Palacze potrzebują empatii, a nie moralizatorstwa. A przynajmniej jest na to kilka dowodów

Monika Przybysz
– Nie mamy w sobie dość empatii dla palaczy. Nie rozumiemy, że nikotynizm to choroba, która wymaga leczenia. Zbyt łatwo oceniamy i moralizujemy, zamiast wspierać osoby palące papierosy w ich walce z nałogiem — mówi prof. Tomasz Pasierski, Kierownik Zakładu Etyki Lekarskiej i Medycyny Paliatywnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. To ważny głos, zwłaszcza, że w listopadzie obchodzimy Światowy Dzień Rzucania Palenia Tytoniu.
Szacuje się, że w Polsce regularnie sięga po papierosy 24 proc. mężczyzn i 18 proc. kobiet Unsplash / fotografierende
Ta inicjatywa narodziła się w Stanach Zjednoczonych blisko 50 lat temu. Jej autorem był dziennikarz Lynn Smith z gazety "Monticello Times" w Minessocie. Obiecał palaczom, że trafią na okładkę gazety, jeśli rzucą papierosy chociaż na jeden dzień. Odezwało się 300 osób. W kilka tygodni po zakończonej akcji do palenia wróciło 91 proc. z nich.

Być może to wcale nie palacze powinni być w centrum uwagi w dyskusjach o rzucaniu palenia. Równie istotni są ci, którzy na co dzień żyją z palaczami i starają się ich zniechęcić do dalszego sięgania po papierosy. Czasem lepiej, a czasem gorzej.


Jeden z laureatów literackiej nagrody Nobla, George Bernard Shaw, powiedział kiedyś, że "papieros to szczypta tytoniu zwinięta w bibułkę, która na jednym końcu się spala, a na drugim końcu ma przyssanego do niej głupca". Problem w tym, że nie palimy z głupoty. Palimy, bo jesteśmy uzależnieni od nikotyny. Nasze IQ nie ma z tym uzależnieniem nic wspólnego. Widać to również na przykładzie samych lekarzy. Wielu z nich tkwiło bądź tkwi w sidłach tego nałogu.

– Najbardziej bodaj znanym lekarzem uzależnionym od palenia papierosów był świętej pamięci prof. Zbigniew Religa. Krąży taka anegdota, że w trakcie operacji wszczepienia by-passów sercowych profesor poprosił instrumentariuszkę o regularne podawanie mu papierosów. Był tak bardzo uzależniony od nikotyny, że w 10-punktowym kwestionariuszu Fagestroma miałby pewnie 10 punktów – mówi prof. Tomasz Pasierski, FESC, Kierownik Zakładu Etyki Lekarskiej i Medycyny Paliatywnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Wbrew pozorom to nie nikotyna jest głównym problemem związanym z papierosami. Największe ryzyko zdrowotne wiąże się z samym faktem spalania tytoniu w papierosie. Żarzący się w 800 stopniach Celsjusza tytoń wydziela dym zawierający szkodliwe substancje takie jak: tlenek węgla, benzen, formaldehydy czy akroleina. To wtedy powstają też substancje smoliste, które zalepiają płuca palaczy.
Ekspert zwraca uwagę, że zaprzestanie palenia skutkuje aż 60 proc. zmniejszeniem ryzyka rozwoju chorób wieńcowych. Przywołał także badanie POLASPIRE, zrealizowane pod kierownictwem prof. dr hab. n. med. Piotra Jankowskiego, Sekretarza Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

Z badania wynika, że w grupie składającej się 1147 palących pacjentów o średniej wieku około 65 lat, w której 37 proc. miało zawał serca, co trzeci (36 proc.) przezskórną interwencję wieńcową (PCI), co piąty (22 proc.) niestabilną dławicę, a 5 proc. pomostowanie aortalno-wieńcowe (CABG). Mimo to ponad połowa z nich (55,8 proc.) wciąż paliła. Na domiar u ponad 40 proc. pacjentów wykryto zbyt wysokie ciśnienie tętnicze, a u 62 proc. – za wysokie stężenie cholesterolu.

Papierosy pali dziś około 8 mln Polaków – rocznie wypalamy średnio 45 mld sztuk, a pandemia nie zmieniła naszych nawyków.

