"Ten nawóz może pani sobie wsadzić w d...". Grupy fanów roślin na Facebooku to ostatni krąg piekła

Ola Gersz
Nie, nie wszystkie grupy dla miłośników roślin doniczkowych na Facebooku to piekło. Niektóre są sympatyczne, konstruktywne i "bezhejtowe". Co nie zmienia faktu, że na niektórych możesz usłyszeć, że skoro nie umiesz dobrać dla swoich roślin prawidłowego podłoża, nie aplikujesz im regularnie odżywki i trzymasz swoją monsterę w zbyt słonecznym miejscu, to jesteś po prostu potworem. A przecież takie grupy są po to, by dzielić się radą i uczyć się roślinnej pielęgnacji, a nie lać się wzajemnie po głowie i robić z siebie zielonego króla.
Miłośnicy roślin doniczkowych też potrafią być wymagający Fot. Pexels / cottonbro
Kilka dni temu napisałam artykuł "Mam dość 'kocich faszystów'. Dołączyłam do grupy kociarzy na Facebooku, to było piekło". Tekst poniósł się echem w internecie i wywołał zażartą dyskusję: niektórzy pisali, że piszę bzdury, inni – większość – przyznawali mi rację. Bo kompleksowa opieka nad kotem – tak, ale hejt i traktowanie swojej opinii jako prawdy objawionej – nie.

W komentarzach pod tekstem okazało się, że grupy dla kociarzy i psiarzy to wcale nie jedyne miejsce na Facebooku, w którym można niekiedy dostać białej gorączki. Awantury wybuchają na grupach o: rybkach, szczurach, meblach, nawet... sałatkach. Najbardziej zaintrygowały mnie jednak grupy na Facebooku o roślinach doniczkowych. I to właśnie na tych grupach postanowiłam dzisiaj się skupić. Dlaczego? Bo a) jestem początkującą roślinomaniaczką (w swoim malutkim mieszkaniu mam koło 30 roślin i poprzestać na nich nie zamierzam), b) sama do niektórych takich grup należę i poczyniłam kilka intrygujących obserwacji, c) kogoś może to rozbawić, ale to "najprawdziwsza prawda" – "roślinni faszyści" istnieją.


Grupy o roślinach doniczkowych na Facebooku istnieją

Na początek najważniejsze: nie wszystkie grupy dla miłośników roślin doniczkowych na Facebooku są koszmarne. Oczywiście, że nie. Kilka takich społeczności, do których należę jest przemiłych: sympatyczni ludzie, konstruktywne rady, chęć pomocy. Są jednak również takie, w których można dostać kompleksów i nerwicy podczas czytania komentarzy pod poszczególnymi postami.

Nie wiem wszystkiego o roślinach, cały czas się uczę. I chcę się uczyć. W końcu po to człowiek dołącza do facebookowej grupy dla hobbystów – żeby czerpać wiedzę i rady od bardziej doświadczonej społeczności. Są jednak osoby, które zachowują się, jakby w temacie roślin wiedziały już wszystko. Uważają się za guru, a swoje słowo traktują, jak coś świętego i niepodważalnego.

Za co można "dostać burę" na takich grupach od wyżej opisanych osób? Na przykład za to, że dobrałeś złą ziemię do swoich roślin albo nieprawidłowo dopasowałeś nawóz. Za to, że nieregularnie swoje "doniczkowce" nawozisz albo – niech cię ręka boska broni! – w ogóle tego nie robisz. Za zbyt twardą wodę do podlewania, za ciasną lub za szeroką doniczkę czy złe miejsce dla swojego pieniążka, kalatei czy fikusa. Słowem: za wszystko. Co spotyka się z największym gniewem miłośników roślin? Użycie słowa "kwiatek" zamiast "roślina". Oczywiście, to dość spora różnica, a stojąca w naszym salonie monstera dziurawa kwiatem nie jest. Jednak tak mówią nasze mamy, babcie i niektóre panie w kwiaciarniach, tak się utarło i nie każdy wie, że kolekcjonuje roślinki, a nie kwiatki. Tylko przecież w takim przypadku wystarczy po prostu zaakcentować różnicę i człowieka uświadomić, a nie wyzywać go od ignoranta i załamywać (wirtualne) ręce.

