Generał Polko o spotkaniu Duda-Trump i wątku wojskowym: "Dużo było gestów, mało konkretów"

Daria Różańska
– Ważne jest, że utrzymujemy relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Natomiast wczorajsze spotkanie prezydentów Dudy i Trumpa nie przyniosło żądnych konkretów – ocenia generał Roman Polko.
Na kilka dni przed wyborami prezydent Andrzej Duda był w Waszyngtonie, gdzie spotkał się z prezydentem Donaldem Trumpem. Fot. Kancelaria Prezydenta
Jako generał jest pan zadowolony czy rozczarowany wczorajszymi ustaleniami Dudy i Trumpa?

Generał Roman Polko: – Na pewno plusem jest, że relacje ze Stanami Zjednoczonymi – zapoczątkowane jeszcze przed naszym wstąpieniem do NATO – są utrzymywane. I poszczególni prezydenci Polski o to zabiegają.

Trzeba podkreślić, że nie ma bezpiecznej Polski bez bezpiecznej Europy. Rzeczywiście sojusz ze Stanami Zjednoczonymi jest ważny, ale równie ważne jest budowanie własnych zdolności obronnych, własnego bezpieczeństwa. Nie jest tak, że jeżeli Amerykanie wycofają się z Niemiec i przyjadą na terytorium Polski, to będziemy bezpieczniejsi.


Wielu uważa, że prezydent Andrzej Duda wraca z Waszyngtonu z pustymi rękami i nie udało się ustalić nic. A jedynym namacalnym dowodem jego wizyty jest zdjęcie i wpis do księgi pamiątkowej. Sztandarowa obietnica Fort Trump legła w gruzach.

W przypadku Fort Trump nic się nie wydarzyło. Podtrzymywane są dobre relacje Polski ze Stanami Zjednoczonymi i politycy wszystkich opcji powinni to podkreślać. Przełomu nie było. Na pewno pozytywnym efektem tej wizyty jest to, że nawet dzisiaj minister obrony Niemiec podkreśla, że rzeczywiście prezydent Trump zwraca uwagę na kwestie bezpieczeństwa i wydatków na zbrojenia.

Może do polityków dotrze świadomość, że muszą budować nowoczesną Bundeswehrę, bo ona gwarantuje tak naprawdę bezpieczeństwo Europy. Co najmniej dziwne jest to, że 70 lat po II wojnie światowej minęło i ciągle bezpieczeństwa Europy pilnują głównie Stany Zjednoczone.

Co jest kluczowe – nie w kontrze do Niemiec budujemy własne bezpieczeństwo, ale w relacjach z Niemcami.

Jeżeli efektem tej wizyty będzie to, że jednak zainteresowanie Stanów Zjednoczonych Europą zostanie podtrzymane, to będzie pozytyw.

Trump zadeklarował, że będzie redukował wojska Stanów Zjednoczonych w Niemczech. Mówił, że niektórzy żołnierze "wrócą do domu, niektórzy zostaną przeniesieni w inne miejsca, a Polska będzie jednym z takich miejsc". Ale tu też bez konkretów.

Tak naprawdę, to żadnych konkretów nie było. Stany Zjednoczone od wielu lat redukują swoją obecność w Europie. Jeszcze kilkanaście lat temu to było 70 tys. żołnierzy, teraz jest 35 tys., będzie – 25 tys.

Na pewno pozytywem jest, że centrum dowodzenia w Stuttgardzie pozostaje, baza w Raimstein zostaje, obecność jądrowa pozostaje nie tylko w samych Niemczech, ale i w Holandii, Belgii i we Włoszech. To elementy, które stabilizują Europę.

Tragedią dla Europy byłoby wycofanie się Stanów Zjednoczonych. To oznaczałoby upadek NATO. W interesie Polski jest utrzymywanie silnego sojuszu NATO, który dzisiaj jest silny siłą Staną Zjednoczonych. Z tym w istocie trzeba coś zrobić.

Wracając do samej wizyty – nie była ona w żaden sposób przełomowa. Jest to podtrzymywanie dobrych relacji.

No i to element kampanii wyborczej. Duda spotkał się z Trumpem na chwilę przed wyborami prezydenckimi.

Dla prezydenta Dudy zapewne takie zdjęcie z Trumpem jest korzystne. Niektórzy zauważają, że tym razem prezydent Trump stoi, a prezydent Duda siedzi.

Ale tym razem Duda składa podpis w księdze pamiątkowej, a nie pod dokumentem o współpracy.