– Palenie tytoniu to zgubny nałóg. Ale życia bez papierosa nie wyobrażał sobie rosyjsko-amerykański poeta, Josif Brodski. W efekcie już wieku 30 lat Brodski miał pierwszy zawał serca. Przeżył 56 lat, umierając na zawał serca właśnie. Gdybyśmy dzisiaj mogli zainterweniować i przerwać jego palenie, to może uratowalibyśmy Brodskiego i miliony innych ludzi, którzy palą dziś papierosy. To jest silny problem psychiczny. Nie zawsze dobrze go rozumiemy. Nie jesteśmy też dość skuteczni w obszarze niesienia palaczom pomocy – mówił prof. Tomasz Pasierski.

W ocenie prof. Pasierskiego spada skuteczność dostępnych strategii i metod walki z nikotynizmem. Wśród głównych przyczyn tych niepowodzeń wymienia ograniczoną efektywność samych interwencji lekarskich, ale także... brak empatii dla palaczy.

Mówi również o roli zaburzeń psychicznych, takich jak lęk czy depresja, które często mogą towarzyszyć palaczom – i zarazem umykać lekarzom w trakcie leczenia. Dlatego wskazuje na potrzebę poszukiwania nowych dróg niesienia pomocy palaczom.

– Należy szukać skutecznych, niekonwencjonalnych interwencji, do których być może należą systemy podgrzewania tytoniu. Czy ich zalecanie pacjentom nieodpowiadającym na farmakoterapię jest jednak właściwe z punktu widzenia etyki lekarskiej? Wśród teorii medycznych jest też taka, którą określa się jako konsekwencjalizm. Polega ona na tym, że interwencja medyczna uznawana jest w za słuszną, gdy jej konsekwencje dla zdrowia są dobre, czyli gdy bilans zysków przewyższa bilans strat. Taką interwencję uznaje się za etycznie uzasadnioną z medycznego punktu widzenia. Tę metodę stosuje się w medycynie choćby w leczeniu osób uzależnionych od opioidów (do tej grupy należy heroina – przyp. red.), którym podaje się zastępczo metadon – mówi prof. Tomasz Pasierski.

W ocenie prof. Pasierskiego takim "mniejszym złem" dla palaczy, w przypadku których lekarze wyczerpali już wszystkie dostępne możliwości leczenia z nikotynizmu, mogą być przebadane alternatywy papierosów.

– W przypadku systemu podgrzewania tytoniu bilans zysków może przewyższać bilans strat u palącego pacjenta – ocenia prof. Pasierski. Zawsze jednak, jak zaznacza ekspert, nadrzędnym celem i dla lekarza, i dla leczonego przez niego pacjenta, jest wyprowadzenie palacza z nałogu nikotynowego.

Czytaj także: Jak rzucić palenie i dlaczego nikotyna powoduje większy wzrost dopaminy niż... seks? [WYJAŚNIAMY]

W odróżnieniu od papierosów podgrzewacze nie spalają tytoniu, lecz ogrzewają go do niższej temperatury. Takiej, w której uwalnia się pożądana przez palacza nikotyna, ale w której tytoń się nie spala i nie powstaje dym. W rezultacie nie ma w nich też substancji smolistych. Emitują one mniej toksyn i w mniejszych stężeniach niż papierosy.

Na podobnej zasadzie działają przebadane systemy e-papierosowe – z tą jednak różnicą, że zamiast tytoniu podgrzewany jest w nich liquid (płyn), najczęściej zawierający nikotynę. W niektórych krajach obydwie alternatywy do papierosów są rekomendowane palaczom jako substytuty papierosów. W żadnej mierze nie są jednak alternatywą do zerwania z nałogiem w ogóle. To po prostu "mniejsze zło".

Prof. Tomasz Pasierski przypomina również, że w Polsce powstała drabina postępowania w zakresie leczenia nikotynizmu. Opracował ją zespół naukowy pod kierownictwem kardiologa, dr. hab. Filipa Szymańskiego. Kluczowym założeniem tej drabiny jest podejmowanie interwencji lekarskiej wobec osoby palącej na każdym etapie. Również wtedy, gdy palący pacjent nie chce przestać palić lub gdy nie działają na niego leki. W takim przypadku polscy eksperci zauważają, że ostatnią deską ratunku mogą być produkty nikotynowe, w których nie powstaje dym papierosowy. Takie podejście pozwala docelowo uniknąć szkód, które palacze wyrządziliby sobie oraz innym dalej sięgając po papierosa i zapalniczkę.

Czytaj także: Niedobór witaminy D ma wpływ na wskaźniki śmiertelności z powodu covid-19 [BADANIA]