Zapytaliśmy ekonomistów, jak w dobie kryzysu ratować finanse Polski. Zgodnie mówią o trzech filarach

Adam Nowiński
Epidemia koronawirusa ciągnie polski budżet na dno. Co chwila słyszymy o powiększającym się deficycie, recesji i rosnącej inflacji przez dodrukowywanie pieniądza. Jak więc można obecnie pomóc rodzimej gospodarce i polskim finansom? Zapytaliśmy o to ekonomistów, a oni nakreślili nam trzy sztandarowe działania.
Jak ratować polski budżet? Ekonomiści mają kilka pomysłów. Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta

1. Zastanowić się nad wydatkami

Powiedzmy sobie szczerze – czasy prosperity i wzrostu gospodarczego mamy na razie za sobą. Wydatki, które zostały zaplanowane lub zatwierdzone w tamtym czasie, powinny zostać zrewidowane.

Obecnie jesteśmy na etapie pompowania miliardów złotych w ratowanie polskiej gospodarki przed skutkami kryzysu covidowego. Początkowo rząd zakładał, że uda mu się wykonać plan zerowego budżetu, czyli bez deficytu. Teraz już wiemy, że tak się nie stanie, bo ustawa budżetowa przewiduje deficyt rzędu 110 mld zł.

Czytaj także: COVID-19 wpłynie na podatki. Zmieniono formularze m.in. PIT-37. Jak się rozliczyć online?


Niestety, koronawirus zmienił sporo, ale czy tylko on? – To nie jest efekt samego kryzysu, ale także "piątki Morawieckiego", którą uchwalono pod koniec 2019 roku, ale jej efekty zaczęły wchodzić w życie w roku 2020 – tłumaczy w rozmowie z naTemat.pl ekonomista, doktor Aleksander Łaszek.

Jako przykład podaje poszerzenie zakresu programu Rodzina 500 plus w 2019 roku, którego koszty odczuwaliśmy tylko przez pół roku, a tak naprawdę dopiero w 2020 poznaliśmy pełnię ciężaru jego finansowania. Podobnie było z obniżeniem podatku dla młodych – koszty tej zmiany są odczuwalne teraz, kiedy spadły wpływy do budżetu.

Doktor Łaszek twierdzi, że w pierwszej kolejności watro przyjrzeć się 13. i 14. emeryturze. – Emeryci i renciści są jedną z nielicznych grup społecznych w Polsce, które mają zagwarantowany stały dochód. Przyznawanie im teraz, w momencie kryzysu dodatkowych środków, byłoby nierozważnym i wątpliwym ekonomicznie posunięciem – tłumaczy główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.

Czytaj także: PiS ma już plan na 14. emeryturę. Niektórzy nie dostaną ani grosza

– Likwidacja tych świadczeń byłaby dość szybkim krokiem i przyniosłaby łatwe oszczędności, ale trzeba by się zastanowić nad dogłębniejszym zrewidowaniem wydatków. Może nie udałoby się tego zrobić tak, żeby zadziałało za rok, ale na pewno w kolejnych latach – dodaje doktor Łaszek.

O jakich wydatkach mowa? Nasi rozmówcy wspominają kwestię zwiększenia nakładów na zbrojenia do 2,5 proc. PKB. Ich zdaniem to zbyteczny wydatek, który powinien zostać ograniczony.

– Wystarczy zmienić politykę zagraniczną i nie będzie nam już potrzeba takich zbrojeń – mówi nam prof. Paweł Kozłowski, dyrektor do spraw naukowych Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN.

– Inwestowanie 2 proc. PKB w zbrojenia jest kompletnie bez sensu. Byłoby inaczej, gdybyśmy masowo eksportowali broń. W PRL-u tak było i wtedy przemysł zbrojeniowy był dochodowy. Teraz tak nie jest – kwituje prof. Kozłowski.

2. Mądrze inwestować

Według naszych rozmówców oprócz oszczędności potrzeba także dobrych inwestycji, bo tylko rozważne inwestowanie może wpłynąć na koniunkturę i nastroje w biznesie.

Według doktora Łaszka za dużo obecnie rząd poświęca uwagi skutkom kryzysu, a za mało inwestowaniu środków. – Może wydamy teraz 10-20 proc. naszego PKB na programy ratunkowe i będziemy musieli poradzić sobie z efektem załamania wpływów podatkowych, ale trzeba też znaleźć wydatki na inwestowanie, na przyszły rozwój – twierdzi ekonomista.

– Tylko trzeba to zrobić mądrze – dodaje prof. Kozłowski. – Na pierwszym miejscu wydatki na sektor publiczny i wydatki na infrastrukturę – ich nie należy zmniejszać, tylko jeśli się da, to należy je zwiększać. Trzeba także inwestować w dobre szkolnictwo wyższe i generalnie zwiększyć nakłady na edukację – wymienia.

