Gonciarz pokazał zjawisko, jakiego wcześniej nie było. Tak PiS doprowadził do "wojen domowych"
"Babcia, która wychowywała mnie całe życie, znienawidziła mnie i zaczęła traktować jak śmiecia", "Moja matka kazała iść i dać się spałować", "Tata powiedział, że przestanie płacić alimenty, jak nie przestanę chodzić na strajki" – to tylko niektóre historie, o których możemy usłyszeć w nowym filmie Krzysztofa Gonciarza. Opowiedział nam o jego kulisach.
Czytaj też: Gonciarz wyjechał na ulice. Popularny youtuber idealnie podsumował furgonetki anty-LGBT
Teraz youtuber i influencer wykorzystał swoje zasięgi, by dalej czynić dobro. Aktywnie włączył się we wspieranie protestów przeciwko zaostrzeniu przepisów dotyczących aborcji. Konto Gonciarza na Instagramie przekształciło się na tydzień w "telewizję" relacjonującą protesty w całej Polsce. Gonciarz nagrał też apel do prezesa PiS, a także oddał głos swoim widzom. Ten eksperyment społeczny dał przerażające rezultaty.
Jarosław Kaczyński odpowiedział na twój film "Szanowny Panie Prezesie"?
Zdziwiłbym się, jeśliby to zrobił. O ile przy poprzednim, który kierowałem do prezydenta, jestem w stanie sobie wyobrazić Andrzeja Dudę przed komputerem, o tyle nie widzę Jarosława Kaczyńskiego przeglądającego YouTube’a. Traktuję to wszystko bardziej jako figurę retoryczną.
No właśnie, jak to zrobić, by twoje apele dotarły też na drugą stronę "barykady"? Twoi widzowie mają przecież podobne poglądy do twoich i ich nie trzeba przekonywać do zmiany myślenia. Mają pokazywać filmiki rodzicom lub dziadkom?
W skali YouTube’a oba "ideowe" nagrania były w pierwszej dziesiątce karty "Na czasie", więc, na tyle, na ile jest to możliwe, dotarły w różne rejony internetu. Widzę to też po negatywnych komentarzach, w których ludzie nie zgadzają się z tym co mówię.
Chciałem, by te filmy pełniły funkcję otwierającą oczy, ale nie chciałem też piłować ich pazurów, by były w neutralnej formie przyjaznej babciom. Dużo zresztą osób zarzuca mi w przypadku tego wideo o rodzinach jednostronną oś patrzenia na to zjawisko.
Faktycznie, w filmie "(prawdziwy) atak na polskie rodziny" nie widziałem historii nastoletniego konfederaty lub zwolennika PiS, który nie może się dogadać z rodzicami - fanatykami Donalda Tuska. Raczej ten konflikt przebiega w drugą stronę.
Moje pytanie do internautów było ogólne, by opisali historie więzi rodzinnych osłabionych przez polaryzację społeczeństwa. W wyniku tego, w bańce, w której ja żyję, skala tego zjawiska jest zatrważająca. Dostałem kilkaset opowieści o dyskryminacji dzieci przez własnych rodziców, dziadków, wujostwo.
W drugą stronę to zjawisko istnieje dużo częściej na poziomie rówieśników, znajomych. Dopytywałem dzień później właśnie o konkretnie takie historie. Było ich nieporównywalnie mniej. Bardziej na zasadzie, że ktoś jest konserwatywny i ludzie patrzą na niego inaczej, dystansują się, albo, że chodzi do kościoła i jest krytykowany przez ciocię, która jest za PO. To nie były sytuacje pokroju "rodzice wyrzucili mnie z domu", "nie odzywamy się od pięciu lat", czy że "poszłam na strajk i mama zwyzywała mnie od dziwek".
Ludzie twierdzą, że mój film jest jednostronny. Ale tam jest ta druga strona – to rodzice, babcie, itd. Tą drugą stroną medalu jest ich zawód nad młodym pokoleniem. Tylko, że my tutaj stawiamy tezę, że ten zawód jest zbudowany na niesłusznych przesłankach i wynika z manipulacji i propagandy. Wyborcy Konfederacji, którzy pisali do mnie, że znajomi śmieją się z ich sympatii do Bosaka, to zjawisko na dużo mniejszą skalę.
Tak, to najbardziej polaryzujące wydarzenie, jakie się do tej pory odbyło. Większość historii podziałów w domach dotyczyła właśnie Strajku Kobiet. Ta propagandowa narracja jest bardziej odklejona od rzeczywistości niż inne, a równocześnie łatwiej można pokazać na tacy, że to nieprawda.
Kiedy w kampanii wyborczej poruszono temat LGBT, uważałem to za bardzo niesmaczne, ale też nie dotykało to dużej części społeczeństwa. Było za mało osób zaangażowanych emocjonalnie, by przysłowiowe szambo mogło wyj*bać. Według mnie powinno się wtedy tak stać. Te gigantyczne protesty już wtedy powinny przejść przez Polskę. Już wtedy powinna nam się zapalić lampka, że "cholera, coś tu nie gra".
