Ten film zmieni wasze życie. 6 rzeczy, których nauczył mnie dokument Netflixa o minimalizmie

Bartosz Godziński
Chwilę po obejrzeniu filmu "Minimalizm: Czas na mniej" wybrałem się do kontenera PCK, by wrzucić trzy pary niepotrzebnych spodni. W tym zielonych jeansów, które miałem na sobie ze dwa razy w życiu. Nowy dokument Netflixa zawiera sporo praktycznych porad, które mogą nam pomóc w osiągnięciu szczęścia. Trudno powiedzieć, czy już zmienił moje życie, ale poczułem minimalną ulgę. A to dopiero początek.
Dokument daje kilka praktyczny wskazówek do rozpoczęcia minimalistycznego życia Kadr z filmu "Minimalizm: Czas na mniej" / Netflix
Minimalizm nie jest niczym nowym. Na początku odnosił się jednak głównie do architektury. Jego najważniejszym reprezentantem i ojcem duchowym był Ludwig Mies van der Rohe (1886-1969 r.), którego aforyzmy, jak "mniej znaczy więcej" i "Bóg jest ukryty w szczegółach", zna cały świat.


Współcześnie nie jest związany wyłącznie ze sztuką lub prostymi meblami z IKEA. Minimalizm to również styl życia.

Bohaterami filmu, którego tytuł nawiązuje właśnie do myśli Rohe'a, są Joshua Fields Millburn i Ryan Nicodemus. Wychowani w biednych rodzinach, którym wszystkiego brakowało, szybko zrobili kariery i mieli wszystko. Oprócz szczęścia. Odkryli, że nie jest ono zawarte w przedmiotach. Założyli więc o tym bloga The Minimalists i stworzyli ruch społeczny, który pomógł milionom ludzi na całym świecie.
Tak, wiem jak to sztampowo brzmi. Kolejna historia o gościach, którzy odeszli z korpo i zostali coachami. Niestety trochę tak jest, ale trzeba umieć oddzielić ziarno od plew, prawda?. "Minimalizm: Czas na mniej" jest pełen gadek motywacyjnych i nawet zaczyna się banalnie - od opowieści o złym kapitalizmie, który wykreował zagrażający nam i naszej planecie konsumpcjonizm.

Jednak uwierzcie mi, że jest w nim też sporo prawdziwych mądrości, z którymi trudno się nie zgodzić. I nawet jeśli byliśmy ich świadomi, to może w końcu zacznijmy coś z nimi robić? Wyłuskałem najlepsze momenty, które chcę wbić w mózgownicę samemu, bo jestem nałogowym kolekcjonerem pierdółek, ale myślę, że ta lista przyda się każdemu.

1. Nie chodzi o to, by niczego nie mieć w domu, ale mieć rzeczy praktyczne i dające szczęście

Minimalizm błędnie może się kojarzyć z sytuacją, w której w sypialni mamy tylko łóżko (a najlepiej sam materac!) i tyle. Chodzi o to, by zorganizować tylko najpotrzebniejsze rzeczy. I takie, które sprawiają nam radość. Nie musimy więc od razu pozbywać się wszystkich obrazków ze ścian, figurek aniołków lub kart do "Magic: The Gathering".

– Powiedziałbym, że nie posiadamy dużo, ale każdy przedmiot ubogaca nasze życie. Nasze rzeczy, ubrania, samochód, przyrządy kuchenne i meble są tam po coś. Jako minimalista wiem, że wszystko ma być praktyczne albo ma sprawiać radość. Inaczej się tego pozbywam – zapewnia Joshua Fields Millburn. I faktycznie, kiedy widzimy jego mieszkanie, to wygląda normalnie. Nie jest jakieś ascetyczne lub "biedne", tylko po prostu schludne.
Kadr z filmu Netflixa

2. Trzeba ograniczyć własne potrzeby, a nie sugerować się tym, co nam mówią reklamy

Łatwo napisać, trudniej zrobić. Szczególnie, że współczesny marketing różni się od tego sprzed lat. Kiedyś agencje reklamowe nie miały takich narzędzi jak Facebook, który wyświetla nam spersonalizowane produkty na podstawie naszej aktywności w sieci. Social media znają nas lepiej niż my sami, wiedzą więc, czego pozornie "potrzebujemy".

– Amerykański sen to poczucie wolności. Jak to osiągnąć? Zarabiając więcej? To się nie uda. Nie chodzi o kolejne rzeczy, które idą w parze z pieniędzmi. Po prostu dodajesz zera do swojej głupoty. Rzecz w tym, żeby nauczyć się "kurczyć" potrzeby. W ten sposób powstaje bufor wokół życia, który wraz z oszczędnościami daje nam wolność. Jeśli chcesz, możesz wtedy rzucić robotę. Nie masz długów, które zajmują ci głowę, nie kupujesz niepotrzebnych rzeczy, na które nie masz pieniędzy, by imponować tym, którym nie lubisz – mówi jeden z ekspertów w filmie, Dave Ramsey, autor książki "The Total Money Recover".
Kadr z filmu Netflixa

3. Im mniej mamy rzeczy, tym bardziej je doceniamy

Każda rzecz, którą mamy w domu, a którą trzymamy bez określonego celu, już jest o jedną rzeczą za dużo. Nasze piwnice, garaże i strychy pełne są tego typu klamotów. W Stanach wynika to z długoletniego prosperity, u nas z zachłyśnięcia się wolnością po wyjściu z PRL. Kiedyś niczego nie było, to teraz sobie nadrabiamy z nawiązką. I potem dosłownie toniemy w pudłach i workach. Podobnie jest np. z pamiątkami z dzieciństwa i innymi "skarbami", do których nigdy nie sięgamy.

– Wspomnienia nie są ukryte w przedmiotach. Wspomnienia są w nas – zauważył Joshua Fields Millburn, kiedy musiał coś zrobić z rzeczami po zmarłej matce. Pod łóżkiem trzymała kilka pudeł z jego notatkami ze szkoły, które były zaklejone od dekad. Zachował tylko kilka pamiątek po niej. – Mając mniej rzeczy o wartości sentymentalnej, mogę bardziej je docenić. Kilka przedmiotów jest cenniejszych, bo ich wartość nie znika pośród setek innych pierdółek – dodaje.
Kadr z filmu Netflixa

4. Nie pytaj tylko "jak?", ale "czemu?" warto zostać minimalistą

– U mnie zaczęło się od jednego pytania: jak można żyć lepiej, mając mniej? Odpowiadając na to zidentyfikowałem cel minimalizmu. Nie tylko "jak?", ale przede wszystkim "czemu?". Jeśli uproszczę swoje życie, będę miał więcej czasu na swoje zdrowie, na innych ludzi, na kreatywność i finanse. Będę mógł naprawdę coś od siebie dać. Zrozumiałem zalety minimalizmu na długo przed opróżnieniem szafy – mówi Millburn.

Potem zaczął porządki od wyrzucania jednej rzeczy na miesiąc. Jednak szybko zaczął pozbywać się ich więcej. I nie czekał do następnego miesiąca. Zostawił tylko te przedmioty, które wnosiły wartość w jego życie. Przy każdej zadawał sobie proste pytanie: czy to coś poprawia moje życie? Im bardziej się angażował, tym łatwiejsze były dla niego kolejne "rozstania" z bibelotami.
Kadr z filmu Netflixa

5. "Impreza z pakowaniem" sposobem na szybką zmianę życia

Nim Ryan Nicodemus totalnie zmienił swoje życie, też lubił gromadzić różne kosztowności. Nie chciał się ich pozbywać stopniowo. Potrzebował szybkiego efektu. Razem ze swoim przyjacielem wpadli na pomysł "imprezy". Spakowali cały jego dobytek do pudeł - jak przy przeprowadzce. Każde z nich opisał, by wiedział, gdzie co jest. – Wszystko, co posiadałem i na co tak ciężko pracowałem leżało teraz w jednym pokoju. Stosy pudeł – wspomina Nickodemus.

Przez następne trzy tygodnie brał tylko te przedmioty, których aktualnie potrzebował. Co się okazało na koniec? 80 proc. dobytku wciąż pozostało w pudłach. Niektórych rzeczy nawet nie pamiętał. Po co to więc wszystko trzymać? Ok, z ozdób świątecznych korzystamy raz w roku ale, czy faktycznie są nam potrzebne dwa młotki, trzy grzebienie lub cztery deski do krojenia?
Kadr z filmu Netflixa

6. Stopniowe wyzwanie "Czas na mniej"

Jeśli poprzedni sposób na rozpoczęcie minimalistycznego stylu życia wydaje się wam zbyt radykalny, to spójrzcie na ten. Sam planuję go wprowadzić, choć jest raczej hardcore'owy dla takich chomików jak ja. Z pewnością będzie łamać mi serce. Autorzy filmu zachęcają do 30-dniowego challenge'u, do którego zapraszamy np. drugą połówkę, kogoś z rodziny lub kumpla z pracy.

Pierwszego dnia wywalamy (tzn. sprzedajemy, oddajemy potrzebującym lub na recycling) jedną rzecz, drugiego dwie, trzeciego trzy i tak dalej. Może to być ciuch, sprzęt AGD, płyta CD, figurka, cokolwiek. Każda z nich ma zniknąć danego dnia do północy. Wychodzi na to, że trzydziestego dnia będziemy musieli wyrzucić aż 30 szpargałów. Jednak po wszystkim poczujemy się, jakbyśmy wprowadzili się do nowego mieszkania.

Czytaj też: "Nie wyrzucę, może kiedyś się przyda". Ona zawodowo "odgraca" Polakom mieszkania

Miało być "zero waste", jest droga gadżetomania. Oto największy absurd nowego trendu na bycie eko