"Żadnej zwłoki". Polacy i Węgrzy będą rozczarowani deklaracją głównego negocjatora PE ws. budżetu

Adam Nowiński
Komentarze po ostatnim szczycie Rady Europejskiej są mieszane. Generalnie panuje zadowolenie z przyjęcia budżetu UE, ale są tacy, którzy krytykują, że Unia dała Polsce i Węgrom furtkę, żeby opóźnić stosowanie mechanizmu praworządności. Główny negocjator PE ws. praworządności wyjaśnia jednak, że nie ma mowy o żadnych opóźnieniach.
Petri Sarvamaa twierdzi, że nie będzie opóźnień w stosowaniu mechanizmu praworządności. Fot. Twitter.com / @petrisarvamaa
"Dużo szumu na temat opóźniania stosowania mechanizmu praworządności. Oto, co WIEM: Trybunał Unii Europejskiej nada priorytet sprawom Węgier i Polki. Spójrzcie, jak szybko przeanalizowano artykuł 50. dot. Brexitu. A po werdykcie regulacja przyjrzy się ich działaniom retrospektywnie od 1 stycznia. Tak więc NIE BĘDZIE OPÓŹNIEŃ" – napisał na Twitterze Petri Sarvamaa, główny negocjator PE ws. budżetu i praworządności. Fiński europoseł z Europejskiej Partii Ludowej jest jednym z głównych projektantów mechanizmu praworządności, który został przyjęty przez ambasadorów państw członkowskich w listopadzie. Polityk nie krył także w rozmowach z mediami, że działania Polski oraz Węgier, które chciały zawetować cały budżet UE, były bardzo męczące i bezsensowne.


Czytaj także: Soros krytykuje Merkel po szczycie w Brukseli. "Polsko-węgierskie wymuszenie"

– Reszta Unii jest już zmęczona słuchaniem narzekań ze strony rządu w Polsce i na Węgrzech o tym, jak są szantażowani w sprawie praworządności, a jednocześnie powtarzają, że nie mają żadnego problemu z praworządnością. To po prostu nie ma żadnego sensu – mówił w rozmowie z TVN24 Petri Sarvamaa.

Wychodzi więc na to, że sprawdzają się słowa Donalda Tuska, który stwierdził w piątek, że kompromis, który w rozmowach z Unią Europejską uzyskali Mateusz Morawiecki i Viktor Orban, był tylko symbolicznym gestem, żeby obaj politycy zachowali twarz. Tak naprawdę żaden z nich nic nie osiągnął.

Początkowo pisaliśmy, że to Węgry najwięcej zyskały na zaakceptowanych przez Radę Europejską konkluzjach. Chodzi o zapis w dokumencie, który gwarantuje możliwość podważenia słuszności zastosowania mechanizmu praworządności przez ukarane państwo przed TSUE.

To dawałoby w założeniu około dwa lata spokoju, ponieważ tyle przeciętnie trwają takie rozprawy przed Trybunałem. I takiego czasu potrzebuje bowiem Orban, gdyż Węgry od lat toczą walkę z UE w związku z kilkoma sprawami o poważne nieprawidłowości w wykorzystaniu wspólnotowych funduszy, a on w 2022 roku bedzie starał się o reelekcję.

Zapowiedź "żadnych opóźnień" w rozprawach dot. praworządności, o której pisze Sarvamaa sprawia, że nawet premier Węgier nic ostatecznie nie ugrał na ostatnim szczycie RE.

Czytaj także: Oto, co naprawdę ustalono podczas szczytu RE w Brukseli. Tak Orbán ograł rząd Morawieckiego