Efekt "Gambitu królowej". Prezes Polskiego Związku Szachów mówi, co się stało po premierze

Karol Górski
Świat szachów przedstawiony w "Gambicie królowej" burzy stereotypy na temat tej dyscypliny. Na ekranie nie ma jajogłowych nerdów, są za to wyraziste postacie w stylu gwiazd rocka i tajemniczy intelektualiści. Nic dziwnego, że zainteresowanie grą rośnie. Czy na fali popularności serialu rodzi się właśnie boom na szachy?
"Gambit królowej" to zdaniem krytyków jeden z najlepszych seriali, jakie wypuścił ostatnio Netflix. Fot. Netflix
"Gambit Królowej” już czwarty tydzień trzyma się w ścisłej netfliksowej topce – na całym świecie obejrzało go ponad 62 mln widzów. To sprawia, ze jest najpopularniejszym miniserialem w historii platformy. Sukces odnosi również w Polsce. Tutaj ma on trzy koła napędowe. Raz, że to po prostu świetna produkcja, znajdująca uznanie w oczach niemal wszystkich krytyków. Dwa, że jedną z głównych ról gra Marcin Dorociński. I trzy – w szachach należymy do światowej czołówki. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale jesteśmy jednym z państw, gdzie sport ten cieszy największą popularnością.


Ludzie z polskiego środowiska szachowego nie mają wątpliwości – sukces serialu już nakręca popularność tej dyscypliny. Za figury chwytają ludzie, którzy wcześniej nie mieli z nimi do czynienia. „Gambit królowej” popycha boom na szachy do przodu. Tak, tak – popycha, a nie rozpoczyna. Bo wzrost popularności zaczęto odnotowywać jeszcze zanim poznaliśmy Beth Harmon.

Europejska czołówka


– Zauważalny w ostatnich latach boom na naszą dyscyplinę rozpoczął się, gdy w klasach 1-3 podstawówki wprowadzono szachy. To zainteresowało tym sportem najmłodszych. W tej chwili nasz związek jest trzecim najliczniejszym – pod względem liczby zrzeszonych zawodników – związkiem sportowym w Polsce – mówi mi Radosław Jedynak, prezes Polskiego Związku Szachów.

I dodaje, że pod względem popularności szachów jesteśmy w tej chwili w czołowej dziesiątce Europy. Choć jasne, że do takiej Rosji trochę nam brakuje. Nasz związek zrzesza w tej chwili ok. 25 tys. zawodników. W kraju Kasparowa zarejestrowanych szachistów jest mniej więcej dwa razy więcej.

Obserwacje Jedynaka podziela Patryk Stanisz, instruktor szachowy z Londynu. – W Polsce działa wiele klubów, organizują zajęcia, szachy są wprowadzane do szkół. Także na pewno jest coś w rodzaju boomu na szachy – potwierdza.

Zwiększone zainteresowanie widać również, a może nawet przede wszystkim, wśród osób, którym daleko jeszcze do poziomu pozwalającego na rywalizację w zawodach. To właśnie ta grupa jest najbardziej podatna na wpływ "Gambitu”. Wcześniej o szachach albo nie mieli pojęcia, albo wręcz ich one odrzucały. Bo nudne, bo zbyt skomplikowane, bo statyczne i tak dalej. To, jak atrakcyjnie zostały przedstawione w serialu Netflixa, sprawiło, że postanowili jednak dać dyscyplinie szansę.

Modę – jeśli tak można to nazwać – zauważa Jedynak. I podkreśla, że do poczynienia takiej obserwacji nie potrzeba jakichś specjalistycznych związkowych danych czy szczegółowego skanu środowiska szachowego.

– W ostatnich tygodniach, już po premierze "Gambitu królowej”, zaczęli zgłaszać się do mnie wcześniej niezainteresowani szachami znajomi. Większość z nich chciała pożyczyć szachownicę, niektórzy prosili też o jakieś rady – opowiada prezes związku.

Zwrot ku internetowi


No właśnie, skoro jesteśmy już przy szachowym sprzęcie – ich producenci to jedni z największych beneficjentów sukcesu serialu z Dorocińskim w roli rosyjskiego arcymistrza. Jedynak nie dysponuje danymi z polskiego rynku, ale przytoczone przez niego liczby dotyczące Wielkiej Brytanii robią duże wrażenie. Sprzedaż szachów od momentu pojawienia się "Gambitu” na Netflixie wzrosła tam podobno o… 300 procent.

