Jestem singielką i wiem, że Ksiądz się myli. Arcybiskupie, nie masz pojęcia, jak żyją single
Arcybiskup Marek Jędraszewski straszy kolejną ideologią i nie bierze jeńców. Tym razem padło na... "ideologię singli". Jako singielka nie miałam pojęcia, że żyję zgodnie z jakąkolwiek ideologią, ale kiedyś nie wiedziałam również, że istnieje coś takiego jak "ideologia LGBT", więc co ja tam wiem? Problem w tym, że metropolita krakowski się myli: może i jestem singielką, ale na pewno nie jestem samotną wyspą. I nie tylko ja.
Arcybiskup Marek Jędraszewski, który ukuł taką nazwę w swojej homilii podczas niedzielnej mszy świętej w ramach 28. Archidiecezjalnej Pielgrzymki Rodzin w Kalwarii Zebrzydowskiej, chyba bardzo lubi słowo "ideologia". Jest "ideologia LGBT" nazwana przez niego pamiętnie "tęczową zarazą", jest "ideologia gender"... Ludzie, którzy z racji swojej tożsamości powinni te dwie ideologie dobrze znać, również nigdy z ich istnienia nie zdawali sobie sprawy. A to powinno dać metropolicie krakowskiemu do myślenia. Ludzie to nie ideologie.
Ale mniejsza o nazewnictwo. Abp Jędraszewski ostro skrytykował singli. Generalnie jesteśmy najgorsi. Egoiści, którzy dbają o swoje dobro i izolują się od innych – to my. Tacy współcześni nomadzi, tylko pewnie w wersji bardziej luksusowej, niż w nagrodzonym na Festiwalu Filmowym w Wenecji filmie "Nomadland".
Czy ideologia singli istnieje?
– Nie żyjemy dla siebie i nie umieramy dla siebie, wbrew lansowanym dzisiaj najprzeróżniejszym ideologiom, począwszy od "ideologii singli", która każe nam żyć właśnie jako te samotne wyspy – powiedział w niedzielę abp Jędraszewski, nawiązując do słów św. Pawła z Listu do Rzymian: "Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie". Tyle że apostoł mówił o tym, że żyjemy dla Boga, a nie dla innych ludzi, co dla osób wierzących ma z pewnością sens.
Bo sensu te słowa na pewno nie mają w odniesieniu do współczesnych singli. Podkreślę raz, a wyraźnie: bycie singlem nie jest (albo wcale nie musi być) samotnością, alienacją i życiem jako "samotna wyspa". Osobiście znam dużo singli, ale żadnych samotnych wysp. Mamy rodziców, dziadków, rodzeństwo, dalsze rodziny, przyjaciół, kolegów, mamy cały swój świat.
Człowiek nie umie żyć w samotności, co pokazał lockdown z powodu pandemii koronawirusa. Ledwo wytrzymaliśmy: tęskniliśmy do dotyku, towarzystwa, zwykłej obecności drugiego człowieka. Single cierpieli wtedy tak samo jak inni. Wcale nie tęsknili za mężem, żoną czy dziećmi. Tęsknili za innymi ludźmi, za swoją paczką, za swoimi bliskimi, za gwarem kawiarni i wypełnioną po brzegi salą w kinie.
Koniec związku to niczyja sprawa
Z dalszymi słowa metropolity krakowskiego również nie mogę się zgodzić. – Jeżeli akceptuje się jakieś związki z innymi, to na zasadzie przelotności i nietrwałości, bez jakichkolwiek wzajemnych zobowiązań, by móc pewnego pięknego dnia powiedzieć "dziękuję, kończymy, idziemy sobie osobno dalej przez to życie" – stwierdził.
Jakie związki? Jeśli z drugim człowiekiem w ogóle – a tak to w tym kontekście brzmi – to nie widzę powodu, dla którego miałabym powiedzieć rodzeństwu, przyjaciółkom i kolegom w pracy: "dziękuję, kończymy, idziemy sobie osobno dalej przez to życie".
A jeśli z partnerem? Cóż, związek czasem nie wychodzi i to z dziesiątek powodów. Koniec związku i jego przyczyny to niczyja sprawa, ale danej pary. Za dużo znam przykładów toksycznych relacji, przemocy czy zwyczajnego niedopasowania charakterów, aby mówić ludziom z problemami, aby "spróbowali jeszcze raz". Zwłaszcza gdy nie znam całej historii.
