Mr. Polska: "Dla statystycznego Holendra każdy Polak to agresywny kseno- i homofob, katolik-rasista"

Michał Jośko
Najpierw, działając pod pseudonimem MC Polski, zrobił wielką karierę w Holandii, stając się jedną z najjaśniejszych gwiazd tamtejszej sceny muzycznej. W ubiegłym roku zaczął podbój kraju nad Wisłą, czyli miejsca, w którym przyszedł na świat. Jeżeli sądzisz, że poznałeś Mr. Polska, słuchając jego zakręconych – wypełnionych seksem, alkoholem, narkotykami, dizajnerskimi ubraniami, biżuterią i hajsem – kawałków, jesteś w błędzie. Wyrzuć tę wiedzę do kosza i przeczytaj naprawdę szczerą rozmowę, w której Dominik Włodzimierz Czajka (a może Groot?) po raz pierwszy zdejmuje maskę, pokazując swoją prawdziwą twarz.
Mr. Polska Fot. Instagram.com/mrpolska
Halo, tu Polska.

Tutaj też Polska, tyle że nadająca z Holandii.

Zacznijmy od samego początku: urodziłeś jeszcze w PRL-u; mówiąc precyzyjniej – 20 lipca 1989 r., czyli dzień po tym, jak prezydentem został Wojciech Jaruzelski…

Wiesz, wyjechaliśmy z mamą, gdy miałem trzy lata, no a w holenderskich szkołach nie mówi się o historii Polski. Jakichś tam rzeczy dowiadywałem się od rodziny, zwłaszcza wtedy, gdy przyjeżdżałem do kraju na wakacje i ferie; dwa albo trzy razy w roku. Od kiedy pamiętam, naprawdę mocno interesowałem się polską kulturą i językiem, ale nie za bardzo wchodziłem w tematy polityczne.
Mr. PolskaFot. Facebook.com/MrPolskaMusic
Jak wygląda stan na dziś?


Z roku na rok czuję coraz większą więź z miejscem, które nazywam ojczyzną. Bo chociaż całe świadome życie przemieszkałem w Holandii, to nigdy nie poczułem się Holendrem. Kiedy zjawiam się w Polsce, myślę: "jestem w domu"! Dlatego super, że ostatnimi czasy – rozkręcając karierę raperską nad Wisłą – mogę bywać tam znacznie częściej, niż kiedyś.

Wcześniej, pojawiając się parę razy w roku, wydawało mi się, że nie mam prawa wypowiadać się na tematy społeczne i polityczne. Olewałem takie rzeczy, no i w efekcie nie wiedziałem nawet, jakie partie działają w tym kraju, nie kojarzyłem wszystkich najważniejszych polityków. Dziś jest inaczej – trzymam rękę na pulsie; wiem, kogo popieram, a z kim się nie zgadzam.

Masz polski paszport – brałeś udział w niedawnych wyborach prezydenckich?

Nie, tym razem niestety się nie udało. Ale daję słowo: na kolejne pójdę, na sto procent.
Zdradzisz, jak wygląda nasz kraj z perspektywy statystycznego Holendra?

To człowiek, który nie ma zielonego pojęcia, czym jest Polska. Zero! No, ewentualnie zaświta mu coś w stylu: "niebezpieczne, dzikie miejsce, w którym kiedyś panował komunizm, a dziś władzę sprawuje katolicka dyktatura".

Na głupich stereotypach opiera się też cała wiedza dotycząca Polaków – w oczach Holendrów to jacyś emigranci z zacofanego kraju, którzy zapierdalają tutaj naprawdę ciężko za małe pieniądze. No a gdy nie pracują, to chleją i kradną.

Wszystkiemu winne są media. Holenderska telewizja i najważniejsze portale internetowe niemal nigdy nie mówią o Polsce, a jeżeli już, to wyłącznie klimacie takim, jak po wspominanych wyborach – wszystko ograniczono do informacji w stylu: "wygrał Andrzej Duda, czyli radykał który nienawidzi gejów, aborcji, innych ras i Unii Europejskiej". Kropka.

Nikt nie przedstawia szerszego kontekstu, nie wspomina o tym, jak mocno podzielone jest to społeczeństwo i jak wielu Polaków chce zmian, większej otwartości i wolności, co było doskonale widoczne w wynikach tych wyborów. Przecież Duda wygrał ledwo ledwo!

To sygnał, że ten kraj idzie do przodu, że mentalność jego mieszkańców zmienia się naprawdę szybko. No ale tego tutejsze media nie zauważają. Efekt? Dla tego statystycznego Holendra absolutnie każdy Polak to agresywny kseno- i homofob, katolik-rasista.

Pogdybajmy: co musiałoby się zmienić, żebyś podjął decyzję o powrocie do kraju, w którym się urodziłeś? Większe swobody obywatelskie? Legalna marihuana?