Wzrost byłby zapewne jeszcze większy, gdyby nie pandemia koronawirusa. Ze względu na obecną sytuację epidemiologiczną szachowe pojedynki zmieniły formę. – W dobie pandemii coraz więcej ludzi przeniosło się do internetu i gra w szachy właśnie tam. Zarówno rekreacyjnie, jak i zawodowo. Obecnie jest rozgrywany cykl turniejów on-line z pulą nagród 1,5 mln dolarów. w którym brał udział najlepszy polski szachista, ale niestety nie zakwalifikował się do kolejnej rundy – wyjaśnia Patryk Stanisz.

Internetowe zmagania przyciągają przed ekrany naprawdę sporo widzów. – Coraz cześciej transmisje z turniejów są na żywo oglądane przez tysiące osób. Ostatnio, gdy np. Polski Związek Szachowy prowadził streama, miał oglądalność na poziomi 7200 widzów live – dodaje trener szachów.

Płeć nie ma znaczenia


Jak wiemy, główna bohaterka "Gambitu” to kobieta, co oczywiście sprawia, że historia jest jeszcze bardziej filmowa. Ale biegłe w sztuce szachowej panie to wcale nie taka rzadkość. Dyscyplina wzbudza coraz większe zainteresowanie wśród kobiet. – Wszystko idzie w dobrą stronę. W dniach 11-13 grudnia w Bydgoszczy mają obyć się Mistrzostwa Polski Kobiet w Szachach Szybkich z pulą nagród 16200 zł organizowane przez Polski Związek Szachowy i Kujawsko-Pomorski Związek Szachowy – zauważa Stanisz.

Jedynak potwierdza, że popularność szachów wśród kobiet rośnie. Na poziomie zawodniczym nadal widoczna jest jednak przewaga mężczyzn. Z 25 tys. zrzeszonych w związku graczy ok. 10 proc. to kobiety. Jak łatwo wyliczyć, zawodniczek jest więc mniej więcej 2,5 tys., co w sumie nie jest złym wynikiem – pamiętajmy, że mówimy tylko o grających na poważnie. Kobiety są też w zarządzie związku. I proporcjonalnie jest ich więcej niż wśród zawodników. Płeć piękna stanowi 20 proc. całego składu zarządu.

– W najbliższych latach prognozujemy wzrost procentowego udziału kobiet w naszym sporcie, gdyż szachy jak mało która dyscyplina pozwala kobietom na równorzędną rywalizację z mężczyznami. Nie tak dawno, bo w 2016 roku, nasza drużyna kobieca zdobyła srebrny medal na Olimpiadzie Szachowej, co jest jednym z naszych największych sukcesów w historii Polskiego Związku Szachowego – podkreśla Jedynak.

Harmon była... za stara


Serialową Beth Harmon wyróżnia nie tylko płeć, ale również wiek. W momencie, gdy zgarnia swoje pierwsze szachowe skalpy, ma niecałe 15 lat. Serialowa fikcja? Owszem, tyle że… w drugą stronę. Jak bowiem przekonuje Jedynak, tym, co mija się z rzeczywistością, nie jest fakt odnoszenia przez Beth sukcesów tak wcześnie, ale to, że rozpoczęła treningi zdecydowanie za późno.

– Obecnie młodzi zawodnicy powinni zaczynać przygodę z szachami jeszcze w przedszkolu, ewentualnie w pierwszej czy drugiej klasie podstawówki. Start w wieku 15 lat jest raczej niemożliwy. Mowa oczywiście o graczach, którzy chcą wejść na poziom profesjonalny. Trzeba sobie uświadomić, że szachy pod tym względem to sport jak każdy inny. Dojście do odpowiedniego poziomu wymaga lat treningu, a konkurencja wśród zawodników jest ogromna. Historia Harmon fajnie wygląda na ekranie, ale w rzeczywistości raczej nie miałaby szans się zdarzyć – zauważa prezes PZSzach.

Jego zdaniem w najbliższym czasie boom na szachy wcale nie wyhamuje, a – w dużej mierze dzięki "Gambitowi królowej” – jeszcze przyspieszy.

Ten optymizm studzi trochę obserwacja Patryka Stanisza. – Jeżeli chodzi o zainteresowanie zajęć szachowych, to osobiście nie zauważyłem większego popytu i lawiny zapytań o zajęcia i lekcje szachów – przyznaje.

Zaznacza jednak, że uczy głównie w Anglii, więc nie da się tego do końca przełożyć na polskie warunki. W dodatku jesteśmy w epicentrum pandemii. Na realny wpływ "Gambitu” na zainteresowanie zajęciami szachowymi musimy więc pewnie poczekać przynajmniej kilka miesięcy.

Czytaj także: "Davidowi też się podoba". Dorociński pochwalił się, że Beckham zachwycił się "Gambitem królowej"