To prawda. Myślę, że także prezydent Trump chciał tego spotkania na użytek wewnętrzny, by pokazać, że jest światowym przywódcą, że utrzymuje relacje z Europą. Natomiast dużo było tam gestów, mało konkretów.

Jednak bez względu na to, który z kandydatów byłby zaproszony do Stanów Zjednoczonych, to myślę, że każdy przyjąłby zaproszenie. Utrzymywanie tych relacji jest dla polskiego bezpieczeństwa bardzo ważne, nie sądzę natomiast, by miało to wpływ na wynik wyborczy.

Prezydent Duda podczas konferencji w Waszyngtonie mówił: "Nie miałbym śmiałości mówić panu prezydentowi USA, gdzie należy wysłać żołnierzy amerykańskich”. To dyplomacja?

W dyplomatycznym języku to raczej inaczej powinno to zabrzmieć.

To znaczy?

Można było powiedzieć, że chcielibyśmy, aby Amerykanie utrzymywali stałą obecność w Europie, a Polska oferuje chociażby możliwość przyjęcia żołnierzy i czekają na nich stałe bazy, ale nie w kontrze do Niemiec.

Chodzi o to, by na flance wschodniej utrzymywać zdolności obronne, tym bardziej, że jest to także korzystne dla Stanów Zjednoczonych. Z bazy w Remsiein prowadzone były i są działania w Iraku, Afganistanie. Głowa państwa, która mówi, że nie miałaby śmiałości – nie brzmi najlepiej.

Jeśli żołnierze amerykańscy zostaną przeniesieni z Niemiec do Polski – jak to wpłynie na stosunki wojskowe i współpracę z Niemcami?

Ważne jest na każdym kroku podkreślanie tych relacji, zapraszanie Niemiec do współpracy. Bazy w Niemczech pozostaną, one były budowane przez wiele lat, wydano na nie wiele miliardów dolarów. A trudno taką infrastrukturę zbudować w ciągu kilku lat.

Nie powinniśmy też czekać na decyzję Stanów Zjednoczonych, tylko sami budować nowoczesną bazę, która byłaby w stanie przyjąć duże związki operacyjne, które na wypadek konfliktu zbrojnego, pomogłyby nam walce z zagrożeniem.


A czy robimy coś ponad to, że staramy się utrzymywać dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi?


Pewnie dla prezydenta Trumpa i administracji amerykańskiej byłoby bardziej przekonujące, gdyby rzeczywiście poligony w Polsce – w tym największy w Europie czyli drawski – posiadał infrastrukturę odpowiadającą armii XXI wieku. Jeśli coś takiego powstanie, to wówczas i Bundeswehra będzie do nas przyjeżdżać. Tam brakuje takich poligonów. Myślę, że to powinien być kierunek.

W dzisiejszych czasach nie ma bezpiecznej Polski bez bezpiecznych Niemiec. Politycy powinni to doskonale rozumieć i podkreślać na każdym kroku.

A jeśli Joe Biden wygra w listopadzie wybory prezydenckie w USA? Może zmienić decyzję o siłach USA w Polsce i nie wycofać żołnierzy z Niemiec?

Myślę, że takie negatywne decyzje nie zapadną. Tu nie chodzi o Polskę, ale bardziej o Europę. Myślę, że zostanie to podtrzymane, a może nawet nastąpi pewne przyspieszenie jeśli idzie o to, żeby w Polsce powstała dodatkowa baza.

Wyciągam ten wniosek na podstawie tego, że to przecież administracja Obamy podjęła decyzję o wzmocnieniu amerykańskiej obecności w Polsce. Trump to kontynuował. Nie tylko w interesie Polski i Europy, ale i Stanów Zjednoczonych jest to, by z takiego terytorium jak Polska czy Niemcy mieć wgląd, co się dzieje na Kremlu.

Co powinno być dla nas kluczowe, jeśli idzie o współpracę z Waszyngtonem?

Nasze działania nie powinny koncentrować się na misjach w Iraku, Afganistanie, ale na zainteresowaniu się całym obszarem NATO. Powinniśmy podtrzymywać relacje z Amerykanami na tym samym poziomie. Ale i dyplomatycznie zabiegać o to, by większy udział w ćwiczeniach i manewrach mieli nasi zachodni sąsiedzi. Te relacje są kluczowe.

Krótko mówiąc: Polska powinna być ogniwem, które cementuje NATO, a nie próbuje budować własne bezpieczeństwo w odseparowaniu od pozostałych członków sojuszu. Spór niemiecko-amerykański czy prezydenta Trumpa i kanclerz Merkel niech się toczy, natomiast Polska nie jest jego częścią.