Wracają wielkie, bawełniane "majtki babci". Młode kobiety stringi mają gdzieś

Helena Łygas
Bridget Jones idzie po imprezie do domu swojego szefa. Całują się, lądują na kanapie, a Daniel – Hugh Grant – podwija jej sukienkę. I mimo że to komedia romantycznie, robi się zupełnie nieromantycznie. "Jezu, jakie ogromne majtki!" – wykrzykuje skonsternowany. Cóż, szykujcie się panowie. Babciowe figi wracają i nic nie wskazuje na to, że będą jedynie przejściową modą.
Seksowne czy nie – oto jest pytanie fot. Unsplash / Tuyen Vo


Gdy większość drobnych przedsiębiorców mogła już sobie pozwolić na wielkoformatowe bannery reklamowe, Janusze reklamy wytapetowali kraj wizerunkami dziewczyn w bieliźnie. Panie, mimo braku przepisowego stroju roboczego, pomagały sprzedawać blachodachówki i płytki PCV, wulkanizować opony i skupować złom.


Co odważniejsi decydowali się na usługi dziewczyn w stringach, nieświadomie popularyzując jeden z największych ówczesnych trendów tam, gdzie Fashion TV ani też prenumerata "Elle" nie docierały.

Zmierzch stringów


We wczesnych latach 2000 stringi rządziły niepodzielnie, generując 31 proc. dochodów branży bieliźniarskiej. Z tronu ustępowały powoli. W 2011 nosiła je jeszcze jedna czwarta Francuzek, ale już pięć lat później Marks & Spencer – najpopularniejszy sprzedawca kobiecej bielizny w Wielkiej Brytanii – raportował, że stringi kupuje mniej niż 10 proc. klientek.

Rynek, podobnie jak natura, nie znosi próżni, więc stringi znalazły następców, choć trzeba przyznać, że już nie aż tak popularnych. Jednym z nich były tzw. damskie bokserki – majtki szerokie na biodrach, za to ucięte w połowie pośladków. Potem nastał czas Aniołków Intimissimi, które kusiły z billboardów w półprzezroczystych koronkach.

Innowacje z majtek przeniosły się na kilka lat na biustonosze. Piersi opadały od Wschodu do Zachodu w miarę jak push-upy, które swego czasu partnerowały na kobiecych ciałach stringom, zostały wyparte przez wygodniejsze staniki.

Majtki mówią: akuku


Historia kobiecej bielizny to opowieść o naprzemiennym maskowaniu (luźne kroje i płaskie biusty lat 20.) i eksponowaniu (lata 50. z powrotem gorsetów w wersji light i spiczastymi stanikami).

Nie inaczej było i z majtkami, tyle że dotychczas ich "obowiązujący" krój jeśli coś zakrywał, to tylko po to, żeby odkryć co innego – jak na przykład majtki z lat 90. podciągnięte pod pępek, ale za to odsłaniające uda i biodra.

Gra w "nie ma, nie ma – jest!" miała jeden szkopuł. Większość modnych majtek do wygodnych nie należało. Tylko z pozoru przewiewne syntetyczne koronki, przesuwające się na biodrach tasiemki i rolujące szorty, wpijające się stringi i majtki brazylijskie, które większość kobiet chodziło co jakiś czas poprawiać na osobności.

Man gaze


Całkiem, jak gdyby nie projektowano ich dla wygody noszącej, ale dla przyjemności patrzącego. Przyjemność patrzącego może też oczywiście czerpać sama nosząca, jednak – umówmy się – ile czasu przeciętna kobieta realnie spędza na kontemplowaniu krzywizn własnych pośladków? Dwie minuty po pierwszym założeniu nowej bielizny i kilka sekund raz na miesiąc i to tylko pod warunkiem, że lubi własne ciało?

