych, bo Outlandera PHEV w zasadzie przedstawiać nie trzeba. Muszę jednak przyznać, że to nie jest samochód, za którym obejrzałbym się na ulicy. Nie chodzi tu o to, że jest brzydki, ale po prostu on w ogóle nie rzuca się w oczy. Wyłowić go z miejskiej dżungli pełnej aut to trudna sztuka.

Sylwetka jest prosta i nie macie co szukać na niej odważnych wstawek czy sportowych akcentów. Z zewnątrz zmienił się jednak grill, przeprojektowano też zderzaki oraz lampy. Z przodu wyróżniają się głównie srebrne dodatki.
Fot. naTemat

Kiedy zająłem miejsce za kierownicą, zacząłem popadać ze skrajności w skrajność. Zachwyciłem się wygodnymi fotelami, które są mocnym punktem tego auta.
Fot. naTemat
Spodobała mi się też wielofunkcyjna kierownica, która mimo że jest naszpikowana przyciskami, pozwala w miarę sprawnie obsługiwać funkcje systemu.

A teraz trzy minusy, które w czasie jazdy nie dawały mi spokoju. Pierwszy to schowany za kierownicą przycisk, którym wybieramy, jakie dane widzimy przed oczami. Nie wiem, jak można było wpaść na pomysł, by go tam ulokować. Aż prosi się, by kontrolować to z poziomu kierownicy.
Fot. naTemat
Druga sprawa to wyświetlacz i cały system multimedialny, który jest toporny, jakby wyrwany z innej epoki. Pocieszeniem był fakt, że bez problemu działała funkcja Apple CarPlay. Trzecia sprawa to plastiki. Tu czepiam się głównie za jakość wykonania niektórych elementów. Nie wymagam skóry na siedzeniach, ale w samochodzie skonfigurowanym za ponad 200 tys. zł czułem niedosyt.
Fot. naTemat
Bardzo zaskoczył mnie za to bagażnik o pojemności 463 l. Stracił tylko 14 l przestrzeni względem odmiany spalinowej. Do tego jest praktyczny, bo można się spakować tak, by nic nie zaczęło "latać" w czasie jazdy.

Niemniej jednak Outlander PHEV to długi (prawie 4,7 m) i masywny (waży 1,8 tony) SUV, który może nie ujmuje – przynajmniej mnie – designem, ale kusi czymś zupełnie innym. Mowa oczywiście o napędzie. W nowym modelu pojawił się silnik benzynowy 2,4-litra o mocy 135 KM pracujący w obiegu Atkinsona. W teorii oznacza to, że można więcej z niego wycisnąć w zakresie średnich obrotów.
Fot. naTemat
Do tego mamy dwie jednostki elektryczne – z przodu o mocy 82 KM oraz mocniejszą z tyłu (95 KM). Taka konfiguracja to znak rozpoznawczy Mitsubishi. Dzięki temu Outlander PHEV może być autem z napędem na cztery koła, także w trybie w pełni elektrycznym.

Wyjaśnijmy, jak to wygląda w praktyce. Mitsubishi może poruszać się w trzech trybach jazdy, które załączają się automatycznie. Ten najbardziej "eko" to opcja w pełni elektryczna, kiedy energia jest czerpana wyłącznie z akumulatora. Zużycie paliwa i emisja spalin spadają do zera, jednak prędkość maksymalna wynosi 135 km/h.

Są jeszcze opcje hybrydy szeregowej lub równoległej. Wtedy napęd elektryczny jest tylko wspomagany silnikiem spalinowym albo odwrotnie.
Fot. naTemat
Z katalogu dowiecie się, że na samym prądzie można przejechać maksymalnie 45 km. Po tygodniu jazdy wiem, że te dane są lekko naciągnięte. Z naładowanym do pełna akumulatorem zrobiłem niecałe 40 km. Ładowanie do 100 proc. z domowego gniazdka zajęło około 6 godzin. To powinno wystarczyć wam na jeden dzień, kiedy udajecie się do pracy. Po drodze może nawet zajedziecie na zakupy.
Fot. naTemat

Warto zaznaczyć, że w przypadku szybkich miejskich ładowarek można doładować baterię do 80 proc. mocy w 25 minut. Jeśli wybierzecie się w trasę liczącą 100 km, załóżmy że uda wam się przejechać te katalogowe 45 km na prądzie. Pozostałe 55 km pokonacie na benzynie. W efekcie zużycie paliwa wyniesie nieco ponad 6 l.

Kiedy bateria się rozładuje, zawsze macie do dyspozycji jednostkę spalinową. Wtedy już nie będziecie "eko", spalanie podskoczy do prawie 9 litrów, ale dalej możecie podróżować.

Niestety, w Mitsubishi chyba za bardzo skupiono się na kwestiach związanych z napędem elektrycznym. W efekcie zamontowano trochę za mały zbiornik paliwa. 43 litry to całe nic, bo kiedy na trasie z Warszawy do Krakowa rozładowała mi się bateria, przy prędkości 130 km/h możliwy zasięg do przejechania spadał w zawrotnym tempie.
Fot. naTemat
Jazda Outlanderem PHEV przestawia jednak myślenie w głowie kierowcy. Mam podobne odczucia za każdym razem, kiedy przemieszczam się autami elektrycznymi lub hybrydami. Chodzi mi o świadomość, że mogę odzyskiwać energię, kiedy hamuję, albo zjeżdżam z górki. Dzięki temu bateria praktycznie nigdy nie jest pusta – zawsze zostaje chociaż 1 km do "elektrycznej jazdy" w zapasie.
Fot. naTemat
Zostawmy na chwilę kwestie zasilania. Outlander PHEV bardzo dobrze sprawdził mi się w dłuższej wycieczce po Polsce i wcale nie miałem odczucia, że jadę wielkim SUV-em. Testowe auto było wyposażone we wszystkie najpopularniejsze systemy bezpieczeństwa. Momentami były nadaktywne, ale ostatecznie działały bez zarzutu.

Zaskoczyła mnie ponadto zwrotność tego auta. W Krakowie wjechałem w zamkniętą, ale zatłoczoną ulicę, z której musiałem się wydostać. Kamera cofania, czujniki, parę ruchów kierownicą i było po sprawie. Wymiary auta nie sprawiły żadnego problemu.
Fot. naTemat
Jeśli chodzi o ceny, to mamy dość szeroki zakres. W najuboższej wersji za Outlandera PHEV trzeba zapłacić 175 990 zł. Ta najbardziej rozszerzona to koszt rzędu 210 tys. zł i w tym przypadku wybrałbym właśnie tą najdroższą. Głównie dlatego, że gwarantuje mi automatyczne światła, okno dachowe czy kamerę cofania.

No dobrze, ale dla kogo w ogóle jest Outlander PHEV? Moim zdaniem to samochód wręcz idealny dla rodziny mieszkającej w mieście. Na krótkich dystansach daje szansę na spore oszczędności. Z kolei w dłuższej trasie zapewni naprawdę komfortowe warunki wszystkim pasażerom.

Czytaj także: O takiego DS7 nic nie robiłem. To trzecia wersja, którą jeżdżę – i ta jest najlepsza

Mitsubishi Outlander PHEV na plus i minus:

+ Bardzo wygodne fotele
+ Zewnętrzna stylistyka jest prosta, ale z klasą
+ Przestronny i praktyczny bagażnik
- Mały zbiornik paliwa
- Spalanie przy rozładowanej baterii idzie mocno w górę
- Wykończenie niektórych elementów w środku

Fot. naTemat