A jeśli pragniesz być w związku i marzysz o małżeństwie i rodzinie? Dbaj o siebie, szukaj miłości, nie poddawaj i nie pozwól, aby ktoś cię za to krytykował. Bo też nie musisz się z tego nikomu tłumaczyć. Kary za łamanie "ideologii singli" nie ma, Księże Arcybiskupie.
"Kochaj bliźniego swego jak siebie samego"
– Paradoksalnie, co jakiś czas w myśli europejskiej pojawiają się koncepcje takiego życia człowieka, według których powinien on być całkowicie izolowany wobec innych: żyjący własnym tylko życiem, skoncentrowanym na samym sobie. To głosił (...) Wilhelm Leibniz, który twierdził, że człowiek jest monadą, zamkniętą w sobie cząstką tego świata – to kolejny fragment homilii abp. Jędraszewskiego, który zwrócił moją uwagę.
Wilhelm Leibniz żył na przełomie XVII i XVIII, więc nie sądzę, że współcześni single są wierni jego filozoficznym tezom. O tym, że samotnymi wyspami nie jesteśmy, już mówiłam, ale moją uwagę przykuły słowa: "żyjący własnym tylko życiem, skoncentrowanym na samym sobie".
"Żyjący własnym tylko życiem" – a czyim życiem mamy żyć, jeśli nie naszym? Może właśnie w tym tkwi problem. Może arcybiskup Jędraszewski sądzi, że wolno nam żyć życiem innych ludzi i dlatego te inne życia tak chętnie krytykuje? Ale życie mamy tylko swoje i to nim mamy żyć. A nie życiem mamy, brata czy sąsiada geja, który wywiesił tęczową flagę.
Nie tędy droga. Najpierw kochaj siebie i zadbaj o siebie, a potem troszcz się o innych. To nie czyni z ciebie egoisty, ale dojrzałego człowieka, który wie, że jeśli nie pokochasz siebie, nie pokochasz w prawidłowy sposób innych.
Abp Jędraszewski krytykuje hasła "bądź sobą" i "realizowanie samego siebie", a są to hasła absolutnie podstawowe. Bez tego nasza miłość do innych ludzi będzie niepełna. A jeśli zechcemy stworzyć związek, to ten związek najprawdopodobniej się rozpadnie. Bo siebie nie znosimy, nie akceptujemy, nie znamy.
Zresztą sam Jezus mówił w Ewangelii: "Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego". Jak siebie samego, Księże Arcybiskupie.
Pełnia życia nie tylko w małżeństwie
Na koniec stare dobre: "tylko w małżeństwie można osiągnąć szczęście". – Pełnia życia, która sprawia, że żyjemy z innymi i dla innych to pełnia, którą osiąga się w życiu małżeńskim i rodzinnym – powiedział abp Jędraszewski.
Nieprawda. Znam singli żyjących absolutną pełnią życia. Spełnionych, szczęśliwych, otoczonych kochającymi ludźmi. Pełnia życia nie jest zarezerwowana tylko dla małżeństw i rodziców – to szkodliwe i wykluczające stwierdzenie.
I na koniec nawiązanie do "teczowej zarazy": "To nie ma nic wspólnego z wielkim, wspaniałym zamysłem Pana Boga, gdy powoływał człowieka do życia jako kobietę i mężczyznę, którzy mają żyć razem dla siebie, których miłość ma być płodna, a w tej płodności mają widzieć przejaw Bożego błogosławieństwa. Mają żyć razem i dla siebie jednocześnie, zgodnie z tym co przysięgali wobec Boga i Kościoła w sakramencie małżeństwa. (...) To jest wspólnota, do której Bóg powołał człowieka".
Księże Arcybiskupie, po pierwsze, nie każde małżeństwo jest "płodne", a bezpłodność raczej nie jest przejawem braku "Bożego błogosławieństwa". Po drugie, wspólnota to nie tylko małżeństwo i heteroseksualna rodzina z potomstwem, ale ludzie, których kochamy i chcemy mieć w swoim życiu, których spotykamy w pracy i poza nimi, z którymi łączą nas pasje, i tak dalej, i tak dalej. Wspólnotę się wybiera.
A po trzecie, Ksiądz Arcybiskup również nie żyje w rodzinie zgodną z wcześniejszą definicją. "Bóg powołał" Księdza do kapłaństwa i innej wspólnoty: Kościoła, prawda? Dobrze to rozumiem? Więc dlaczego, Księże Arcybiskupie, Ksiądz także siebie krytykuje?