Mam nadzieję, że karma wróci do TVP za to co robi w obecnym czasie, że ludzie w końcu dostrzegą te manipulacje. Wcześniej może i wiedzieli, że telewizja publiczna coś tam koloryzuje, ale nie pojmowali skali kłamstw. Teraz za to mogą sprawdzić na nagraniach, że w protestach wcale nie brało udziału kilkaset osób, ale kilkadziesiąt tysięcy lub, jak w przypadku ogólnopolskiego strajku w Warszawie, około 100 tysięcy.
Te dwie strony sporu nie mogą być symetryczne, bo jedna z nich bazuje na nieporównywalnie większej liczbie nieprawdziwych informacji.
Sam pomysł narodził się spontanicznie. Jedna z osób oznaczyła mnie w kilku takich filmikach z początku protestów - tak od siebie. Zacząłem je repostować, miało to spory odzew, więc pomyślałem, że to spoko kanał komunikacji do łączenia ludzi ze sobą w tej sytuacji.
Obserwowanie protestów na jednym InstaStory sprawiło, że ludzie poczuli synergię, mogli zrozumieć, że są elementem większej całości, że demonstracje nie są w tym momencie tylko w ich mieście. Chyba nikt jeszcze nie użył Instagrama w ten sposób w Polsce. To było szczególnie istotne dla osób z mniejszych miejscowości.
To też mnie postawiło w nietypowej sytuacji, bo z jednej strony chciałem do tego podejść czysto dokumentalnie, dziennikarsko, ale z drugiej strony te relacje w minimalnym stopniu kształtowały rzeczywistość – miały po 200 tysięcy wyświetleń, a potem były przekazywane dalej przez Anję Rubik i Martynę Wojciechowską, które też mają mnóstwo obserwatorów. Na samym Facebooku moje posty dotarły do 4 milionów osób. Z każdym dniem dołączało się więcej osób i redakcji z zasięgami, ale trzon tego wydarzenia pozostawał na Instagramie.
Poczułem więc dużą odpowiedzialność, że dostałem do ręki potężną "broń". Zarwałem 6 nocy pod rząd, bo kiedy zaczynały się protesty, u mnie w Tokio była już północ.
Tych zapisanych w telefonie mam ponad 700. Ale ile dostałem, to już jest nie do przeliczenia, ugrzęzło w skrzynce "inne" na Instagramie. W pewnym momencie dostawałem 20 wiadomości na minutę. To był dopiero multitasking. A i tak nie otworzyłem większości wiadomości, bo napisały do mnie tysiące osób, nie byłem w stanie nad tym wszystkim zapanować.
Prosiłem, by ludzie wysyłali mi filmiki w postaci plików, a nie oznaczali mnie w swoich postach. Dzięki temu mogłem to łatwiej redagować, a relacje miały zunifikowany i uporządkowany format – zawsze w tym samym miejscu była nazwa miejscowości, ilość mieszkańców, jakiś cytat.
Jasne, miałem to cały czas na uwadze. Jak dostawałem rzeczy, które odpalały mi lampkę awaryjną, nie podawałem ich dalej. Szczególnie dotyczyło to tematu bójek i identyfikacji agresorów, starałem się uważać na każdy krok.
Chyba udało mi się nie zrobić żadnej większej wtopy. Tak naprawdę otrzymywanie wiadomości przez Instagrama daje ci dość dobry ogląd sytuacji, bo po czyimś profilu na Insta bardzo łatwo jest od razu stwierdzić, kim mniej więcej jest ta osoba, i czy to nie jest jakieś troll konto.
Coś będziesz robić z tym dalej? Jakiś dokument?
Nie, tego jest po prostu za dużo. Jednak to właśnie z nagrań od internautów skleiłem teledysk do „Jeszcze będzie przepięknie” - coveru Dagadany i Urbanskiego.
Z jednej strony nieustępliwy upór mógłby doprowadzić do jakichś konkretnych rezultatów. Z drugiej strony ciągłe walenie głową w mur w końcu ludziom się znudzi. Gdybym w tym tygodniu miał znów to relacjonować, to dla wielu osób byłoby antagonizujące, bo „ile można!?”.
Ja się cieszę, że w zeszły piątek w Warszawie wszystko się skończyło happy endem. Stresowałem się, że będą jakieś zamieszki, ciężkie prowokacje, komuś coś się stanie. Tymczasem wszyscy wrócili do domów z czystym sumieniem. Uważam, że osiągnięto sukces wizerunkowy, sukces skali, a ludzie poczuli, że taki ruch faktycznie w Polsce istnieje.
Dobrze, że jest teraz drugi oddech. Można przemyśleć wiele spraw, zastanowić się nad formą, opracować nowe działania, odpocząć, wrócić na chwilę do "normalności". Sam, choć nie uczestniczyłem bezpośrednio, jeszcze do końca nie odsapnąłem.
Nie chce analizować lub nikogo pouczać, chcę tylko pomóc tej inicjatywie jako człowiek stojący z boku. Mimo emocjonalnego zaangażowania, swoją rolę w tym wszystkim wciąż widzę jako medialną, redakcyjną. Nie mówię nikomu, co powinien robić.
Czytaj też: Przełomowa opinia ekspertów parlamentu ws. orzeczenia TK dotyczącego zakazu aborcji
"Tu jest strach". Kobiety z Podhala mówią "WYDUPCAĆ" i burzą beton góralskiej mentalności
Kaczyński wygrał. Po dwóch tygodniach strajków kończy się rewolucja, a zaczyna polityka