Maseczka to nowa krótka spódniczka. Kobiety pewnie wiedzą, o czym mówię [FELIETON]

Zuzanna Tomaszewicz
Noszenie maseczek jest niby upierdliwe, ale w obliczu koronawirusa konieczne. Przez krótki czas cieszyłam się, że dzięki masce mogę nawet na chwilę stać się dla kogoś anonimowa. Bo raz poszłam do sklepu bez makijażu, a drugi raz na ulicy nie rozpoznała mnie koleżanka i nie musiałam prowadzić z nią zbędnego small talku. Ot, błahe sprawy. Myślałam przez moment, że jest coś ekscytującego w tej nikomu nierobiącej krzywdy anonimowości. Do czasu, kiedy pojechałam w godzinach porannych do pracy.
Noszecznie maseczki ochronnej a uliczne molestowanie w dobie koronawirusa. Fot. 123rf
Wiadomo, jest lato, więc wagony metra świecą względnymi pustkami (zwłaszcza przed godz. 6), a ludzie nie ubierają się na cebulkę. Usiadłam więc zamaskowana na jednym z wielu wolnych miejsc. Na kolejnej stacji na przeciwko mnie rozsiadł się pewien mężczyzna. Również w maseczce.

Potem przyłapałam owego mężczyznę na patrzeniu się na mój dekolt. Na patrzeniu - nie na przypadkowym zerkaniu. Nie ukrywam - była to dla mnie niekomfortowa sytuacja, zwłaszcza, że moje uwagi słowne nie powstrzymały go przed dalszym "gapieniem się". Raz patrzył mi w oczy, raz na piersi. Jego wzrok nie był obojętny. Co więcej, w przedziale metra byliśmy tylko my.


Załóżmy więc, że mężczyzna ten nie miałby na sobie maseczki. Po zwróceniu mu uwagi raczej szybko poprawiłby swoje zachowanie. Ale w tej sytuacji był anonimowy, a przez to, że "nie miał twarzy", pozwalał sobie na więcej. W tym przypadku cicho zjadał mnie wzrokiem, przez co czułam się jakbym nie była osobą, a kawałkiem mięsa.

Zauważyłam również (zresztą nie tylko ja), że w dobie koronawirusa mężczyźni chętniej zaczepiają inne kobiety. A to puszczanie oczka, a to komentowanie na głos czyjegoś wyglądu i zwracanie się do dziewczyn per "lala". Tak, też przez to przeszłam.

"Hej mała, gdzie idziesz" – słyszała Cat Bowen, 37-letnia pisarka z Brooklynu, która w rozmowie z NBC News przyznała, że w czasie epidemii nieraz była ulicznie molestowana (i tak, miała na sobie maseczkę). Tym samym poruszyła ona kwestię tzw. catcallingu (tłum. wygwizdywania), czyli seksistowskich tekstów, które mężczyźni wykrzykują pod adresem kobiet na ulicy. Nie jest to więc problem odosobniony.

Jakby tego było mało, po wpisaniu na Twitterze frazy "mask" lub "catcalling", wyświetli nam się sporo wpisów kobiet, które doświadczyły molestowania w czasie epidemii.

"To frustrujące, gdy wiesz, że nawet jeśli nosisz maskę, mężczyźni nadal będą się na ciebie gapić i robić niepotrzebne uwagi. Ha, polowanie w biały dzień podczas pandemii wciąż ma się dobrze i nadal żyje" – napisała jedna internautka.

– Seksualizacja kobiety lub dziewczyny w miejscu publicznym poprzez molestowanie uliczne zamienia ją w "obiekt do konsumpcji". Oznacza to, że zostaje pozbawiona pełnego człowieczeństwa i zamiast tego zredukowana do zwykłej fizycznej lub seksualnej rzeczy, której celem jest przyjemność mężczyzn – wyjaśnia psycholog Jennifer M. Gómez z Wayne State University. Brzmi niepokojąco? A jednak, taka jest rzeczywistość kobiet.

Z raportu Fundacji STER z 2017 roku wynika, że 87 proc. kobiet przynajmniej raz w życiu doświadczyło na własnej skórze jakiejś formy molestowania seksualnego. "Dane mówią same za siebie" – czytamy.

Bez maski czy z maską, kobiety nadal są prześladowane przez mężczyzn, którzy (najpewniej) nawet nie widzą niczego złego w swoim zachowaniu. Maseczki ochronne są dla osób nękających pretekstem do tego, aby anonimowo i "bezkarnie" móc wprawiać innych ludzi w zakłopotanie.

Parę razy zdarzyło mi się zrezygnować z założenia krótkiej spódniczki, bo obawiałam się, że padnę ofiarą obleśnych komentarzy i wulgarnych spojrzeń. Teraz zrozumiałam, że problemem nie jest ani mój ubiór, ani moja maseczka.

Czytaj także: Ta historia jest wstrząsająca. Kobieta do dziś leczy się z traumy po poniżającym przesłuchaniu