W czwartek wyrok ws. wypadku Szydło. Wiemy, jakiej kary chce prokurator dla kierowcy seicento
Prokurator domaga się uznania Sebastiana Kościelnika, który w lutym 2017 roku zderzył się w Oświęcimiu fiatem seicento z rządową kolumną, za winnego. Chce kary roku ograniczenia wolności i prac społecznych w wymiarze 20 godzin miesięcznie. Obrona żąda z kolei uniewinnienia – podaje TVN24.
"To było bezczelne"
Z kolei podczas jawnej części mów sądowych głos zabrali prokurator oraz adwokat Sebastiana Kościelnika. Rafał Babiński, prokurator okręgowy z Krakowa, zwrócił się bezpośrednio do kierowcy seicento. Spytał, czy mężczyzna podziękował kierowcy rządowej limuzyny za "uratowanie życia" i czy przeprosił Beatę Szydło oraz prowadzącego samochód, którym podróżowała za to, że "doznali poważnego uszczerbku na zdrowiu".
Kościelnik zareagował na pytania prokuratora oburzeniem. – Było to po prostu bezczelne z jego strony – skomentował.
Jego obrońca Władysław Pociej przekonywał, że winę za wypadek ponoszą kierowcy BOR. – W moim przekonaniu Sebastian Kościelnik mógłby ponosić odpowiedzialność za to zdarzenie, gdyby mógł widzieć i słyszeć pojazdy uprzywilejowane – argumentował.
Wymienił też czynniki, które jego zdaniem wskazują na winę drugiej strony. – Jazda pod prąd, przekraczanie podwójnej ciągłej linii, wyprzedzanie na skrzyżowaniu, jazda z prędkością, która musi budzić zdumienie – wyliczał.
Czytaj także: Kuriozalna mowa końcowa prokuratora ws. wypadku Szydło. Przedstawił niebywałe oczekiwania
Nie zgodzili się na umorzenie
W lutym 2017 roku 21-letni wówczas Kościelnik skręcając zderzył się z jednym z samochodów rządowej kolumny, która wyprzedzała jego fiata seicento. W wyniku kolizji kierowca limuzyny wjechał w drzewo. On oraz Beata Szydło zostali poszkodowani.
Prokuratura wskazuje, że bezpośrednim sprawcą zdarzenia był Kościelnik, i zarzuca mu nieumyślne spowodowanie wypadku. W marcu 2018 roku prokuratura wystąpiła do sądu w Oświęcimiu o warunkowe umorzenie postępowania. Kierowcy seicento miał zostać wyznaczony rok okresu próby, mężczyzna miał też wpłacić 1,5 tysiąca złotych nawiązki.
Obrona nie zgodziła się na takie rozwiązanie i sprawa trafiła na rozprawę główną. Proces rozpoczął się w październiku 2018 roku. Przesłuchano kilkudziesięciu świadków – tylko jeden zeznał, że rządowy samochód miał włączone sygnały świetlne i dźwiękowe.
źródło: TVN24