Poradnik "Sekret" zmienił życie milionów ludzi. Niestety jego ekranizacja na Netflix to koszmarek

Ola Gersz
Czy da się zekranizować poradnik? I to bestseller kalibru słynnego "Sekretu" Rhondy Byrne? Film "Sekret: Odważ się marzyć" (którego już sam tytuł odstrasza) udowadnia, że... nie. Film, który można oglądać na Netflixie, to absolutny niewypał, chociaż niewymagającym, umęczonym 2020 rokiem widzom może poprawić humor... na całe 5 minut.
"Sekret: Odważ się marzyć" to ekranizacja bestsellerowego poradnika Fot. Kadr z filmu "Sekret: Odważ się marzyć"
Tytuł ten recenzji świadomie jest kontrowersyjny. Czy "Sekret" Rhondy Byrne rzeczywiście zmienił życie milionów ludzi, czy może po prostu był efektem placebo? To kwestia sporna. Fakt jest jednak taki, że poradnik "Sekret" z 2006 roku był globalnym bestsellerem. Przetłumaczono go na 50 języków, sprzedano ponad 30 milionów egzemplarzy, a w 2020 powstała jego adaptacja.

O czym jest książka, która wywołała masową histerię? Byrne (która oparła publikację na australijsko-amerykańskim filmie dokumentalnym z 2006 roku, który wyprodukowała) dowodzi w "Sekrecie", że myśli mogą zmienić nasze życie. "Poproś, uwierz i otrzymaj" – radzi. Nieważne, czy chodzi nam o miłość, pieniądze czy darmową pizzę – uwierzmy, a będzie nam dane.
Mimo że sekret zawarty w książce Byrne nie jest potwierdzony naukowy, to... coś w tym jest. Coachowie czy terapeuci zalecają stosowanie afirmacji i wizualizacji, a wiele ludzi (w tym gwiazda pop Shawn Mendes, który zapisuje motywujące zdania w dzienniku i Oprah Winfrey) sobie te techniki chwali. Cóż, w końcu ludzki umysł jest tajemnicą, a nie od dziś wiadomo, że pozytywne myślenie może zdziałać cuda.


Na książce, która tłumaczyła, na czym działa to prawo przyciągania, wcale nie poprzestano. Czytelnicy "Sekretu", którzy zmienili swoje życie dzięki poradnikowi, oraz wszyscy niedowiarkowie, którzy chcą dać książce Australijki kolejną szansę, mogą teraz obejrzeć na Netflixie jej ekranizację. Film "Sekret: Odważ się marzyć" ma, jak w tytule, sprawić, że odważymy się marzyć. Problem jest tylko taki, że to absolutna kaszana.

Długi, sekret, miłość


Fabuła filmu Andy'ego Tennanta, którego współproducentką jest, a jakże, Rhonda Byrne, jest prosta jak konstrukcja cepa, przewidywalna jak świąteczna prognoza pogody w Polsce oraz miałka jak zbyt rzadki sernik z rodzynkami.

W skrócie: Katie Holmes gra wdowę Mirandę Wells, która z trudem utrzymuje siebie i trójkę dzieci. Jej restauracja w Nowym Orleanie nie przynosi dochodów, długi i stres ją przytłaczają, a zaręczyny z zamożnym szefem Tuckiem (Jerry O’Connell) wydają się być podyktowane bardziej obowiązkiem, niż miłością.
Fot. Kadr z filmu "Sekret: Odważ się marzyć"
Sytuacji nie poprawia nadchodzący do Luizjany huragan. Nawałnica niszczy dach domu Mirandy. Na szczęście zjawia się tajemniczy nieznajomy. Bray Johnson (Josh Lucas) przybywa do Mirandy z Nashville, aby przekazać jej dużą kopertę o nieznanej treści (której pieczęć przypomina... logo książki "Sekret"), a przy okazji naprawia jej i dach, i zderzak w samochodzie.

Kim jest? Nie wiadomo, ale jest radosny, przystojny i pozytywnie nastawiony do życia. Bohaterkę i jej dzieci raczy mądrościami o prawie przyciągania, posiłkując się zgrabną metaforą. – Im częściej o czymś myślisz, tym bardziej to do siebie przyciągasz – tłumaczy, trzymając w ręku spinacz do papieru i magnes.

Gdy syn Mirandy marzy o pizzy, a dostawca w mig pojawia się w drzwiach, rodzina bohaterki zaczyna wierzyć przybyszowi. Przesłanie filmu jest proste: teorie z książki "Sekret" są prawdą i zmienią twoje życie. Nawet gdy wszystko się wali i pali, twój los się odmieni dzięki potędze myśli. A to przesłanie, owszem, nęcące w 2020 roku.
Fot. Kadr z filmu "Sekret: Odważ się marzyć"

Optymizm i nuda


Miało być optymistycznie i eskapistycznie, ale wyszło tak miałko, nierealnie i sentymentalnie, że... aż śmiesznie. Niestety reżyser i scenarzysta Andy Tennat oraz współscenarzyści Bekah Brunstetter i Rick Parks postanowili skupić się na naciąganym romansie. Rezultat przypomina więc tandetne filmy Hallmarka skrzyżowane z adaptacjami melodramatycznych powieści Nicholasa Sparksa (tymi gorszymi, nie "Pamiętnikiem").

Bohaterowie nie mają charakteru (mimo że Holmes i Lucas są sympatyczni i robią co mogą), miasto jest tak urocze, że aż nudne, teorie rodem z "Sekretu" są łopatologiczne, ba, nawet prawo przyciągania i pozytywne myślenie są w filmie ukazane w najbardziej uproszczony sposób, jak tylko się da.

Takich scen, jak ta ze wspomnianą wcześniej pizzą, jest tutaj więcej. Absolutnym hitem jest moment, gdy podczas rozmowy z Mirandą Bray nagle wyciąga znikąd wielką dmuchawę do osuszania podłóg. Najwyraźniej ją sobie wymarzył, więc ta grzecznie czekała na niego na podwórku, mimo że przez miasto... chwilę temu przeszedł huragan.
Fot. Kadr z filmu "Sekret: Odważ się marzyć"
Być może "Sekret: Odważ się marzyć" spodoba się zagorzałym fanom książki "Sekret" oraz nierozważnym romantykom. Może poprawi im humor na całe pięć minut. Niestety nie na wiele dłużej, bo twórcy filmu po prostu nie wiedzą, jak zrobić sympatyczny film, który da widzowi nadzieję i poprawi mu humor.

Potrzebujecie takich filmów? Proszę bardzo, oto "7 filmów, które każdemu dadzą pozytywnego kopa". O wiele lepiej. "Sekretu: Odważ się marzyć" lepiej unikajcie, chociaż pozytywne myślenie zawsze warto praktykować. A nuż wymarzymy sobie dmuchawę do osuszania podłóg pod choinkę.