"Żadnej zwłoki". Polacy i Węgrzy będą rozczarowani deklaracją głównego negocjatora PE ws. budżetu
Komentarze po ostatnim szczycie Rady Europejskiej są mieszane. Generalnie panuje zadowolenie z przyjęcia budżetu UE, ale są tacy, którzy krytykują, że Unia dała Polsce i Węgrom furtkę, żeby opóźnić stosowanie mechanizmu praworządności. Główny negocjator PE ws. praworządności wyjaśnia jednak, że nie ma mowy o żadnych opóźnieniach.
Czytaj także: Soros krytykuje Merkel po szczycie w Brukseli. "Polsko-węgierskie wymuszenie"
– Reszta Unii jest już zmęczona słuchaniem narzekań ze strony rządu w Polsce i na Węgrzech o tym, jak są szantażowani w sprawie praworządności, a jednocześnie powtarzają, że nie mają żadnego problemu z praworządnością. To po prostu nie ma żadnego sensu – mówił w rozmowie z TVN24 Petri Sarvamaa.
Wychodzi więc na to, że sprawdzają się słowa Donalda Tuska, który stwierdził w piątek, że kompromis, który w rozmowach z Unią Europejską uzyskali Mateusz Morawiecki i Viktor Orban, był tylko symbolicznym gestem, żeby obaj politycy zachowali twarz. Tak naprawdę żaden z nich nic nie osiągnął.
Początkowo pisaliśmy, że to Węgry najwięcej zyskały na zaakceptowanych przez Radę Europejską konkluzjach. Chodzi o zapis w dokumencie, który gwarantuje możliwość podważenia słuszności zastosowania mechanizmu praworządności przez ukarane państwo przed TSUE.
To dawałoby w założeniu około dwa lata spokoju, ponieważ tyle przeciętnie trwają takie rozprawy przed Trybunałem. I takiego czasu potrzebuje bowiem Orban, gdyż Węgry od lat toczą walkę z UE w związku z kilkoma sprawami o poważne nieprawidłowości w wykorzystaniu wspólnotowych funduszy, a on w 2022 roku bedzie starał się o reelekcję.
Zapowiedź "żadnych opóźnień" w rozprawach dot. praworządności, o której pisze Sarvamaa sprawia, że nawet premier Węgier nic ostatecznie nie ugrał na ostatnim szczycie RE.
Czytaj także: Oto, co naprawdę ustalono podczas szczytu RE w Brukseli. Tak Orbán ograł rząd Morawieckiego