Jego zdaniem dużą szansą, która cały czas pozostaje niewykorzystana przez polski rząd, jest transformacja na zieloną gospodarkę i to w niej widzi przyszły rozwój Polski.

3. Wprowadzić podatki, ale...

... w odpowiednim momencie. Zależy też jakie i na co. I w tym są zgodni nasi eksperci. Jeśli już zajmować się podnoszeniem podatku na cokolwiek, to albo w przyszłości, albo tak, żeby nie wywołać zamieszania na rynku i w środowisku biznesowym.

– Mamy połowę listopada i to, co jest bolączką polskiego otoczenia biznesowego, to wprowadzanie zmian podatkowych w ostatniej chwili. Bardzo bym był ostrożny przed pomysłem, żeby uchwalić na szybko podatek, który wszedłby w życie od pierwszego stycznia. Takie zachowanie jest powodem powstawania niepewności w gospodarce i bardzo uderza w inwestycje – twierdzi doktor Łaszek.

Podobnego zdania jest prof. Kozłowski. Uważa, że moment kryzysu nie jest dobrym czasem na wprowadzanie podatków. Te należałoby podnosić, ale w okresie koniunktury, a nie dekoniunktury, z którym mamy do czynienia teraz.

– Jeśli już zajmować się podatkami, to należałoby zmienić podatek od dziedziczenia oraz podatki skierowane do osób najbogatszych, bo nieprawdą jest, że one swoje nadwyżki pieniężne inwestują. To nie prawda, bogaci oszczędzają, konsumują albo lokują swoje środki gdzie indziej niż w kraju – dodaje prof. Kozłowski.

Ciekawą opinię przedstawia także Instytut Spraw Podatkowych (ISP), który zauważył, że budżet państwa można zasilić, jeśli dobrze opodatkuje się np. nowatorskie wyroby tytoniowe, czyli tzw. podgrzewacze tytoniu.

– Obserwujemy dynamiczny wzrost udziałów wyrobów nowatorskich na rynku wyrobów tytoniowych. W celu uzyskania dodatkowych dochodów z tytułu podatku akcyzowego w 2021 r. należy podjąć próbę urealnienia stawki akcyzy na te wyroby. Podjęcie powyższych działań może przynieść dodatkowy dochód do budżetu państwa z tytułu akcyzy w wysokości około 1,5 mld zł rocznie – ocenia prof. Witold Modzelewski z ISP.

Eksperci z Instytutu Studiów Podatkowych przenalizowali możliwość zwiększenia dochodów budżetowych właśnie z akcyzy. Ich wnioski mówią, że to szeroko pojęte używki, a w szczególności nowatorskie wyroby tytoniowe (tzw. "podgrzewacze" tytoniu) mogą być wymiernym wsparciem dla budżetu bez generalnych podwyżek stawek podatkowych.

Ich zdaniem raczej nie ma co myśleć o kolejnej podwyżce akcyzy na tradycyjne papierosy, bo ta rośnie konsekwentnie i ma maksymalny poziom. A to poskutkowałoby rozwojem szarej strefy.

Inaczej jest w przypadku akcyzy na podgrzewacze. Tutaj ryzyko szarej strefy – zdaniem ekspertów – jest niższe, bo podgrzewacze w Polsce wciąć są traktowane jako wyrób premium. Nakłady na ich produkcję idą w w astronomiczne sumy, więc trudno byłoby tu o podróbki i przemyt.

To także dobra inwestycja na przyszłe lata, bo rynek podgrzewaczy tytoniowych rozrasta się (w 2021 roku wzrośnie z obecnych 5 proc. do 10 proc.). Nie powodowałoby to także zbyt dużego zamieszania na rynku, bo jak informuje prof. Modzelewski, opodatkowanie to miałoby charakter preferencyjny.

– W treści uzasadnienia do nowelizacji ustawy o podatku akcyzowym z grudnia 2017 r. wprowadzającej tę kategorię wyrobów do wyrobów akcyzowych wyraźnie wskazano, iż są one substytutem, czyli zamiennikiem papierosów tradycyjnych – dodaje prof. Witold Modzelewski.

Jak wyjaśnia ISP, akcyza jest najważniejszym podatkiem pośrednim dla budżetu - największą część dochodów w podatku generują tu cztery grupy towarów, tj. paliwa silnikowe, wyroby tytoniowe, szeroko rozumiane wyroby alkoholowe oraz samochody osobowe. Szacunki branżowe wskazują, że blisko 22 mld złotych stanowiły wpływy z tytułu podatku akcyzowego wyrobów tytoniowych.

Czytaj także: Koronawirus wdarł się do portfeli. GUS podał przeciętne wynagrodzenie w kwietniu 2020