Odkrył tajemnice kardynała Dziwisza. Autor "Don Stanislao" o kulisach głośnego reportażu

Anna Dryjańska
– Najbardziej jestem wdzięczny tym, którzy piszą, by pod własnym nazwiskiem potwierdzić to, co podaliśmy w reportażu, dzielą się swoimi doświadczeniami związanymi z kardynałem Dziwiszem, podsuwają nowe tropy – mówi naTemat Marcin Gutowski, dziennikarz TVN24, autor reportażu "Don Stanislao" i jego kontynuacji "Don Stanislao. Postscriptum".
Kard. Stanisław Dziwisz to bohater reportażu Marcina Gutowskiego "Don Stanislao" i jego kontynuacji ("Don Stanislao. Postscriptum). edytowana kolorystycznie fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Czy nie zżerała cię frustracja? Tygodniami dobijałeś się do kard. Dziwisza z prośbą o odpowiedzi na ważne pytania. I nic.

Marcin Gutowski: Emocje były różne, zmieniały się z czasem, ale nie miały znaczenia dla efektów mojej pracy. Dzielę się nimi z najbliższymi, a publicznie wolę być postrzegany przez pryzmat wyemitowanego materiału, a nie tego, jak się w związku z nim czułem.

Na pewno dbam o to, żeby zawsze w pracy towarzyszyły mi wątpliwości, staram się kwestionować wszystko, co słyszę i każde kolejne ustalenie po to, żeby w dniu publikacji mieć poczucie spokoju i dobrze spełnionego obowiązku.
Uchylisz rąbka na temat rzekomych łapówek, które miał przyjmować hierarcha? W "Don Stanislao. Postscriptum" mówisz, że po emisji reportażu skontaktowały się z tobą dziesiątki informatorów.


Nazywają to raczej datkami, ofiarami, prezentami czy oczekiwanymi wyrazami wdzięczności. Te informacje dotyczą zarówno pracy kardynała Dziwisza w Watykanie, jak i w Krakowie. Czas na publikowanie ich przyjdzie, gdy wszystkie je zweryfikujemy, a te, które się potwierdzą, solidnie udokumentujemy.

Mogę zdradzić, że tuż przed naszą rozmową dostałem list od dość znanego duchownego, który, prosząc o anonimowość, podsuwa kolejne tropy w tej sprawie. Na pewno je sprawdzimy.

Czy coś cię zaskoczyło podczas realizacji reportażu?

Na pewno zaskoczył mnie wieczorny telefon od księdza kardynała. Musieliśmy z operatorem szybko szukać postoju, żeby prowadzić rozmowę bez zakłóceń. To była kluczowa rozmowa, a nastąpiła z zupełnego zaskoczenia, trzeba było reagować spontanicznie na słowa i sugestie kard. Dziwisza.

Na pewno niespodziewane było to, jak kardynał starał się ją poprowadzić. Swoją drogą, ciekawe, że znalazł na nią czas, a do dziś, mimo kolejnych obietnic, nie porozmawiał z Januszem Szymikiem, ofiarą ks. Jana Wodniaka.

Jak czujesz się z tym, że jesteś nazywany wrogiem Kościoła i oskarżany, również przez biskupów, o kłamstwa, insynuacje, półprawdy? Często nie wprost.

Wprost też jestem oskarżany. Nie mam na to wpływu. Ludzie są różni i różnie odbierają te same treści. Takie komentarze nie robią mi krzywdy, bo więcej mówią o komentujących, niż o mnie.

Staram się rozumieć, co nimi kieruje. Niektórym współczuję, bo być może po prostu nie potrafią sobie poradzić w konfrontacji z rzeczywistością, boją się stawianych pytań. Będąc dziennikarzem musisz mieć świadomość, że znajdą się tacy, którzy zaprotestują przeciw temu, co opowiadasz, bo np. nie zmieści się to w ich wizji świata. Tak już jest. Mogę uważać, że to niesprawiedliwe, ale to nie zmieni rzeczywistości. A mnie interesuje właśnie rzeczywistość.

