Kaczyński wściekły na Morawieckiego i Przyłębską. Nie rozumie protestów kobiet

Anna Dryjańska
– Traktuje to instrumentalnie – taki stosunek do prawa kobiet do przerywania niechcianej ciąży ma Jarosław Kaczyński według współpracownika, którego cytuje "Newsweek". W nowym wydaniu tygodnika Renata Grochal opisuje, jak prezes PiS walcząc o władzę na prawicy za pomocą zakazu aborcji embriopatologicznej, wdepnął na minę. Wywołał wielkie protesty, którym przewodzi Strajk Kobiet.
Jarosław Kaczyński, Julia Przyłębska i Mateusz Morawiecki. To tę ostatnią dwójkę prezes PiS obwinia po wielkie protesty społeczne Strajku Kobiet po wydaniu stanowiska o zakazie aborcji embriopatologicznej. edytowana fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
Prezes Jarosław Kaczyński uważa, że za Strajk Kobiet w całej Polsce odpowiadają przewodząca Trybunałowi Julia Przyłębska i premier Mateusz Morawiecki. Jest na nich wściekły za to, że nie wytłumaczyli kobietom jak powinny rozumieć zakaz przerywania ciężko uszkodzonej ciąży – jego zdaniem przez ten brak wyjaśnienia doszło do wielkich protestów kobiet i ich sojuszników w całej Polsce. Informatorzy Renaty Grochal przekonują, że Kaczyński doprowadził do zakazu aborcji embriopatologicznej bo walczy o przywództwo w Zjednoczonej Prawicy. Z prawej strony zaczęli go zachodzić przeciwnicy tzw. piątki dla zwierząt, ostry kurs przyjął też minister – prokurator Zbigniew Ziobro, więc wicepremier chciał im wytrącić z ręki argument, że to oni lepiej reprezentują radykalnie prawicowy elektorat. Ale nie docenił kobiet, które w perspektywie przymusu rodzenia chorych lub martwych płodów, nie przestraszyły się pandemii.


Strajk Kobiet, który wybuchł w całym kraju, miał zaskoczyć prezesa PiS. Nie spodziewał się, że kobiety, którym politycy nadal pozwalają na przerwanie ciąży w sytuacji zagrożenia życia lub gwałtu, wyjdą tłumnie na ulice. A zwłaszcza, że stanie się to nie tylko w wielkich miast, gdzie PiS tradycyjnie nie cieszy się dużym poparciem, ale również i w małych miasteczkach i wsiach, gdzie partia dotąd wygrywała.

Dlatego wicepremier wymógł na Mateuszu Morawieckim i Julii Przyłębskiej, by spróbowali wyjaśnić kobietom, że nie mają się czego obawiać. Jednak ich wtorkowe wystąpienia nie zmieniły sytuacji. "Ostatecznie Jarosław Kaczyński uznał, że w sprawie aborcji PiS nie może zrobić kroku wstecz. – Prezes uważa, że byłoby to okazanie słabości i ludzie weszliby mu na głowę – wyjaśnia bliski współpracownik lidera PiS.

Dlatego w specjalnym oświadczeniu opublikowanym w internecie Kaczyński zaatakował protestujących i wezwał do obrony Kościoła" – relacjonuje swoje ustalenia Renata Grochal.

Jak pisze dziennikarka, odzew na wezwanie wicepremiera był marny. Powodem, na który wskazuje jeden z jej rozmówców, jest to, że Prawo i Sprawiedliwość przez 5 lat władzy stało się formacją tzw. tłustych kotów, które siedzą wygodnie na posadach w spółkach skarbu państwa i nie kwapią się do walki. A kobiety walczą o swoją wolność i życie.

Więcej można przeczytać w najnowszym wydaniu tygodnika "Newsweek Polska".

Przeczytaj też:

Poparcie dla PiS leci na łeb na szyję. To pierwszy tak zły sondaż od lat

Chwila szczerości posłanki PiS. Napisała, dlaczego rząd nagle zamknął cmentarze

Porusza się na wózku i nie godzi się na "wycieranie sobie nią gęby". To jej zdanie ws. aborcji
Okładka nowego wydania tygodnika "Newsweek Polska".fot. Newsweek Polska