Czytaj także: Gdy mamusia wyzywa od "grubych świń". Tak Polki niszczą swoje córki

Nietrudno domyślić się, że patrzącymi, dla których przyjemności projektowano majtki, byli w pierwszej kolejności mężczyźni. W kolorowych magazynach latami można było przeczytać mądrości spod znaku "czuję się kobieco, gdy mam na sobie seksowną bieliznę, nikt nie musi o tym wiedzieć". I może lepiej, że nikt widzieć nie musiał, bo pocenie się na co dzień w koronkach z nieabsorbującego wody poliamidu trudno nazywać kwintesencją kobiecości.

Niech sczezną stringi!


Feministki drugiej fali zapisały się w popkulturze jako kobiety palące staniki. W rzeczywistości wyglądało to nieco inaczej. W 1969 roku grupa kobiet zebrała się przed budynkiem, gdzie odbywały się wybory Miss America, żeby wyrzucić do śmietnika przedmioty symbolizujące wymaganiami nakładane przez społeczeństwo na kobiety.

W koszu wylądowały mopy, patelnie, garnki, ale też sztuczne rzęsy, lakier do włosów, kosmetyki do makijażu i staniki. Media szukając skandalu rozpisywały się tylko o tych ostatnich, sugerując w dodatku, że zostały spalone. Mieszczańskiej Ameryce lat 60. drżącej przez buntem młodych rezygnacja z bielizny wciąż jeszcze nie mieściła się w głowie.

Wówczas kobiecych majtek do "kosza wolności" wyrzucać nie było potrzeby, bo od tych męskich różniły się głównie krojem. Sztuczne materiały i programowa niewygoda miały nadejść w latach 80. Spopularyzowały się dopiero, gdy wielkoformatowe reklamy bielizny były już na porządku dziennym. Przed epoką social mediów kobiety innych kobiet w bieliźnie za często nie widywały. A skoro modelki z kobiecych czasopism, reklam bielizny, a nawet z bannerów tych cholernych blachodachówek nosiły seksowne figi i staniki, pozostawało przyjąć do wiadomości, że tak wyglądać się powinno. Ot, taki bieliźniany protokół dyplomatyczny.

Paniom przyzwyczajonym do lycry i stringów długo nie przychodziło do głowy, że element stroju najbliższy ich ciał szczególnie wygodny nie jest. Dla urody trzeba w końcu znosić pewne niedogodności.

Pierwsze jaskółki babciowych majtek


Ale coś zaczęło się zmieniać. W okolicach 2014 roku wraz ze stylem normcore (czyli programowym brakiem stylu i stawianiem na wygodę) nadeszła moda na bieliznę rodem z męskiej szafy. Bawełnianą, wygodną, z szerokimi gumkami, a często i z widocznym logotypem. Dla kobiet orientujących się w trendach mrocznym obiektem pożądania stały się komplety od Calvina Kleina, swoją drogą prekursora mody (ale i zapachów) androginicznych. Wiele kobiet po raz pierwszy od 16., a czasem i 13. roku roku życia miało styczność z majtkami, które były najzwyczajniej w świecie wygodne.

Rok później "New York Times" odtrąbił wielki odwrót seksownej bielizny, powołując się na badania marketingowe.

Wynikało z nich, że sprzedaż stringów spadła o kolejne 7 proc., podczas gdy rynek wygodnych kobiecych majtek wzrósł o dalsze 17 proc. Popularność już nie tyle "męskich", co "babcinych" gaci rosła dalej nawet po zniknięciu bieliźnianych gumek z edytoriali. Z prostego powodu.

Dla kobiet z pokolenia Y (niesławni millenialsi) i Z (urodzeni po roku 2000) feminizm nie był już czymś radykalnym, ale raczej światopoglądowym "ustawieniem fabrycznym". Dodatkowo social media pozwoliły na pokazywanie w jednym obrazku tego, co dla feminizmu było wcześniej przedmiotem akademickich dyskusji dla nielicznych.

Tabu związane z menstruacją, owłosieniem czy cellulit, z którego branża kosmetyczna zrobiła grzech ciężki, mimo że ma go 90. proc. kobiet, wylądowały na Instagramie ze stosownymi hasztagami.

Córkom zaczęło świtać coś, co nie przyszłoby do głowy ich matkom – że wcale nie trzeba być najseksowniejszą wersją siebie. Co po niektóre zaczęły też zauważać, że lwia część niewinnych nowinek modowych żeruje na kobiecych kompleksach.