Gdy oglądałam twój reportaż, zwróciłam uwagę na uprzedzającą grzeczność, z jaką zwracasz się do kardynała. Na przykład zamiast standardowego "z wyrazami szacunku" pisałeś do niego "z wyrazami najwyższego szacunku". Dlaczego?

Czy jest coś złego w byciu kulturalnym i miłym dla innych? Czy dziennikarz musi być agresywny? Czy ja walczę z moim rozmówcą, czy zbieram materiał, próbuję zrozumieć i opisać rzeczywistość?

Dociekliwość, nieustępliwość i stanowczość są niezbędne, żeby wykonać dobrze tę pracę, agresja nie. Czasem może więcej popsuć. Tak mogło być też w tym przypadku.

Od początku spotykaliśmy się z zarzutami, że napadamy na kardynała czy atakujemy go pytaniami. Są też głosy, że właśnie na tle tej – jak to ujęłaś – uprzedzającej grzeczności, jeszcze jaskrawiej ujawnia się postawa bohatera reportażu.

Jak widzowie zareagowali na "Don Stanislao"? Dostajesz raczej gratulacje czy hejt?

Wszystkiego po trochu. Tych wiadomości są setki. Przychodzą różnymi kanałami, włącznie z tradycyjną pocztą. Jedni dziękują za odwagę, inni wyzywają od zdrajców narodu.

Prawdę mówiąc nie do końca rozumiem jednych i drugich. Ja tylko wykonuję swoją pracę.

Najbardziej jestem wdzięczny tym, którzy piszą, by pod własnym nazwiskiem potwierdzić to, co podaliśmy w reportażu, dzielą się swoimi doświadczeniami związanymi z kardynałem Dziwiszem, podsuwają nowe tropy. Czy wierzysz w to, że powstanie komisja, która rzetelnie wyjaśni sprawę kard. Dziwisza? A jeśli tak, to jak sądzisz: czy będzie to organ polski czy watykański?

To nie pytanie o wiarę, a już na pewno nie moją. Ja jestem tylko dziennikarzem, który próbuje wyjaśniać rzeczywistość. Od powoływania komisji są odpowiednie organy. Jak wszyscy, liczę na to, że staną na wysokości zadania.

Na temat tego, jaka powinna być ta komisja i jakie wady i zalety mają poszczególne rozwiązania, wypowiadali się eksperci w materiale "Don Stanislao. Postscriptum”.

Jeśli Thomas Doyle, który współtworzył raporty w najważniejszych sprawach dotyczących wykorzystywania seksualnego w Kościele od Stanów Zjednoczonych, przez Irlandię, po Australię, uważa, że polska komisja nie daje większych szans na wyjaśnienie sprawy, to warto to wziąć pod uwagę. Nie tylko dlatego, że sprawy dotyczące kardynała Dziwisza wykraczają poza Polskę.

Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, by Watykan oddał kontrolę nad sprawą i dopuścił do pełnej dokumentacji niezwiązanych z Kościołem śledczych.

To będzie trudne i ciekawe rozstrzygnięcie, tym bardziej, że sprawa kard. Dziwisza jest dużo szersza niż choćby sprawa Theodore’a McCarricka, w której prace nad raportem trwały przez ponad dwa lata.

Jesteśmy zapewne dopiero na początku drogi, która może okazać się długa i wyboista.

Napisz do autorki: anna.dryjanska[at]natemat.pl


Przeczytaj też:

Watykańska tragedia. Oto czego dowiadujemy się o Dziwiszu z "Don Stanislao. Postscriptum"

"Don Stanislao nie zaskakuje". On pierwszy pisał o uwikłaniu kard. Dziwisza w tuszowanie pedofilii

Czy kard. Dziwisz straci tytuł honorowego obywatela Krakowa? Zapytaliśmy radnych