Wiele razy spotkałam się też z "miażdżeniem" członka grupy, który pomylił nazwę rośliny. Ktoś nie znał różnicy między kaktusem i sukulentem, ktoś inny nie miał pojęcia, jak brzmi prawidłowa nazwa "języka teściowej". I już: hejt, wyzywanie, oburzenie. Głównie tych ludzi, którzy używają tylko łacińskich nazw roślin i sądzą, że każdy człowiek posiada taki zasób wiedzy, jak oni. A przecież oni też kiedyś zaczynali. Nie sądzę, żeby dziecko przychodziło na świat z kompletną wiedzą o pielęgnacji trzykrotki.

Bitwa o nawozy do roślin

Moja znajoma, Sylwia, jest roślinomaniaczką. Ma w mieszkaniu koło 60 doniczek, w wolnym czasie przesadza, nawozi, przycina. Ale na grupach o roślinach na Facebooku już jej nie znajdziesz – wypisała się z nich jakiś czas temu. Oprócz jednej, jak mówi, normalnej.

– To było nie na moje nerwy. Posiadam dużą wiedzą o roślinach, bo zdobywałam ją przed lata: z książek, blogów, filmów na YouTubie, doświadczonych ludzi. Nie będę się teraz mądrzyć, bo jestem taka zajebista. A lwia części członków tych grup tak się zachowuje. Pamiętam, jak ktoś wstawił kiedyś zdjęcie swojej zmarnowanej begonii. Prosił o rady, pytał, co robi nie tak. Zamiast konstruktywnych rad usłyszał od niektórych, że niektórzy po prostu nie powinni mieć roślin, nawet kaktusów. Bo nawet podlać rośliny nie umieją. A ten człowiek prosił tylko o doradzenie – mówi Sylwia. I opowiada, jak kiedyś wywiązała się bitwa o nawozy. – Jeden mówił, że ten będzie lepszy, a ten, że inny. Serio, to była kłótnia o... NAWOZY. A jeśli ktoś nie wie, rynek nawozów i odżywek jest naprawdę szeroki, można znaleźć specyfik dla niemal każdego gatunku roślin. Tamci ludzie byli przekonani, że tylko ich wybór jest jedyny słuszny. Pojawiły się tam komentarze w stylu, cytuję: "Ten nawóz może sobie pani wsadzić w d...", "Nie masz mózgu", "Sama się nawoź, dobrze ci to zrobi". Cyrk na kółkach.

"Burzogenne" jest również proszenie o sadzonki poszczególnych gatunków roślin. Na niektórych grupach można je wymieniać, na innych sprzedawać. Najostrzej bywa jednak wtedy, gdy osoba prosi o sadzonkę rośliny kolekcjonerskiej, czyli takiej, która jest trudno dostępna i swoje kosztuje. Po kilku minutach od pojawienia się takiej prośby zaczynają wpływać komentarze: "hahaha, powodzenia", "chyba ci na mózg poszło", "serio, masz czelność o to pytać, te rośliny chodzą za kilkaset złotych", i tak dalej, i tak dalej.

– Problematyczne są również koty. Jeśli nieopatrznie wstawisz zdjęcie kota i trującej rośliny, od razu usłyszysz, że zabijesz kota, że masz natychmiast oddać roślinę, że jesteś nieodpowiedzialny. Argumenty, że roślina jest poza zasięgiem kota, że to tylko do zdjęcia, na nic się nie zdadzą. Są rośliny trujące dla kotów i trzeba uważać, ale naprawdę każdy ma swój rozum. Nie trzeba od razu urządzać linczu na Fejsbuczku – denerwuje się Sylwia.

Złote zasady roślinomaniaka

W komentarzach pod artykułem o toksycznych grupach o psach i kotach, niektórzy zarzucili mi, że mam za nic rady, że wyśmiewam prawidłowe zasady opieki, że jestem ignorantką. Nic z tych rzeczy: chodziło mi jedynie o to, w jaki sposób te uwagi i "rady" są kierowane.

Podobnie jest też w przypadku grup o roślinach doniczkowych. Każdy roślinomaniak prędzej czy później dowie się, co robić, a czego nie robić. Zrozumie, że bez światła jego roślina umrze, że bez nawozu zmarnieje, że lepiej nie stawiać sukulentów w zacienionym miejscu. To wiedza, którą się zdobywa, na przykład na grupach na Facebooku.

Dlatego drodzy członkowie takich grup: po prostu tą wiedzą się dzielcie. Nie hejtujcie, nie oceniajcie, nie "bijcie". Doradzajcie i bądźcie mili. Życzliwość naprawdę jest w cenie.