Czytaj także: Wracają perfumy Pani Walewska. Kupiłam "PRL-owskiego śmierdziela", ale tego się nie spodziewałam

Jesteś tego warta?


Masażery przeciwzmarszczkowe, innowacyjne legginsy i staniki, kolejne generacje prostownic sprzedają się pod hasłami pokroju klasycznego "jesteś tego warta". Tyle że ich marketing opiera się na zgoła innym założeniu – będziesz coś warta, o ile będziesz nosiła/stosowała nasz produkt. Jeśli chodzi o bieliznę, wartością, którą miały zapewniać zakupy, było przeważnie męskie pożądanie.

Część kobiet zlustrowała swoje szafy i zadała sobie jedno, zajebiście proste pytanie: Na co i po co mi tyle niewygodnych majtek? Pożądanie fajna rzecz, ale dbanie o atrakcyjność własnych pośladków 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu? Nawet pracownice seksualne nie muszą być seksowne non stop. Marka Neon Moon wystartowała kilka lat temu dzięki Kickstarterowi. Wspierający projekt pisali, że dopiero oglądając zdjęcia prototypów na modelkach sfotografowanych w codziennych sytuacjach zdali sobie sprawę, jak bardzo branża korzysta z kanonu soft porno. Rozchylone usta, wypięta pupa, przezroczysty szlafroczek.

Tak jakby każde założenie bielizny przez kobietę zapowiadało upojną noc z kochankiem. Tymczasem (kto by pomyślał!) majtki są produktem codziennego użytku i pierwszej potrzeby.

Kilka ostatnich lat to czas rosnącej popularności marek bieliźnianych obiecujących kobietom przede wszystkim komfort. A między wierszami – także większą higienę. Koniec końców noszenie syntetycznej, skąpej bielizny podczas menstruacji (dodajmy do puli jeszcze 30-stopniowe upały) jest nie tylko niewygodne, ale i niehigieniczne.

Pupa Kim Kardashian


W tym trendzie mieści się bijąca rekordy popularności marka Kim Kardashian SKIMS kopiowana jak świat długi i szeroki (żeby nie wymienić z nazwiska jednej z polskich celebrytek).

Oprócz bielizny modelującej na wielkie wyjścia, oferta to wypisz wymaluj "babciowe" majtki. Zakrywające pośladki figi, bielizna wyglądająca jak męskie slipy albo bokserki. Żadnych koronek, wstążeczek, prześwitów. Wszystko jednokolorowe, pozbawione wzorów i w tonacjach inspirowanych odcieniami skóry. Niekobiece? Aseksualne?

Może, gdy patrzy się na zdjęcia samych produktów. Wystarczy obejrzeć zdjęcia na modelkach, żeby zdać sobie sprawę, że najbardziej kobiece w bieliźnie jest ciało, na które została założona.

Majteczki babeczki, ho, ho, ho, ho


Stereotypowo seksowna bielizna ma jeszcze jeden aspekt. Nie trzeba być fetyszystą ani seksuologiem, żeby wiedzieć, że bodźce seksualne nudzą się i wypalają.

Małe ćwiczenie: wyobraźcie sobie swoje ulubione śniadanie (albo pozycję seksualną). Po dwóch latach pochłaniania co rano jajek na twardo (lub: seksu wyłącznie w pozycji na jeźdźca) macie serdecznie dość. Jajka zdają się smakować gorzej, w łóżku wieje nudą.

Koronkowe stringi nie będą seksowne na wieki wieków amen. Wielkie, bawełniane majtki mogą okazać się nie tyle skrytobójcą życia erotycznego, co niespodziewanym odkryciem. Że pomieszam przyjemne z przemądrzałym - już na poziomie symbolicznym niosą ze sobą szereg konotacji zgoła nie-babciowych. Białe, płócienne, proste. Niewinność? Dziewictwo? Młodość (oczywiście w granicach norm prawnych!)? Jest z czego wybierać.

Chcesz podzielić się historią albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl