Szukasz "brudnego" kryminału, który jesienią dostarczy ci emocji? Łap "Bez reszty"

Alicja Cembrowska
Kłęby dymu papierosowego, opary alkoholu (i absurdu), pierwsze filmy amerykańskie, nowe, jeszcze mało znane w postradzieckim kraju narkotyki. Ten ciężki klimat. Klimat początków lat dziewięćdziesiątych. I pierwsze oddechy teoretycznie wolnej już, jednak nadal tkwiącej w sidłach układów, Polski. To właśnie tam przeniesie was najnowsza książka Wojtka Miłoszewskiego "Bez reszty". Gotowi?
Fot. materiały prasowe
"Bez reszty" to piąta książka coraz popularniejszego autora. Po sukcesie "Kastora" fani czekali na dalsze losy komisarza Grudzińskiego, jednak jak podkreśla autor, książki powiązane są bardzo luźno: "Właściwie obie powieści łączy tylko główna postać komisarza Kastora Grudzińskiego, który pracuje w krakowskiej komendzie wojewódzkiej. Nie ma potrzeby sięgania po pierwszy tom, by móc, mam nadzieję, cieszyć się lekturą".

Szalone lata


"Bez reszty" przenosi nas do lat 90. Trzeba przyznać, że dodaje to smaczku – współczesne kino i literatura przyzwyczaiły nas do wykorzystywania przez policję i inne służby najnowszych technologii, co daje poczucie, że zbrodnia idealna nie istnieje, a przy pomocy komputerów mundurowi są w stanie zweryfikować wszystko. I to w tempie błyskawicznym.


W innych realiach funkcjonuje Kastor Grudziński, który nawet jeszcze nie marzy o telefonie komórkowym. Dla niego szczytem oczekiwań jest sprawny samochód. Codziennością mężczyzny są podpici koledzy z pracy, braki kadrowe, zacofanie mentalne przełożonych i pensja, której daleko do akceptowalnej stawki. Mimo wszystko nie brakuje mu jednak poczucia misji i sprawiedliwości.

– Uważam, że Polska tamtych czasów, przechodząca transformację gospodarczo-ustrojową, była bardzo ciekawym miejscem, co wpływa dodatkowo na atrakcyjność fabuły – mówi autor, Wojtek Miłoszewski i trudno się z nim nie zgodzić. Daleka jestem od romantyzowania czasów, gdy sklepowe półki dopiero powolutku się zapełniały, a propagandowe programy robiły miejsce zachodnim produkcjom, jednak muszę przyznać, że czytanie o czasach, których nie pamiętam, a znam jedynie z opowieści i lekcji historii, było szalenie intrygujące.

Miłoszewski skupia się na detalach i przemyca do fabuły drobne smaczki, które podbijają zmagania głównego bohatera – opisuje Kraków lat 90., smrodliwe bramy, zaniedbany komisariat, przywołuje popularny w tamtych czasach mit miejski o porwaniach ludzi "na narządy", w usta swojego bohatera wkłada słowa piosenek Cutting Crew (spróbujcie teraz nie zanucić na przykład "I Just Died In Your Arms"), a także wyraźnie pokazuje, że jednym z większych problemów społecznych był alkoholizm (raczej bagatelizowany) i coraz popularniejsze narkotyki – w "Bez reszty" miastem zaczyna rządzić używka jeszcze nieznana, brudna, której działanie nadal pozostaje tajemnicze – amfetamina.

Męski świat wewnętrzny


Ogromnym plusem jest również pokazanie rozbicia Kastora. To nie jest ikoniczny twardy facet. Owszem, żyje w latach, w których mocno akcentowana była "męskość" (obecnie pojawiająca się często ze słowem "toksyczna", taka na pokaz, trochę bez sensu i niebezpieczna), jest policjantem i tak, to odważny facet z zasadami.

Trudno mu przyznać się do słabości, jednak Miłoszewski mu ich nie odbiera. Daje swojemu bohaterowi przestrzeń na dołki, załamania i żal za źle podjęte decyzje. Pokazuje również, że kocha i wiele zrobi, by chronić kobietę, na której mu zależy. Subtelnie przemycane opisy stanów Kastora układają się w obraz mężczyzny, który jak każdy z nas próbuje pogodzić życie zawodowe z prywatnym.

I który jest mimo wszystko zagubiony w nowej, kształtującej się dopiero rzeczywistości postradzieckiej, w której coraz bardziej odczuwalne są wpływy zachodnie. Kastor "miał coraz większe wątpliwości odnośnie tego całego kapitalizmu", bo "w amerykańskich filmach wszystko wyglądało inaczej".

D(r)eszcz emocji


"Bez reszty" to zatem pozycja, która spodoba się nie tylko fanom kryminałów, policyjnych śledztw, morderstw i strzelanin na kartkach książek. Autor intryguje słowami i tak prowadzi narrację, że z zaciekawieniem śledzimy samą akcję, ale również wchodzimy w świat wewnętrzny Kastora – mamy okazję poznać emocje, które towarzyszą mu nie tylko w związku z pracą, ale również życiem osobistym, lepiej go rozumiemy, a w konsekwencji – kibicujemy, jak najlepszemu kumplowi.

Nadal nie jesteście przekonani, czy to książka dla was? Wojtek Miłoszewski zdradza, że sam lubi obejrzeć "Siedem" czy "Dziewczynę z tatuażem", chętnie sięga po nieśmiertelnego Hrabię Monte Christo, "Ofiarę" Pierre'a Lemaitre'a czy "Instytut" Stephena Kinga, zatem jeżeli i wam bliskie są te tytuły, to na pewno "Bez reszty" jest dobrym pomysłem na dostarczenie sobie dreszczyku emocji w deszczowy, jesienny wieczór.

Ja "spotykałam się" z kryminałami częściej na ekranie, niż na kartkach książki, a "Bez reszty" jest dla mnie jedną z pierwszych takich historii, którą przeczytałam, a nie obejrzałam. Muszę przyznać, że ciężko było mi się oderwać i "połknęłam" ją w kilka godzin. Powodem była jednak nie tylko fabuła, ale również odciążający ją lekki styl Miłoszewskiego. Trudno o lepsze połączenie.

Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem W.A.B.