Nie, nie skupiałbym się na takich rzeczach, wszystko zależałoby od kwestii bardziej osobistych. Widzisz, przeprowadzka do Polski utrudniłaby mi kontakty z sześcioletnią córką – urodziła się tutaj, jej matka jest Holenderką i nie ma szans, żebym mógł zabrać ją ze sobą. A więc taką decyzję mógłbym podjąć dopiero za ileś tam lat, gdy podrośnie…

Rzecz druga: pieniądze. W Holandii zarabiam ich znacznie więcej, no a przecież muszę dbać o najbliższych, zapewniać im odpowiedni poziom życia. Zobaczymy, jak będzie w przyszłości, bo przecież karierę w Polsce rozkręcam od niedawna.

Wszystko było zresztą wielkim zaskoczeniem – ot, w ubiegłym roku nagrałem kawałek z Malikiem Montaną ("Jagodzianki" – przyp. red.), który poniósł się znacznie lepiej, niż się spodziewaliśmy. Po nim były kolejne hity i… wszystko zaczęło kręcić się naprawdę szybko.

Świetnie, bo im starszy jestem, tym mocniej ciągnie mnie nad Wisłę, coraz chętniej wracam do moich korzeni. Czuję, że życie jest kołem – obraca się i przenosi mnie do punktu wyjścia. Dlatego cieszy mnie każdy pretekst do przyjazdu; czy to zawodowy, czy prywatny. Zwłaszcza, że za każdym razem widzę pozytywne zmiany.

Które cieszą najbardziej?

Jakiś czas temu nasze społeczeństwo było strasznie zakompleksione. Nawet jeżeli inni postrzegali nas coraz lepiej, my i tak nakręcaliśmy się na zasadzie: "i tak zawsze będziemy mieli złą reputację", "Zachód nigdy nie przestanie uważać, że ten kraj jest zacofany". Ale jeśli spojrzysz na dzisiejszą młodzież, nie zauważysz podobnego nastawienia.

Mentalność się zmieniła; te osoby nie żyją w przekonaniu, że Polska jest jakimś zadupiem, a w ich stylu życia muzyka albo potrawy ze wszystkich zakątków kuli ziemskiej są czymś zupełnie normalnym, nie egzotyką. Nie mają żadnych kompleksów i racja, bo nie wydaje mi się, aby polskie dzieciaki były mniej światowe od tych z Holandii, Niemiec lub Wielkiej Brytanii.
A czy ty kiedykolwiek czułeś kompleksy związane z pochodzeniem?

Na pewno byłem z tego powodu mocno skołowany i czułem, że nigdzie nie pasuję. Już od przedszkola wszystko wyglądało tak: zdecydowana większość rówieśników była podzielona na dwie grupy – rdzennych Holendrów oraz dzieciaki z rodzin marokańskich i tureckich. Dla pierwszych byłem tylko jakimś tam emigrantem, drudzy też nie traktowali mnie jako swojaka, no bo przecież jestem biały.

Inna sprawa, że nie dorastałem w domu, w którym się przelewało. Wiesz, dla mojej mamy, Małgorzaty Czajki, ten kraj nie okazał się jakiś rajem, w którym wszystko było piękne, idealne. Gdy przyjechaliśmy tu w roku 1992, wyszła za mąż za Holendra, który mnie usynowił i stąd do dziś mam w dokumentach nazwisko Groot. Jednak rozstali się po paru latach, no i musieliśmy sobie radzić sami. Nie było łatwo…

Wracając do tematu: naprawdę często nie wiedziałem, kim tak naprawdę jestem, gdzie jest moje miejsce na ziemi. Dopiero gdy dojrzałem, postawiłem na opcję najbardziej oczywistą: "kurczę, przecież zawsze czułem się Polakiem, a więc po co kombinować"?! To właśnie dlatego rozpoczynając karierę w rapie, stworzyłem ksywę Mr. Polska – był to sposób na zdefiniowanie siebie. Przed samym sobą i przed innymi.

Inna sprawa, że ciągle jestem niedopasowany. Wiesz – Holendrzy patrzą na mnie dziwnie, bo na każdym kroku podkreślam polskość, no a gdy przylatuję nad Wisłę, często traktuje się mnie jako Holendra mówiącego niezbyt idealną polszczyzną.
Takie tam sprzed lat, z mamąFot. Facebook.com/MrPolskaMusic
Na ile ważny jest dla ciebie ten język?

To coś cholernie istotnego, bo przecież "od zawsze" używam go w kontaktach z bliskimi; mamą, siostrą i resztą rodziny. Teraz mam jeszcze więcej okazji do treningu, bo 1,5 roku temu – po raz pierwszy w życiu – związałem się z Polką.

… no i niedawno wydałeś pierwszy polskojęzyczny album. Wcześniej nawijałeś głównie po holendersku i angielsku – jakie są główne różnice pomiędzy tymi językami z raperskiego punktu widzenia?

Dopiero nagrywając kawałki po polsku zacząłem zwracać uwagę na pewne niuanse. Ten język, porównując go z holenderskim, ma naprawdę ładne brzmienie. Jest też szybszy, bardziej płynny i plastyczny. Słowa znacznie lepiej kleją się do siebie.

