Yamaha R3 – na początek i nie tylko. Ta "szlifierka" ma szansę spodobać się właściwie każdemu

Paweł Kalisz
Dla jednych bez litra nie ma jazdy, i nie chodzi tu bynajmniej o alkohol, tylko pojemność silnika. Tymczasem okazuje się, że do sprawnego wyprzedzania na drogach krajowych lub ścigania na torze wcale nie potrzeba wielkiego stada koni mechanicznych. Yamaha modelem R3 udowadnia, że do sportu wystarczy fajnie opakowany silnik 300 ccm.
Yamaha R3 może być świetnym jednośladem na początku zabawy w ściganie się na motocyklach. Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Najprościej powiedzieć, że nie lubi się "szlifierek" i na tym zakończyć test, zanim się go na dobre zacznie. Motocykle sportowe są bowiem szczególnym typem jednośladów, który nigdy nie budził we mnie zbyt wielu pozytywnych emocji. Głośne to jakieś i niewygodne na dłuższych trasach – myślałem. I w zasadzie zdania nie zmieniam, choć w przypadku testu tego ścigacza powiedzieć, że się źle bawiłem, byłoby oszustwem. Yamaha R3 to niezły pomysł na to, żeby wejść do świata motocyklowego sportu.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Patrząc na R3 łatwo ją pomylić z większymi i mocniejszymi "sześćsetkami" czy nawet R1. Motocykl jest dość duży, plastiki i malowanie nawiązują kształtem i kolorem do większych sióstr. W zasadzie to, co już na pierwszy rzut oka odróżnia "trzysetkę", to pojedyncza tarcza hamulcowa z przodu. Inna rzecz, że podwójna nie ma w tej konstrukcji racji bytu, gdyż już jedna tarcza wystarcza, by skutecznie wyhamować motocykl. Dwie byłyby przerostem formy nad treścią i niepotrzebnym mnożeniem kilogramów. Tymczasem w tej klasie, podobnie zresztą jak w każdym motocyklu sportowym, czasem każdy gram może mieć znaczenie.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Mały ścigacz Yamahy może się podobać. Dwie przednie lampy o bardzo agresywnych kształtach umieszczone po bokach wlotu powietrza to niemalże kwintesencja wyglądu sportowych maszyn, zgodna z najnowszymi trendami. Owiewki nie pozostawiają wątpliwości, że to maszyna o sportowym zacięciu, podobnie nisko umieszczona i wąska kierownica sportowa. Na wysokości szyby po obu jej stronach umieszczono lusterka, w których o dziwo widać coś więcej niż tylko łokcie kierowcy. I dobrze, szczególnie z lewego często się korzysta podczas wyprzedzania innych pojazdów.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Za szybą kryje się ciekłokrystaliczny wyświetlacz i to jest ten element, który najmniej mi się podoba. Niby pokazuje wszystkie najważniejsze informacje łącznię z tą, jaki bieg mamy aktualnie "zapięty", ale w czasach coraz powszechniejszych wyświetlaczy TFT, ten wygląda jakby wzięty z magazynu staroci. Całe szczęście, że to jedyny element, który nie bardzo pasuje do wizerunku nowoczesnej maszyny. Reszta R3 może się podobać, zarówno imitacja włókna węglowego na boczkach pod siodłem, jak i lekki optycznie "zadupek", pod którym kryje się ledowa lampa i mocowanie tablicy rejestracyjnej.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Yamaha R3 jest bliską krewną testowanej wcześniej i bardzo lubianej przeze mnie MT-03. Motocykle dzielą ze sobą wiele elementów, jak wspomniany układ hamulcowy czy silnik. Jednocześnie wygląd mają zupełnie różny. MT-03 to klasyczny miejski naked, trochę dziki, trochę futurystyczny, za sprawą lampy przywodzącym na myśl jakiegoś Transformera. R3 to motocykl sportowy, obudowany plastikami, które – przynajmniej w teorii – mają sprawić, że ścigacz będzie jeździł szybciej niż "golas".
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Czy tak jest w istocie? Zapewne. Nie miałem niestety możliwości bezpośredniego porównania jednej i drugiej maszyny, ale odniosłem wrażenie, że R3 jakby lepiej się zbiera i szybciej dobija do setki. A może po prostu podświadomie wyżej kręciłem silnik? Ten zresztą zachęca wręcz do takiego działania, jazda na wysokich obrotach jest tym, co na motocyklach sportowych daje przyjemność z jazdy. Wyprzedzanie samochodów jadących zgodnie z przepisami na drogach krajowych na R3 jest łatwizną.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Z pewnością natomiast przy większych prędkościach lepiej podróżuje się na R3 niż na MT-03. Owiewki robią swoją robotę i powyżej 100 km/h pęd powietrza nie próbuje nas zrzucić z siodła. Jedynie głowa jest narażona na nieprzyjemne podmuch, ale ja mam trochę powyżej 180 cm wzrostu i jakbym się nie składał za szybą R3, zawsze część kasku wystawała powyżej. Niżsi kierowcy nie będą mieli tego problemu.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Jeśli chodzi o pozycję kierowcy, jest w miarę wygodnie. To aż dziwne, bo zawsze myślałem, że na "sportach" człowiek zgina się w scyzoryk i po 10 km ma już dość. Ja na R3 przejeżdżałem jednorazowo 100 km, ale to był kres moich możliwości. Może być tak, że jestem do niego za duży, a może po prostu za stary i za mało wygimnastykowany. Niemniej te 100 km na jednym przelocie całkiem mile wspominam.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Wszystko za sprawą dobrze dobranej wysokości podnóżków, siodła i odległości do kierownicy. Te trzy elementy niejako wymuszają sportową pozycję i człowiek nie ma potrzeby się zastanawiać, jak usiąść, tylko elegancko wpasowuje się w motocykl. Potem pozostaje już tylko odkręcać manetkę i zmieniać biegi. Po kilkudziesięciu kilometrach spędzonych w takiej pozycji zaczyna się czuć pewien dyskomfort, ale powiedzmy sobie szczerze – "sporty" nie są stworzone do dalekiej turystyki.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Kolejne biegi wchodzą bez żadnego problemu. Skrzyniom Yamahy warto by poświęcić osobny tekst, naprawdę zasługują na to. Nigdy nie ma wątpliwości, czy bieg "wszedł", nic nie "wypada" podczas jazdy, nie zgrzyta, nie stuka i nie trzeszczy. Zmiana w górę czy redukcja to naprawdę sama przyjemność. Jedno, do czego można mieć odrobinę zastrzeżeń, to niezbyt ładna seryjna klamka sprzęgła, to jednak nie jest wielkim kłopotem. Komu długa klamka wyda się niefajna, zawsze może zamontować akcesoryjną.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Podobnie zresztą można zrobić z tłumikiem. Fabryczny generuje ciekawy dźwięk, mrukliwy, żeby nie powiedzieć basowy", ale... Żeby spełniać normy EURO w obecnych czasach fabryczne motocykle zostały bardzo "ucywilizowane". Ma to oczywiście sens, im pojazdy ciszej jeżdżą, tym ludzie w miastach są szczęśliwsi, jednak są takie miejsca na świecie, gdzie hałas silników jest nie tyle mile widziany, co wręcz pożądany. Takim miejscem są tory wyścigowe.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
To miejsce zdaje się być wymarzonym do jazdy R3. Motocykl ma w sobie dość ognia, żeby można było się pobawić w "start-stop" i szybkie pokonywanie zakrętów. R3 jest lekka i bardzo zwinna, ciasne winkle nie stanowią dla niej wielkiego wyzwania. Przechodzenie z zakrętu w zakręt, szybka zmiana kierunków to jest to, co R3 lubi najbardziej. Przyśpieszenia też, ale już trochę mniej. 300 ccm to jednak nie jest i nigdy nie będzie ryczący potwór, wystarcza do sprawnego przyśpieszenia w zakresie od 0 do 100 km/h, a prędkość maksymalna to około 150-160 km/h, z czego te 160 to raczej pod lekkim kierowcą albo na bardzo długiej prostej. Na małych torach wyścigowych, jak choćby tor Modlin pod Warszawą, takich prędkości na R3 się nie osiągnie. Ale zabawa i tak jest przednia.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Dla kogo jest ten motocykl? Frajdę znajdą na nim przede wszyscy miłośnicy sportowych jednośladów, szczególnie ci, którzy posiadają prawo jazdy kategorii A2. Dla nich to świetny sprzęt na start przygody z wyścigami. Dla bardziej doświadczonych motocyklistów R3 też będzie stanowić świetną alternatywę dla większych, cięższych i przede wszystkim droższych w eksploatacji "sześćsetek" czy "litrów". Jakby nie liczyć, R3 przy najostrzejszej jeździe pali około 4 litrów benzyny, przy w miarę spokojnej (tylko po co?) da się zejść do 3 litrów. Konia z rzędem, kto takie spalanie uzyska na sportowych motocyklach z dwa czy trzy razy większym silnikiem.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Yamaha R3 może też być fajnym pojazdem dla kobiet. Jest duży, wygląda poważnie, ale jednocześnie kanapa nie jest szczególnie wysoko, dzięki czemu nie będzie problemów z dosięgnięciem stopami do asfaltu. Panie powinny polubić ten motocykl, bo jest lekki oraz łatwy i przyjemny w prowadzeniu.
Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Motocykl jest świetnie wykonany. spasowanie plastików czy jakość użytych materiałów nie pozostawia wiele do życzenia. Tym samym w swojej klasie może stanowić łakomy kąsek i przy odsprzedaży, poda warunkiem, że nie miał żadnych przykrych przygód, powinien trzymać wartość. Oczywiście każdy powinien sam ocenić, czy warto kupić "sporta", ale powiem tak – mnie, choć jestem fanem turystyki motocyklowej i jazdy zupełnie innej klasy maszynami, odrobina szaleństwa na R3 naprawdę się spodobała.