Pacjent zmarł w karetce. Drzwi do szpitala były... zablokowane łańcuchem
Nie żyje 61-letni mężczyzna, który nie został w puszczony do szpitala w Siemiatyczach na Podlasiu. Do placówki nie mogli wejść nawet ratownicy medyczni i policjanci. Szpital prowadzi wewnętrzne postępowanie wraz z innymi organami.
"Niestety, w szpitalu zastano drzwi zamknięte na łańcuch. Nie pozwolono wnieść pacjenta do szpitala, nie pozwolono wejść ratownikom. Wejść mógł tylko lekarz pogotowia, któremu pracująca w szpitalu lekarz wydała - bez badania pacjenta - konsultację anestezjologiczną. Odmówiła przyjęcia chorego. Pacjent po raz drugi się zatrzymał" – relacjonuje "Kurier Podlaski".
W międzyczasie pod drzwi placówki przyjechał wezwany patrol policji. Również nie został wpuszczony do środka. Nie mógł też zbadać trzeźwości lekarki. Ponowna resuscytacja 61-latka nie przyniosła efektu. Mężczyzna zmarł w karetce przed zamkniętymi drzwiami szpitala. Śledztwo w tej sprawie prowadzi już policja i prokuratura.
"Prowadzimy wewnętrzne postępowanie wyjaśniające ale i również, współpracujemy w tym zakresie z innymi organami, przekazując im wszelkie niezbędne informacje. Zapewniamy, iż to przede wszystkim w interesie SPZOZ w Siemiatyczach jest niezwłoczne wyjaśnienie tej sprawy i dołożymy wszelkich starań, aby to nastąpiło bez zbędnej zwłoki" – napisał w mailu dyrektor SP ZOZ w Siemiatyczach Andrzej Szewczuk.
To kolejny taki przypadek, kiedy chory pacjent umiera przed szpitalem. Pisaliśmy w naTemat, że 62-letni mężczyzna zmarł w kolejce do pobrania wymazu na obecność koronawirusa. Do tragedii doszło 30 października przy Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Lesznie.
Z kolei na początku października w Nysie zmarł 61-letni pacjent chory na Covid-19. Był reanimowany przez godzinę. Czekał na przyjęcie na SOR. Niestety wszystkie łóżka z respiratorami były w tym czasie zajęte.
Czytaj też: Spełniają się czarne prognozy. Na Podlasiu skończyły się respiratory dla pacjentów z covid-19
źródło: kurierpodlaski.pl