Czym polski fan różni się od holenderskiego?

Ten pierwszy jest znacznie bardziej emocjonalny. Widać to np. po wiadomościach, które dostaję na Instagramie, choć jeszcze lepiej można to sobie uzmysłowić podczas koncertów. W Holandii zagrałem ich jakiś tysiąc i przyzwyczaiłem się do tego, że publika zachowuje chłodny dystans, nawet jeżeli twoja muzyka jara ją totalnie. Holendrzy boją się, że jeżeli okażą zbyt wielką ekscytację, przestaną być "cool".

Dlatego pierwsze występy w Polsce były szokiem – nagle zobaczyłem widownię, która idzie na żywioł, po prostu przeżywa na maksa to, co dzieje się na scenie. No i okazuje artyście miłość. Rewelacja! To daje ogromną wiarę w to, co robisz.
Mr. PolskaFot. Daniel J. Ashes/ Facebook.com/MrPolskaMusic
Skoro o wierze mowa – rozmawiam z człowiekiem, który przyszedł na świat w Toruniu, a więc nie mogę odmówić sobie pytania o…

… Radio Maryja? Rydzyka? Tak, tak, kojarzę. Cóż, jak przystało na kogoś urodzonego w tym mieście, jestem wierzący. Nie chodzę do kościoła, ale – podobnie jak ponad 90 procent Polaków – deklaruję się jako katolik. Jednak boli mnie to, jak mocno w Polsce powiązane są religia i polityka.

A takie połączenie zawsze jest czymś złym – nieważne, czy mówimy o islamie, czy chrześcijaństwie. Nigdy nie powinno być tak, że duchowni wpływają na decyzje polityków. Pierwszy przykład z brzegu: aborcja. Można ją potępiać albo popierać, ale jeżeli to księża decydują, czy może być legalna, mamy do czynienia z zacofaniem.

Czyli wolność totalna w iście holenderskim stylu?

O nie, w żadnym wypadku. W tym kraju panuje totalny luz, moim zdaniem wolność jest wręcz zbyt duża. Każdy może dosłownie wszystko – czy to powiedzieć, czy zrobić. Nie ma żadnych granic, autorytetów, a to moim zdaniem przesada. Rzucę jednym z przykładów: i tu, i tam młodzież nie lubi policji. Jednak w Polsce jest jeszcze jakiś tam respekt przed mundurem. W Holandii społeczeństwo ma na niego totalnie wywalone.

Zmierzając ku końcowi tej rozmowy…

… zaraz! Nie masz już do mnie żadnych pytań!?

Chodzi ci o to, że nie przerobiliśmy typowych wątków, które wielokrotnie poruszali inni polscy dziennikarze, rozmawiając z tobą?

O nie, nie o to mi chodziło – naprawdę cieszę się, że mogłem dziś odpowiadać na pytania, których wcześniej mi nie zadawano. Do tej pory dziennikarzom chodziło wyłącznie o mój rap, czyli coś, co jest tylko zabawowo-żartobliwną konwencją. A naprawdę chciałem pokazać, że bardzo poważnie interesuję się tym krajem i to nie tylko w kontekście: "jakich znam raperów z Polski"…
Mr. PolskaFot. Facebook.com/MrPolskaMusic
A więc zakończmy pytaniem następującym: w jaki sposób używasz swej popularności w Holandii, aby walczyć ze stereotypami, o których rozmawialiśmy wcześniej?

Od wielu lat wyjaśniam pewne rzeczy znajomym Holendrom, zdarzało mi się ich nawet zabierać do Polski. Widząc Warszawę, Kraków, Gdańsk albo nawet Toruń, byli w ciężkim szoku, że to nie jakiś Trzeci Świat, miejsce, którego należy się bać.

Ale to nie wszystko, opowiem ci o moim ulubionym numerze: jakieś sześć lat temu Geert Wilders, czyli ekstremalnie prawicowy polityk, nienawidzący muzułmanów i jakichkolwiek przyjezdnych, stworzył stronę internetową, na której Holendrzy mogli donosić na Polaków, którzy – w ich mniemaniu – zachowywali się nieodpowiednio, łamali prawo.

Wkurzyło mnie to i zacząłem myśleć, jak zareagować w moim stylu, czyli przewrotnie i z humorem. Wykonałem telefon do mojego menedżera, prosząc, żeby załatwił jakiegoś zajebistego speca od tworzenia stron WWW. No i po godzinie powstała witryna do złudzenia przypominająca tę, za którą stał Geert Wilders.

Na pierwszy rzut oka były nie do odróżnienia, różnica polegała na tym, że tutaj nie skarżyło się na Polaków – można było o nich napisać coś pozytywnego. Co zabawne, ta strona okazała się większym hitem, niż jej prawicowy oryginał. Internauci wchodzili na nią masowo, pisały o niej gazety, mówiła telewizja i radio. Ot, takie małe "fuck you" pod adresem tych, którzy dyskryminują moich rodaków.