Zakażeni turyści nad Bałtykiem. Wirusolog daje praktyczne rady, które zmniejszą ryzyko

Aneta Olender
– Jeśli można coś doradzać, to najlepiej byłoby jeździć tam, gdzie nikt nie jeździ – mówi dr hab. n. med. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Rozmówca naTemat rozwiewa wątpliwości dotyczące wypoczynku i podpowiada na co uważać, gdy planujemy wakacyjny wyjazd w czasie epidemii. Tym bardziej, że są już pierwsi turyści, którzy nad morzem zakazili się koronawirusem .
Zdiagnozowano pierwsze zakażenia wśród turystów, którzy spędzali czas nad morzem. Fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
Zapewne widział pan zdjęcia tłumów nad morzem. Co wtedy myśli wirusolog?

Mogę powiedzieć tylko tyle, myślę o tym, że będziemy mieli zwiększoną liczbę zachorowań. Istnieje niestety taka obawa

Ale nie chodzi o to, żeby teraz rezygnować z wypoczynku?

Absolutnie. Wypoczynek jest każdemu z nas potrzebny jak świeże powietrze. Należy jednak wszystko zaplanować racjonalnie i tak, żeby był on jak najbardziej bezpieczny.

Jeśli można coś doradzać, to najlepiej byłoby jeździć tam, gdzie nikt nie jeździ. W miejscach, gdzie jest dużo osób, jesteśmy szczególnie narażeni na zakażenia koronawirusem. Jeżeli jednak wybieramy się do typowo turystycznych miejscowości, to należy stosować zasady dystansu społecznego. W kolejce do budki z frytkami stańmy w odległości 2 metrów od siebie i nośmy maseczki.


Myjmy cały czas ręce, to nam nie zaszkodzi. Paradoksalnie w wyniku pandemii COVID-19 dosyć zauważalnie spadła liczba zakażeń spowodowanych przez tzw. choroby brudnych rąk.

Na plaży nie leżmy sobie wzajemnie na stopach. Nie jestem zwolennikiem polskiej instytucji, jaką jest parawan, ale w tej sytuacji może się okazać, że wykorzystanie go będzie jak najbardziej odpowiednie.

Część osób ma obawy dotyczące wyboru miejsca zakwaterowania. Na co należy zwracać uwagę?

Zdecydowanie należy unikać miejsc, gdzie akurat może być dużo ludzi. Jeśli więc mamy wybór między dużym hotelem a pensjonatem albo gospodarstwem agroturystycznym, wybierajmy gospodarstwo agroturystyczne lub pensjonat. Unikajmy hoteli.

Niektórzy zabierają ze sobą własną pościel, są też miejsca, które oferują zniżkę za nocleg, jeśli przyjedzie się z własną kołdrą. Czy w związku z tym korzystanie z tej hotelowej może być ryzykowne?

Nie, to jest ekstremalnie mało prawdopodobne, żeby wirus przeniósł się poprzez pościel. Nie wiadomo co należałoby z nią robić, żeby zakazić się koronawirusem. Ktoś musiałby na to celowo nakasłać, a później my musielibyśmy się w tej pościeli tarzać. Oczywiście przejaskrawiam sytuację, ale należy pamiętać, że mimo wszystko do ponad 95 proc. zakażeń SARS-CoV-2 dochodzi drogą kropelkową.

Kolejna kwestia, czyli podróż pociągiem. Okazuje się, że mimo ograniczeń są one przepełnione. Tu znowu ryzyko zakażeniem wzrasta?

W obecnej sytuacji najlepiej byłoby przemieszczać się po kraju środkami transportu indywidualnego. Podróż samochodem z rodziną, ewentualnie z bliskimi znajomymi, jest najlepszym rozwiązaniem. Wszędzie tam, gdzie mamy dużo ludzi, istnieje ryzyko, że będziemy mieli dużo zakażeń, więc byłbym mimo wszystko ostrożny.

Jednak i w pociągach, i w autobusach, należy zachować zdrowy rozsądek. Oczywiście dużo zależy od przewoźnika. Powinien on sprzedawać bilety na miejsca znajdujące się, w co drugim rzędzie.

W rzeczywistości różnie z tym bywa...

To prawda. Zdecydowanie jestem jednak zwolennikiem tego, żeby w przypadku jazdy środkami transportu zbiorowego przestrzegać wszelkich zasad, które obowiązują w miejscach użyteczności publicznej. Bezwzględnie nosimy maseczki. Jeśli jest możliwość, zachowujemy dystans 1,5 do 2 m.

To samo dotyczy restauracji, ale o ten dystans już nie tak łatwo.

Zawsze w takich sytuacjach doradzam zimną krew i zdrowy rozsądek. Wydaje mi się, że większość z nas ma na tyle donośny głos i jeszcze nieprzytępiony słuch, że możemy rozmawiać ze sobą, zachowując odległość 2 metrów, jednocześnie się nie przekrzykując. Nie musimy koniecznie padać sobie w objęcia. Oczywiście znowu przejaskrawiam, ale chodzi o to, że możemy bawić się dobrze, zachowując opanowanie.

Na co trzeba uważać najbardziej?

Wszędzie tam, gdzie krzyżują się ścieżki dużej liczby ludzi, są miejsca szczególnego zagrożenia. Mało prawdopodobne jest to, że zakazimy się koronawirusem, gdy akurat będziemy sami spacerowali na Monciaku. Jeśli jednak wepchniemy się w największy tłum na molo w Sopocie i przez przypadek będą tam ludzie kaszlący, a my nie będziemy mieli maseczki, to ryzyko infekcji jest dużo większe.

W tym roku, jeśli ktoś ma taką możliwość, należałoby wrócić do wczasów z poprzedniego systemu, czyli tzw. wczasów pod gruszą. Ewentualnie korzystać z oferty gospodarstw agroturystycznych i pensjonatów, tym samym pomagając polskiej kulejącej gospodarce.

Zamiast pojechać do Międzyzdrojów, proponuję pojechać np. na Pojezierze Kaszubskie, w Bory Tucholskie. Nie jedźmy tam, gdzie jeżdżą wszyscy. Jest tyle pięknych miejsc w Polsce, o których słyszało stosunkowo mało osób. Uczestniczymy w trochę bezmyślnej gonitwie do miejsc, które są znane, bo są modne. Świat nie kończy się na Stegnie, Krynicy Morskiej, czy na Juracie.

Tym bardziej że są już pierwsze doniesienie o turystach spędzających wakacje nad morzem, którzy zakazili się koronawirusem.

W tej chwili sytuacja epidemiczna wyraźnie wskazuje na to, że najwięcej zachorowań jest na Śląsku i w województwie mazowieckim, natomiast ogniska epidemiczne mogą się pojawiać. W związku z tym gorąca prośba do Polaków jest taka: Nie ułatwiajmy życia koronawirusowi i nie róbmy „koronawakacji”.

Jeśli planujemy urlop, dowiedzmy się, gdzie jest najbliższa placówka sanepidu, bądź też szpital z oddziałem obserwacyjno-zakaźnym. W przypadku złego samopoczucia pojedźmy do takiego miejsca, niech nas przebadają. Może nas przeklną, może odrzucą na triażu, ale w tym momencie lepiej być przezornym i zabezpieczonym. Jeżeli my się zakazimy - czego oczywiście nie życzę nikomu - to nie zakażajmy innych.

Bo epidemia jeszcze się nie skończyła.

Epidemia cały czas trwa. W Polsce współczynnik zapadalności oscyluje cały czas delikatnie powyżej jednego, a to oznacza, że liczba zakażonych, wolno bo wolno, ale cały czas przyrasta. Te przyrosty, biorąc pod uwagę ludność Polski, nie są dużym odsetkiem ludności. Jednak podkreślam, nie ułatwiajmy życia koronawirusowi, bo jesień może być gorsza. Zachowajmy dużo siły i dużo zdrowia.

Czytaj także: Tak będą wyglądać wakacje. Pojawili się zakażeni koronawirusem turyści – byli nad Bałtykiem...

Czytaj także: "Popełniono kolosalny błąd". Lekarz mówi o skutkach tego, że uwierzyliśmy w koniec epidemii